1. Na początku tego roku kiedy jeszcze byłem posłem w polskim Sejmie rząd Platformy i PSL-u bardzo intensywnie forsował kolejne zmiany w funkcjonowaniu urzędów pracy, nazywając je wręcz fundamentalnymi.

Miały one polegać między innymi na podziale grupy bezrobotnych zarejestrowanych w każdym powiatowym urzędzie pracy na 3 kategorie: pierwsza to bezrobotni najbliżej rynku pracy, druga - lekko oddaleni od rynku pracy, wreszcie trzecia - długotrwale bezrobotni na granicy wykluczenia bądź wręcz wykluczeni społecznie.

Tym pierwszym miała wystarczyć niewielka pomoc z urzędu pracy aby tę pracę znaleźli, tym drugim miano oferować szkolenia bądź przekwalifikowania, wreszcie trzecią grupą miały się zajmować wybrane w przetargach prywatne agencje zatrudnienia (do 11 tys. zł dla agencji jeżeli znajdzie stałe zatrudnienie dla długotrwale bezrobotnego).

Dla II i III grupy bezrobotnych powołano specjalną kategorię urzędników w powiatowych urzędach zatrudnienia, których nazwano „doradcami klienta” i to właśnie oni pracując indywidualnie z każdym z bezrobotnych mieli kierować ich dalszym losem na rynku pracy.

2. Jak podała ostatnio Informacyjna Agencja Radiowa tak reklamowana reforma urzędów pracy mimo upływu 5 miesięcy od jej wprowadzenia, nie dała żadnych pozytywnych rezultatów.

Bezrobotni poszukujący pracy odpytani przez dziennikarzy IAR w kilku różnych powiatowych urzędach pracy, skarżą się, że nie widzą zmian na lepsze jeżeli chodzi o swoją obsługę, co więcej narzekają na długie kolejki i brak realnego wsparcia ze strony opiekujących się nimi doradców.

Z kolei kierownicy powiatowych i wojewódzkich urzędów pracy twierdzą, że trudno o jakąkolwiek poprawę obsługi bezrobotnych skoro na jednego doradcę klienta przypada kilkuset bezrobotnych co oznacza każdego dnia powinni oni przyjmować po kilkadziesiąt osób, a to uniemożliwia jakiekolwiek sensowne a przede wszystkim skuteczne doradztwo szczególnie dla tych dłużej bezrobotnych.

3. Wprawdzie w od wiosny tego roku do końca września stopa bezrobocia w Polsce zmalała o 1,5 pkt procentowego do 11,5 % ale jest to głównie zasługa sezonowego pojawienia się dodatkowych miejsc pracy (głównie w budownictwie i rolnictwie).

Od października bezrobocie będzie już pewnie rosnąć zwłaszcza, że jak co roku rząd Platformy i PSL-u zmniejsza środki na aktywne formy ograniczania bezrobocia.

Przypomnijmy tylko, że rząd dysponuje pieniędzmi „znaczonymi”, w Funduszu Pracy, które mogą być przeznaczone tylko na 2 cele: wypłatę zasiłków dla osób bezrobotnych i finansowanie aktywnych form ograniczania bezrobocia.

Kolejni ministrowie finansów jednak od co najmniej 5 lat finansują nimi jeszcze jeden cel – deficyt sektora finansów publicznych (obecnie na kwotę około 6 mld zł), a to jest niezgodne nie tylko z ustawą regulująca funkcjonowanie funduszu ale także ze zdrowym rozsądkiem.

Bo przecież zarówno kolejni ministrowie finansów jak i minister pracy Władysław Kosiniak - Kamysz doskonale wiedzą, że każdy dodatkowy 1 mld zł wydany na aktywne formy ograniczenia bezrobocia, to udzielenie pomocy około 500 tys. bezrobotnym, przy czym wsparcie najbardziej efektywnych form tego ograniczania, dałoby blisko 200 tysięcy stałych miejsc pracy.

4. Dramatycznie trudna sytuacja na rynku pracy wynika także ze zbyt wolnego wzrostu gospodarczego.

W Polsce wzrost PKB na poziomie 2-3% rocznie (taki jaki od kilku lat mamy w naszym kraju), nie daje szans na wzrost zatrudnienia w gospodarce ponieważ nie ma wyraźnego przyrostu nowych miejsc pracy.

Wszystkie więc szumnie zapowiadane przez koalicję Platformy i PSL-U reformy rynku pracy i urzędów pracy, nie dają żadnego rezultatu, ponieważ niski od kilku lat poziom wzrostu gospodarczego, a także przeznaczanie środków z Funduszu Pracy na inne cele niż aktywne formy ograniczania bezrobocia, skutecznie osłabiają zainteresowanie przedsiębiorców dodatkowym zatrudnianiem.

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl