Watykan opublikował podsumowanie pierwszego tygodnia obrad Synodu Biskupów. W lewicujących mediach można przeczytać, jakoby Kościół chciał „nowego otwarcia” na osoby homoseksualne. Jak jest naprawdę? O komentarz poprosiliśmy ks. dr. Roberta Skrzypczaka.

„Otwarcie” na żądanie środowisk homoseksualnych jest niemożliwe bez zdrady prawdy o człowieku

W gazetowym, medialnym ujęciu zawarte jest ukryte żądanie, by Kościół poszedł na kompromis ze światem i zrezygnował ze swojego nauczania. Na Synodzie nie ma jednak mowy o takim otwarciu na osoby homoseksualne, w którym zostaną im przyznane kolejne prawa i spełnione oczekiwanie przywilejów. Kościół nie może tu niczego zmienić bez zdrady głębokiej prawdy o człowieku, o jego stworzeniu na obraz Boga jako mężczyzny i kobiety. Do prawdy o człowieku należy także dzieciach, które mają prawo wzrastać w rodzinie, w której obecna jest figura ojca i figura matki. Płeć jest po to, by wychodzić poza siebie samego i darować się drugiej osobie. W tym darze przejawia się miłość, która jest czymś więcej niż tylko pożądaniem erotycznym lub uczuciem. Miłość jest ofiarowaniem.

Bez zdrady tej głębokiej prawdy Kościół nie może dokonać tak zwanego „otwarcia” na żądania praw i przywilejów społeczności homoseksualnych. Nie można okłamać ludzi przystając na zrównanie związków jednopłciowych z małżeństwem ani godząc się na adopcję przez takie związki dzieci.

Prawda Eucharystii wyraża się w tym, że Chrystus jest oblubieńcem, który poślubia ludzkość. Oddaje swoją krew i łączy się ze swoją oblubienicą poprzez Eucharystię także cieleśnie. To główny powód, dla którego nie można zgodzić się, by pary żyjące w związku niesakramentalnym mogły przystępować do Komunii.

„Kościół otwiera się także na osoby homoseksualne. Każdemu chce głosić dobrą nowinę”

Oczywiście, jeśli chodzi o otwarcie duszpasterskie, to żaden apostoł ani misjonarz, w ogóle żaden człowiek, który doświadczył w sobie Chrystusa, nie będzie miał żadnych wątpliwości: nie można nikogo potępiać, lekceważyć lub odrzucać ze względu na jego doświadczenia życiowe. Kościół odnosi się w tym wypadku do każdego człowieka z ogromnym wyczuciem, miłością i empatią – także wobec tych osób, które mają doświadczenia nie odpowiadające z tym, co jest ideałem człowieka szczęśliwego.

Kościół otwiera się więc także na osoby homoseksualne – w tym sensie, że każdemu chce głosić dobrą nowinę i zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią i grzechem. Chce każdemu podarować łaskę drogi prowadzącej do Królestwa Niebieskiego. Nie ma tu żadnej dyskryminacji ani różnić. Chrystus obdarowuje taką samą łaską i tymi samymi powinnościami każdego człowieka. Etyka jest jedna, tak sama dla osób hetero- jak i homoseksualnych. Każdy człowiek, czy to mający odczucia hetero- czy homoseksualne, jest wezwany do rozpoznania tego, co jest w nim grzechem – i do nawrócenia. W każdym przypadku zdrada jest zdradą, cudzołóstwo - cudzołóstwem, nierząd - nierządem a egoizm - egoizmem. Tak samo w przypadku każdego człowieka zwycięstwo nad grzechem jest zwycięstwem, cnota – cnotą, nawrócenie – nawróceniem, świętość – świętością.

„Wielu homoseksualistów oddało swoją seksualność w ręce Chrystusa”

Wiele osób mających odczucia homoseksualne oddało swoje życie, ciało i swoją seksualność w ręce Chrystusa – wiedzą o tym także historycy Kościoła. Impuls i siła kryjące się w pożądaniu Jezus potrafi zamienić w ogromną moc twórczą, w ogromną siłę miłości. Ludzie ci mogli przeżyć swoje życie bardzo sensownie: kochając, a nie tylko pożądając, żyjąc dla innych, a nie tylko dla siebie. To jest obietnica Jezusa Chrystusa dla każdego, i w tym sensie Kościół jest otwarty na wszystkich ludzi. Gdy chodzi o dzielenie się tym, co otrzymaliśmy od Chrystusa, nie wolno dopuścić do jakiejkolwiek dyskryminacji ani lekceważenia. Jezus umarł za każdego człowieka – a zwłaszcza za tych, którzy czują się grzesznikami lub jak grzesznicy są traktowani. Właśnie ci są pierwsi w drodze do Królestwa Niebieskiego.

Franciszek jako medialna antyteza Benedykta XVI

Jeśli chodzi o postawę mediów to mam wrażenie, że to wszystko bierze się z jakiegoś fałszywego odczytania intencji papieża Franciszka. Uważa się, że jest on jakimś zaprzeczeniem swojego poprzednika, Benedykta XVI. Papież z Niemiec był postrzegany jako strażnik wiary, człowiek niezłomny, walczący z relatywizmem moralnym i domagający się szacunku wobec wartości niepoddających się dyskusji. Z kolei papież Franciszek jest widziany jako człowiek, który nie przypisuje zbyt wielkiej wagi doktrynie ani katechizmowi, a zwraca bardziej uwagę na odczucia. Ma być bardziej empatyczny, wrażliwy na cierpienie ludzie, a stąd – skłonny do większego dostosowania się do współczesności.

Ten nieprawdziwy, karykaturalny obraz papieża Franciszka został w moim przekonaniu spopularyzowany przez niektórych dziennikarzy. Prowadzono z Ojcem Świętym w specyficzny sposób wywiadu, lub dopisano pewne odpowiedzi, jak to uczynił redaktor naczelny „La Stampa”. W ten sposób chciano dostosować się do oczekiwań pewnej grupy ludzi, którym nie odpowiada nauka Kościoła katolickiego lub nie są z tą nauką koherentni. Takie środowiska domagają się wielkiej reformy chrześcijaństwa, dostosowania się do wymogów współczesnego człowieka. Tak, jakby to Pan Bóg miał dostosować się ze swoimi warunkami do ludzi, a nie ludzie do Pana Boga!

Złudna nadzieja na sobór, który w centrum postawi człowieka

W tym sensie obudziło się wiele apetytów, takich, jak te, które żywiono za czasów Pawła VI. Zaraz po Soborze Watykańskim II pojawiło się pragnienie wielkiej rewolucji w Kościele. Wiele osób wewnątrz Kościoła, które były zwolennikami rewolucji seksualnej z 1968 roku, marzyło, że Kościół dostosuje się do takiego obrazu człowieka, który jest skoncentrowany na własnym, subiektywnym i indywidualnym szczęściu. Tak, jakby doktryna, obiektywna prawda i tradycja nie były ważne, a liczyło się jedynie dostosowanie się do odczucia człowieka, który ma czuć się szczęśliwy. A taka wizja człowieka odrzuca perspektywę nawrócenia, odrzuca to, czym jest prawda obiektywna. A jest nią niekiedy zanegowanie swoich własnych pragnień w imię prawdziwej miłości, w imię wymogów Jezusa Chrystusa.

Synod zwołany przez papieża Franciszka obudził w niektórych kręgach nadzieję na to, iż stanie się on preludium do nowego Soboru Watykańskiego III. Sobór taki miałby zająć się przede wszystkim kwestiami etyki seksualnej, zaakceptowaniem środków antykoncepcyjnych, dostosowaniem się do nowych zdobyczy naukowych. Miałby być soborem antropocentrycznym.

„Gdy Kościół idzie z duchem czasu, przestaje iść z duchem Jezusa Chrystusa”

Ojciec Święty Franciszek zdaje się być gotowy do promowania debaty w Kościele, do wysłuchania wszystkich stanowisk. Jest jednak przede wszystkim następcą św. Piotra i strażnikiem wiary. Kilkukrotnie wskazał, choćby w czasie przygotowań do Synodu i podczas jego trwania, że w nauczaniu Kościoła na temat człowieka jako osoby, mężczyzny i kobiety, na temat małżeństwa i etyki seksualnej – nie będzie żadnych zmian. Nie będzie zerwania z dotychczasowym nauczaniem Kościoła. Jednak momenty, w którym papież to podkreśla, są pomijane, świadomie przemilczane. Zamiast tego uwypukla się wypowiedzi wyrwane z kontekstu; zdania, które można interpretować bardzo wieloznacznie, z których można też wyciągnąć wniosek, jakoby papież był zainteresowany dostosowaniem Kościoła do współczesności – pójściem z duchem czasu. Jednak w momencie, gdy Kościół idzie z duchem czasu, przestaje iść z duchem Jezusa Chrystusa. A to jest bardzo groźne.

Not. pac (śródtytuły pochodzą od redakcji)