Jak zawsze w weekend "Gazeta Wyborcza" postanowiła oddać swe łamy dla głosu ellyty, która ma uświadamiać ciemny lud, jak mamy interpretować zastaną polską rzeczywistość. Tym razem niezawodna już Krystyna Janda po raz kolejny raczy czytelników topniejącej gazety Adama Michnika swoimi mądrościami.

Poniżej kilka znamiennych cytatów z wywiadu z Panią Jandą.

Krystyna Janda wraca do tego, że jej teatr nie dostał tyle dotacji ile chciała. Pieniędzy wg Jandy nie dostali „potencjalni kontestatorzy”, ale ci „wszyscy ci, którzy mają wykonać plan - czynić sztukę narodową. Co to jest sztuka narodowa, patriotyczna i polska? Ja nie wiem". 

I dalej: "Kultura idzie w tę stronę, patriotycznych koncertów i narodowych rekonstrukcji. Za chwilę rekonstrukcja pomyli im się ze sztuką" - wyznaje z oburzeniem Pani Krystyna. 

W wywiadzie Pani Janda przyznaje się do wspierania i popierania KODu. I dodaje, że na marsze KODu chodzi jej rodzina: "Mam dwóch synów studentów. Rozmawiam z ich kolegami, znam ich. Młodzi przyszli scenarzyści, prawnicy, lekarze, socjologowie, fizycy, operatorzy filmowi, filozofowie. U jednego z nich na wydziale wszyscy są sympatykami PiS. Wszyscy!" - irytyuje się Janda.

Ogólnie Krystyna Janda czuje się w Polsce bardzo źle. Wręcz przeżywa sceny z horroru: "Gdy się budzę, myślę sobie: „Co mi jest? A, to Polska mi jest”. Cały czas mam uczucie jakiejś żałoby po Polsce, po polskiej wolności. Ciągle myślę - co oni z Polską robią? Mam uczucie, że to, co się dziś dzieje, to wielka narodowa tragedia. Mam uczucie, że uczestniczymy w wielkim ideologicznym, konserwatywno-nacjonalistycznym projekcie. PiS chce stworzyć kraj zupełnie inny od tego, w którym żyliśmy.  Zapanowuje jakieś łajdactwo, ujawnia się wszystko, co bezwzględne, nieprawe. Ludzie stają się przerażający". 

Smutna rzeczywistość Pani Jandy przeraża. Bo kto ma takie odczucia i codziennie zmaga się z takimi przerażającymi wizjami, musi być bardzo nieszczęśliwy. Cóż, jest kilka wyjść z tej sytuacji, ale niedobrze jest, że Janda publicznie dzieli się takimi spostrzeżeniami. Czytelnik naprawdę nie chce czytać takich wynaturzeń.

mko/Gazeta Wyborcza