Rzeczywistość zmienia się na naszych oczach. Euroatlantycki system bezpieczeństwa stoi w obliczu poważnych wyzwań. Artykuł 5. traktatu waszyngtońskiego może okazać się fikcją. Trump stawia pod znakiem zapytania gwarancje dla sojuszników. NATO znajduje się na krawędzi rozpadu. W Niemczech, Francji i we Włoszech coraz bardziej rosną w siłę zwolennicy Putina. Dzisiaj oczywisty jest fakt, że Moskwa szykuje się do ekspansji w kierunku zachodnim. Jest ryzyko, że w końcu Trump i Putin dokonają nowego podziału świata.

„Granica Rosji nie kończy się nigdzie” – powiedział Putin podczas ceremonii, zorganizowanej przez Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne. Gospodarz Kremla do dziś wątpi w to, czy NATO zechce umierać za Suwałki. Ukryta wojna przeciwko Polsce już trwa.

Moskwa wściekle nienawidzi Ameryki, która po II wojnie światowej nie pozwoliła stalinowcom podbić całej Europy, stała się lokomotywą NATO i w ciągu ostatnich dziesięcioleci była gwarantem wolności i niepodległości zarówno Polski, jak i pozostałych narodów Europy. Właśnie dlatego Rosjanie tak namiętnie wspierają zwolenników koncepcji izolacjonizmu w USA i nastroje antyamerykańskie na całym świecie. Jeśli Ameryka wycofa się politycznie ze Starego Kontynentu, Europę czekają bardzo trudne czasy.

Minimalny program rosyjskiej strategii geopolitycznej zakłada odzyskanie całkowitej kontroli nad strefą wpływów Związku Radzieckiego – dawnym blokiem wschodnim. W tym właśnie celu Moskwa za wszelką cenę pragnie przeszkodzić integracji państw międzymorza bałtycko-czarnomorsko-adriatyckiego. Kreml ma wystarczająco dużo narzędzi do realizacji swojej strategii.

W przeciągu 200 lat Rosja panowała w Europie Środkowo-Wschodniej za pomocą zasady „dziel i rządź”. Głównym jej narzędziem było podburzanie do nienawiści etnicznej. Przede wszystkim między Polakami i Ukraińcami. Skuteczność tego narzędzia Moskwa sprawdziła w XVIII wieku w przeddzień rozbiorów Polski podczas rzezi humańskiej (rewolty hajdamackiej) oraz w XX wieku na Wołyniu po wybuchu II wojny światowej. Kreml do dziś aktywnie korzysta z tego narzędzia. Po mistrzowsku manipulując pamięcią o tragicznych kartach historii, Moskwa ciągle podżega do konfliktu między Polakami i Ukraińcami.

Co więcej, w ciągu kilku dekad w Polsce trwa potężna kampania propagandowa na rzecz geopolitycznej wizji Romana Dmowskiego, który był stanowczym przeciwnikiem idei federacyjnej Józefa Piłsudskiego. Współcześni zwolennicy Dmowskiego oferują podobną opcję polityki zagranicznej, co (tak samo jak w czasie czwartego rozbioru Polski w 1939 roku) może stanowić poważne zagrożenie dla polskiej państwowości i racji stanu.

Jednocześnie rosyjscy dyplomaci w ciągu dekady proponują niektórym siłom w Polsce udział w rozbiorze Litwy i Ukrainy, czyli oferują darmowy ser w pułapce na myszy. Mówią: „Oddamy wam wasze Wilno i Lwów!” i zacierają ręce, licząc na to, że Polacy dadzą złapać się w sidła.

Dowodem na to jest fragment wywiadu, którego w 2013 roku udzielił amerykańskiemu portalowi Politico ówczesny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, informując, że w 2008 roku Putin oznajmił ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi, że Ukraina to sztuczny kraj, a Lwów jest polskim miastem i próbował wplątać Polskę w inwazję na Ukrainę. Co ciekawie, taką samą opinią o Ukrainie gospodarz Kremla podzielił się w kwietniu 2008 roku z amerykańskim przywódcą Georgem Bushem podczas dyskusji w czasie zamkniętego spotkaniu Rosja − NATO.

Ale sedno sprawy jest w tym, że Putin nie chce oddać Polakom Lwowa, lecz chce zagarnąć dla siebie całą Polskę. Rosyjscy dyplomaci ciągle liczą na to, że przyszli przywódcy Polski własnoręcznie zniszczą perspektywę utworzenia regionalnego aliansu wojskowo-politycznego. Polska jako lider Międzymorza jest bastionem Europy. Rosyjscy imperialiści nie mogą się doczekać momentu, gdy zwolennicy geopolitycznej wizji Dmowskiego wpadną w pułapkę i otworzą im bramy tej fortecy.

– Na eurazjatyckim kontynencie dla Polski nie ma miejsca – nieustannie powtarza czołowy kremlowski ideolog Aleksander Dugin.

Przypomnijmy raz jeszcze, że niezdrowe pomysły Dugina zainfekowały establishment i korpus dyplomatyczny całej Federacji Rosyjskiej. Ten strateg ma ogromny wpływ na osoby podejmujące decyzje w najważniejszych sferach życia politycznego. Rosyjskie elity podzielają jego poglądy. Właśnie dlatego Kreml nieustannie propaguje geopolityczną alternatywę dla Europy – ideę stworzenia osi geopolitycznej Moskwa – Rzym – Paryż – Berlin, mającej stworzyć prorosyjski sojusz, do którego, zgodnie z zamysłem Kremla, powinni dołączyć inni przyjaciele Rosji – Hiszpania, Węgry, Serbia, Bułgaria i Grecja. Ten alians zgodnie z oczekiwaniami Moskwy ma dokonać nowego podziału Starego Kontynentu kosztem Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej.

Argumenty rosyjskich dyplomatów (w znakomitej wypowiedzi pod tytułem „Wybawić Europę Zachodnią od Wschodniej”) trafnie opisuje Aleksander Dugin: „Kontynentalna Europa zainteresowana jest aliansem z Rosją. Zainteresowana rosyjską energetyką, tym by jej dostawy nie były zagrożone. Europa zainteresowana jest projektem „Nord Stream”. Ale niektóry zaczynają przeszkadzać. To jakieś nieporozumienie! Dlaczego mamy je znosić? Trzeba zlikwidować »kordon sanitarny«, zawrzeć »nowy pakt Ribbentrop-Mołotow«, po to, żeby granica między Rosją a Starą Europą była bezpośrednia, bez tych »przyjaciół«. W wielkim starciu cywilizacji atlantyckiej i kultury eurazjatyckiej to wszystko, co znajduje się między nami – Polska, Ukraina, Europa Środkowa – musi zniknąć, zostać wchłonięte” – twierdzi z maniakalnym uporem kremlowski szaman, nazywany ideologiem Putina.

Niestety, nie można wykluczyć, iż w pewnych okolicznościach rosyjscy dyplomaci będą mogli przekonać swoich nadmiernie pragmatycznych kolegów z Niemiec, Francji i Włoch i doprowadzić do nowego podziału Europy. Jest to scenariusz całkiem prawdopodobny, jeśli dojdzie do paraliżu NATO i wycofania się Ameryki ze spraw Starego Kontynentu. W tym przypadku Rosja będzie miała realną szansę wdrożyć swoją strategię.

Jeśli państwa Europy Środkowo-Wschodniej nie potrafią stworzyć silnego regionalnego sojuszu wojskowo-politycznego, to w niedługim czasie mogą się stać łatwym łupem dla agresywnego moskiewskiego ekspansjonizmu. Z tego punktu widzenia, geopolityczna koncepcja Romana Dmowskiego, która stanowczo zaprzecza idei Międzymorza z udziałem Litwy i Ukrainy – to dla polskiej niepodległości nieledwie bomba z opóźnionym zapłonem.

Włodzimierz Iszczuk/Jagiellonia.org