AntyPiS w ostatnich latach zaciekle bronił emerytów funkcjonariuszy bezpieki, domagał się likwidacji IPN, uniemożliwiał dekomunizacje przestrzeni publicznej. Warto pamiętać co sojusznicy groteskowej opozycji (drącej ryja o demokracji i konstytucji), robili działaczom opozycji, którzy naprawdę walczyli o demokracje w czasach PRL.

 

Jednym z niezwykle wielu przykładów tego, co Polakom robili komuniści (dziś tak bronieni przez AntyPiS) była polityka komunistycznego okupanta wobec osób internowanych w stanie wojennym, która została opisana w publikacji Instytutu Pamięci Narodowej „Internowani i uwięzieni w stanie wojennym”, na którą składają się artykuły naukowe historyków specjalizujących się w historii najnowszej.

Wszelkie przepisy związane ze stanem wojennym zostały przyjęte przez Rade Państwa nielegalnie, dekretami w czasie trwania posiedzenia sejmu. Zgodnie z konstytucją PRL Rada Państwa (rząd PRL) mógł wydawać takie dekrety tylko poza obradami sejmu. W województwie toruńskim na decyzjach o internowaniu odwoływano się do nieistniejącego „Dekretu o bezpieczeństwie państwa”.

Internowani nie byli ci, którym władze mogły udowodnić złamanie przepisów (ci trafiali do aresztów, przed oblicze sądów i po skazaniu do więzień), ale ci, których władza podejrzewała o to, że mogą kontynuować działalność opozycyjną. Internowanie służyło jako administracyjny środek prewencyjny, gdy władze nie miały dowodów, by skazać opozycjonistę.

Do obozów internowania trafiało się nie za czyny, tylko prewencyjnie by stłumić wszelką potencjalną aktywność. Internowane były nawet osoby niepełnoletnie, od 17 roku życia. Internowanie stosowano wobec osób absolutnie niewinnych, bo inaczej od aresztowania czy wyrzucenia z pracy nie wymagało żadnych zabiegów i było łatwe do przeprowadzenia.

52 ośrodki internowania działały od 13 grudnia 1981 roku do 23 grudnia 1982 roku. Internowanych (w ramach akcji „Jodła”) było 19736 działaczy solidarności i opozycjonistów (w tym 1008 kobiet) oraz ze względów propagandowych kilkudziesięciu prominentnych działaczy PZPR – jednorazowo w obozach siedziało do 5.300 internowanych, niektórzy internowani byli kilkukrotnie. Internowanych umieszczano albo w wiezieniach i aresztach, albo ze względów propagandowych w ośrodkach wczasowych.

Najgorsze warunki były w obozach internowania umiejscowionych w więzieniach, cele były brudne i zimne, jedzenie było niskiej jakości, internowani byli bici przez funkcjonariuszy więziennych. Lepsze warunki były w ośrodkach wczasowych, choć internowani podawani byli rygorowi jak w aresztach i więzieniach.

Listy proskrypcyjne tworzyła Służba Bezpieczeństwa. Działaczy Solidarności i opozycji internowano nie na podstawie wyroku sadu, ale na podstawie decyzji administracyjnej komendanta wojewódzkiego Milicji Obywatelskiej, decyzji, od której nie było możliwości odwołania się. Internowani nie znali swojego losu, bo w decyzjach o internowaniu nie było limitu czasowego.

Internowania dokonywały grupy od 3 do 6 osób, wyposażone w samochody (często prywatne), na których czele stał oficer SB lub MO. Internowani przewożeni byli do komendy MO, potem do punktu zbornego, a ze stamtąd do obozów internowania.

Celem internowania była dezintegracja i infiltracja opozycji oraz pozyskanie agentury. Za podpisanie deklaracji lojalności przewidywano abolicje. Internowano opozycjonistów, działaczy Solidarności, artystów, pisarzy i naukowców. Internowanie trwało od kilku dni do ponad roku, niektórzy opozycjoniści trafiali do obozów internowania kilkukrotni. Internowanie oznaczało dla chorych, w tym chorych na choroby przewlekłe, uniemożliwienie dalszego leczenia, i skutkowało wielokrotnie utratą zdrowia.

Dzięki internowaniu można było łatwo zastraszyć, rozbić struktury, manipulować opozycjonistami, insynuując, że nieugięci poszli na współprace, by wyizolować ich od innych działaczy, i wyrobić im czarną legendę w środowisku. Internowanie służyło też SB do uwiarygadniania swojej agentury, wyrabiania jej legendy operacyjnej, kreowania ich na męczenników. W obozach internowania łatwiej można było inwigilować opozycjonistów, lokować wśród nich swoją agenturę (tajnych współpracowników czy funkcjonariuszy pod przykryciem).

 

Jan Bodakowski