17. czerwca przypada 25. rocznica podpisania przez Polskę i Niemcy traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. O generalną ocenę tego ćwierćwiecza naszych kontaktów poprosiliśmy w rozmowie telefonicznej dziennikarkę, publicystką tygodnika "wSieci", Krystynę Grzybowską.

Krystyna Grzybowska: Przed 25 laty byłam korespondentką w Bonn i miałam zaszczyt być przy podpisywaniu traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy między Republiką Federalną Niemiec i już wówczas III RP. Wszyscy bardzo się z tego cieszyli, byliśmy przecież tak uzachodnieni. Szczególnie, że kanclerz Helmut Kohl zapewniał Polaków i wszystkich Europejczyków, iż Polska leży w centrum Europy, a Kraków – w szczególności. Rzeczywiście, spotkał nas, jeśli można tak powiedzieć, ten zaszczyt - i kilkanaście lat później, w roku 2004, zostaliśmy przyjęci do Unii Europejskiej.

Zastanawia mnie dziś, dlaczego tak bardzo zależało Niemcom na podpisaniu tego traktatu? Czy chodziło tylko o uznanie naszej suwerenności, państwowości i demokracji, czy może także o ekspansję gospodarczą? Polska okazała się dość potężnym jak na Europę rynkiem zbytu i rynkiem inwestycyjnym. Przez te 25 lat Niemcy opanowały naszą gospodarkę w stopniu, mówiąc delikatnie, bardzo znacznym. W tym samym czasie powoli, ale skutecznie, zmieniała się propaganda mediów niemieckich. Najpierw słyszeliśmy gorące pochwały okrągłostołowego systemu. Wszystko właściwie szło gładko, a zarazem trwał swoisty najazd niemieckich interesów… Przez dłuższy czas społeczeństwo właściwie nie miało pojęcia, co jest grane. Jako członkowie Unii Europejskiej Polacy czuli się bardzo europejscy i wręcz zaszczyceni. Jednak jednocześnie niemieckie media zagrabiły większość mediów polskich… To nie była już epoka Helmuta Kohla, ale zupełnie inne Niemcy. Jeżeli tylko chcieliśmy domagać się szacunku dla naszego narodu i naszej historii, natychmiast oceniano nas negatywnie. Dowiedzieliśmy się w tym czasie na przykład, że współuczestniczyliśmy w Holokauście. O tym i o wielu innych rzeczach nie mieliśmy pojęcia i trzeba było dopiero tego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, aby nas oświecono.

Tak to wszystko szło – aż do chwili zmiany rządów w Polsce po ośmiu latach wiernej służby Platformy. Nagle okazało się, że nie da się już dłużej utrzymywać spraw w starym stylu… Szybko dostaliśmy więc od niemieckich mediów w kość. Nikt nie zwracał większej uwagi na jakiś traktat o sąsiedzkiej przyjaźni i innych miłych rzeczach. Walą w nas – bo podnieśliśmy głowę. Polskie społeczeństwo obudziło się by stwierdzić, że istnieje coś takiego jak ojczyzna, patriotyzm, bohaterstw – a więc rzeczy, które przez 25 lat próbowano wymazać z naszej świadomości, a zwłaszcza ze świadomości młodego pokolenia.

W Bundestagu nie przyjęto uchwały poświęconej rocznicy podpisania traktatu. CSU, współrządząca siostrzana partia CDU Angeli Merkel, uznała, że w tej uchwale musi być passus o straszliwym cierpieniu wypędzonych. Na to nie zgodziła się współrządząca socjalistyczna SDP – i uchwały nie będzie. Tak właśnie wygląda to święto. Jedno jest w każdym razie pewne. Jeżeli Niemcy przyjaźnią się z nami i mają jakąś chęć do współpracy, to przede wszystkim we własnym interesie, a nie tam dla jakiejś sąsiedzkiej przyjaźni. On już tak mają – od wieków.