"Rosyjskie władze prężą militarne muskuły na granicy z Ukrainą, zaś media wskazują na Kijów jako "strategicznego przeciwnika". Czy oznacza to przygotowania do pełnoskalowej ofensywy czy raczej kolejne próby wymuszania ustępstw przez zastraszanie?" - czytamy na łamach portalu Defence24.pl.
Zaniem autora artykułu A. Turkowskiego część przesłanek przemawia za scenariuszem wielkiej wojny. "Koncentracja wojsk przy granicach z Ukrainą oraz wzrost aktywności prorosyjskich separatystów. Na początku 2016 r. rosyjski resort obrony zapowiedział utworzenie przy granicy z Ukrainą dwóch dywizji (trzecia ma być rozlokowana w Zachodnim Okręgu Wojskowym, przy granicy z Białorusią), które mają osiągnąć gotowość bojową do połowy 2017 r. Z kolei, jak niedawno podał minister obrony Siergiej Szojgu, od 2013 r. wykonano ponad 200 przedsięwzięć mających na celu zwiększenie możliwości bojowych wojsk Południowego Okręgu Wojskowego. W tym czasie sformowano: 4 dywizje, 9 brygad i 22 pułki" - pisze autor.
To wszystko może być przygotowaniem do stworzenia sił gotowych na szybkie uderzenie na Ukrainę; dochodzi do tego nieustanne wzmacnianie "separatystów" i częste łamanie rozejmu, a do tego zepchnięcie Rosji do defensywy po ostatnim szczycie NATO. Działania wojskowe mogłyby być próbą odzyskania inicjatywy.
Równie wiele jednak przemawia za tym, że wielkiego konfliktu nie będzie...