Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Czym jest dla nas Boże Narodzenie i co jest wyjątkowego w tych świętach w Polsce?

Ks. dr Jan Sikorski: Zawsze wzrusza nas uroczystość zaślubin. To, że dwoje ludzi ślubuje sobie miłość przed Bogiem zawsze wywiera na nas duże wrażenie i kojarzy się z czymś pięknym. Podobnie z Bożym Narodzeniem. To również takie „zaślubiny”, tyle że w skali światowej. Bóg przychodzi na Ziemię za zgodą Dziewicy Maryi, która w obecności nas wszystkich, całej ludzkości, mówi: „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Jeśli więc zawsze wzrusza nas ślub dwojga ludzi, trudno, by nie wzruszyły nas takie zaślubiny ogólnoświatowe. Było „niebo zawarte, piekło otwarte”. A w tym szczególnym czasie Pan Bóg otwiera nam niebo, śpiewamy więc w kolędzie: „piekło zawarte, niebo otwarte”. I przychodzi do nas we wspaniałej scenerii, pod postacią słabego dziecięcia, oddanego w ręce ludzkie, za pośrednictwem Maryi. Jest to wyjątkowa forma obecności Pana Boga wśród nas, bo poprzez to Dzieciątko łączy się z nami cała Trójca Święta.

Boże Narodzenie to wielka tajemnica zawarta w niezwykłej prostocie. W tym momencie, skoro otwiera się nam niebo, to i człowiek w pewnym sensie staje się ubóstwiony. To święto utwierdza nas w przekonaniu, że nie jesteśmy na tym świecie tylko jakąś „cząstką materii”, ale przyjaciółmi Jezusa Chrystusa, który przychodzi do nas i prowadzi nas do Zbawienia. Gdyby zamknąć nasze doświadczenia Bożego Narodzenia w jednym słowie, powiedziałbym, że owocem tego święta jest ogromna radość, że Ktoś nas pokochał i chce prowadzić przez życie. I tę radość odczuwa cały świat, choć niekoniecznie w pełni teologicznie. Często trochę „naskórkowo”, po dziecięcemu: Mikołaj, choinka, prezenty, kiermasze świąteczne... Jednak to wszystko ma swój sens, wiąże się z radością z narodzin Boga.

W Polsce szczególnie cieszymy się tym cudownym folklorem, tym, że człowiek został złączony z Bogiem, a ta prawda teologiczna jest pięknie udekorowana zwyczajami świątecznymi, z których każdy ma swoją głęboką treść, jeżeli się nad tym zastanowimy. Weźmy np. wieczerzę wigilijną, podczas której ludzie utrwalają swoją miłość i przyjaźń poprzez wspólny stół. A ten „stół” potem jest kontynuowany w sposób szczególny jako „stół eucharystyczny”, ołtarz, Komunia Święta. Dlatego też wielu ludzi garnie się na Pasterkę. Chcą jako pierwsi, w nocy, usłyszeć, że Chrystus się narodził. My wiemy, że żyje, że się narodził, jednak co roku odnawiamy tę radość, aby jeszcze bardziej to sobie uświadomić i przylgnąć, „przytulić się” do tego małego Jezuska, odczuć, że nie jest to tylko „teoria”, ale żywa obecność Pana Jezusa wśród nas. Przyjmujemy Go również w Komunii Świętej i wtedy to Boże Narodzenie cały czas w nas trwa.

W tym roku przed świętami Bożego Narodzenia mamy bardzo niespokojny czas. W Niemczech, czyli przecież bardzo niedaleko nas- zamach na jarmarku bożonarodzeniowym. Również i w naszym kraju sytuacja jest bardzo niespokojna. Społeczeństwo jest podzielone, a politycy opozycji i partii rządzącej nie potrafią się porozumieć. Przy świątecznym stole spotyka się cała rodzina, w czasie Bożego Narodzenia odwiedzamy też albo zapraszamy do siebie rodziny, przyjaciół... I w wielu domach dochodzi do kłótni na tematy polityczne czy społeczne i wielu rodzinom z tym właśnie kojarzą się święta. Może w ogóle nie wypada przy świątecznym stole poruszać tych tematów?

Stół świąteczny, zwłaszcza przy wieczerzy wigilijnej, jest jak gdyby ołtarzem. Przy ołtarzu nie rozmawia się o takich sprawach rozmawia. Przy ołtarzu nie ma miejsca na spory, ponieważ przede wszystkim ma łączyć nas wielka radość, że Chrystus nas ukochał.

Wszyscy jesteśmy jakby „pomalowani” na różne kolory. Każdy z nas jest inny, ma różne swoje przekonania i wizję tego świata. Nie rozumiem, dlaczego ludzie, którzy mają różne poglądy na pewne sprawy, często nie potrafią się pogodzić. To oczywiste, że się różnimy. Każdemu z nas wolno mieć własne spojrzenie na różne sprawy. Pan Bóg chce, żeby każdy z nas był inny i wolno nam te przekonania wygłaszać. Niestety, bardzo często za dużo dochodzi do tego emocji, które nas gubią. Często jednak rozmowa zupełnie na serio, biorąca pod uwagę fakty, a nie uprzedzenia, byłaby na miejscu. Jednak kłótnia czy chęć przekonania drugiego człowieka za wszelką cenę do swoich poglądów, to bardzo niski poziom dyskusji. Każdy ma prawo przedstawić swoje poglądy, dać swoje świadectwo. Czy druga osoba (która ma takie samo prawo), przyjmie to, czy też nie- to już jej sprawa. Ja natomiast otwieram serce i mówię to, w co najgłębiej wierzę.

Najlepiej byłoby jednak, żebyśmy w święta niekoniecznie poruszali tę polityczną sferę, gdyż ona aż za bardzo wyzwala w nas emocje. Te emocje lepiej skierować ku Chrystusowi, porozmawiać raczej trochę „ewangelicznie”, dziękować za to, że Chrystus jest z nami, że narodził się, przyniósł nam Swoją obecność i wartości, którymi się w życiu kierujemy. A politykę zostawmy wówczas gdzieś z boku. Oczywiście, trudno o pewnych rzeczach mówić bez emocji, ponieważ niosą za sobą straszne konsekwencje. Na przykład przyjmowanie „na siłę” ludzi innej kultury i innej świadomości. Widać, jakie są tego skutki, bo Europa i Bliski Wschód są jak woda z ogniem i niekiedy lepiej zachować pewien dystans.

Życzyłbym jednak wszystkim, by umieli rozmawiać ze sobą... ludzkim głosem. Żebyśmy wszyscy rozmawiali z innymi przyjaźnie i z miłością. I umieli potępić zło, a nad dobrem pracować.

Wspominał Ksiądz, że święta Bożego Narodzenia są w Polsce „udekorowane” wieloma świątecznymi zwyczajami. Mamy więc Wigilię, a więc kolację z tradycyjnymi potrawami, w gronie najbliższych, łamanie się opłatkiem i... Puste miejsce przy stole. Wszystko to, jak się wydaje, ma wymiar symboliczny, bo przecież również osoby niewierzące czy niezbyt związane z Kościołem łamią się opłatkiem czy ubierają choinkę. A może te zwyczaje mają wymiar również duchowy? Jak to jest z tym „pustym nakryciem przy stole”?

Mamy ten piękny zwyczaj. Historia nie szczędziła naszego narodu, wielu naszych rodaków zostało wygnanych z ojczyzny, ale ich myśl wciąż sięgała domu. To puste miejsce przy stole jest znakiem naszego otwartego serca. Tak jak Chrystus otworzył Swoje serce i przyjmuje nas do Siebie, mimo naszych słabości i grzechów, tak i my mamy to symboliczne miejsce przy stole, aby nam przypominało, że nasze serce ma być otwarte dla innych. A mamy wiele innych pięknych tradycji. Dzielimy się opłatkiem. A ten cudowny, Boży chleb jest znakiem naszej jedności i wspólnej wiary w Chrystusy Pana. Śpiewanie kolęd to z kolei dotykanie arcydzieł polskiej muzyki, a jednocześnie- świadectwo kulturowej i środowiskowej przynależności do siebie nawzajem i do dawnych czasów.

Bardzo niedobrze, żeby te święta były „plastikowe”. Ot, usiądźmy, zjedzmy, posprzątajmy ze stołu i idźmy wcześniej spać, żeby wypocząć na następny dzień. Nie, kochani, trzeba posiedzieć razem, pośpiewać kolędy, iść na pasterkę i nawet trochę się przez to nie wyspać. Ale tych świątecznych akcentów z całym ich bogactwem, broń Boże nie pomijajmy.  

Bardzo dziękuję za rozmowę.