Po ostatnich wyborach parlamentarnych jakby ubyło polityków, a zrodziło się, i to gromadnie, wieszczów rozmaitej ci maści. 27 lat demokracji nauczyło, a przynamniej powinno nauczyć i tych rządzących i tych z opozycji, że instytucje demokratyczne właśnie po to są by na tym forum załatwiać wszelkie spory i nieporozumienia. Czy wyjaśniać swoje wątpliwości. Ale gdzie tam! Już samo powołanie niejakiego KOD (pożal się Boże: Komitetu Obrony...Demokracji) było aktem przeciwko tejże demokracji. Bo to, co jest oczywiste, Komitet...Obejścia (tak, właśnie „Obejścia”) Demokracji i tychże demokratycznych struktur. I co z tego, że wygrała jedna partia mająca większość? Dlaczego nie odwołano się do parlamentu, a przede wszystkim jego komisji (bo tam tak naprawdę debatują posłowie nad najnowszymi aktami prawnymi)?

Czy powołanie KOD, to nie przyznanie się, i to od razu, do słabości opozycji? Ale to, że opozycja jest słaba nie oznacza przyzwolenia na łamanie prawa.

Od razu ogłoszono, że opozycja będzie totalna. Czyli będzie wszystkiemu zaprzeczać i wszystko negować (jednym słowem mówcie co chcecie, my i tak będziemy walić jak w bęben, że to nie ma sensu!). Nawiasem mówiąc tak jest najłatwiej. Ale bardzo szybko okazało się, że jest to opozycja teatralna (a nie totalna!). Ten wyjazd polityków (p)oważnej (o)pozycji do polityków UE (co za służalcze i wiernopoddańcze schylanie głowy przy podawaniu ręki przez tychże polityków) i zasiadanie przy jednym stole i potem jednoznaczne stwierdzenie: „polityka zagraniczna Polski nie może mieć twarzy PiS”! A to czyją ma mieć? Przecież ta partia, która wygrała wybory, ma decydować o najważniejszych i ważnych sprawach Polski, w oczywiście o zagranicznych. To, co się wyrwało (g)łównemu (s)chyłkowemu politykowi (p)oważnej (o)pozycji toż to samo główne zaprzeczenie demokracji. I to jeszcze w siedzibie demokracji, w siedzibie Unii Europejskiej. Ale ciekawsze jest jeszcze jedno? Czyżby unijni politycy nie wiedzieli, co się wygaduje po spotkaniach z nimi? Czy nie wiedzą, że jest to jawne naruszanie demokracji? I to najbardziej podstawowych zasad? Czy każdy może sobie pojechać do Brukseli, czy Strasburga, gadać byle co, a potem obwieszczać: z najważniejszymi politykami w Unii dyskutowaliśmy o polityce zagranicznej Polski? Ale , czy to nie oznacza, że ani europejskim politykom, ani tym z opozycji nie wolno o tym oficjalnie dyskutować i jeszcze puszczać to w eter? Czy to nie jest po prostu ośmieszanie się? A w końcu i nie śmieszne? Ale także teatralne? Z totalnie zrobiło się teatralnie. A stąd już blisko do tego, by stać się...wieszczem. Bo czy stwierdzenie, od razu po przegranych wyborach, że „demokracja jest w Polsce zagrożona”, to nie wróżenie w fusów? Hasło owszem chwytliwe (i to nawet bardzo). Ale to wszystko przepowiadanie, a nie realne i prawdziwe fakty.

Może ta obecna teatralność to stąd, że właściwa popularność terminu rozpoczęła się w dobie wczesnego romantyzmu. Dokonało się to w nawiązaniu do tradycji ludowego wieszczka (postać Wernyhory), mitu pieśniarza ludowego (bardowie celtyccy, Bojan ze Słowa o wyprawie Igora), sybillińskich elementów poezji łacińskiej (gł. Wergiliusza).

Romantyczne przeświadczenie o nadrzędnej roli poety, połączone z poczuciem odpowiedzialności za naród i jego przyszłe losy historyczne sprawiło, że zaczęto w okresie Wielkiej Emigracji nadawać słowu wieszcz to szczególne znaczenie, które ma ono wyłącznie w języku polskim i w polskiej świadomości zbiorowej.

Dziady drezdeńskie i Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego przyniosły praktyczną realizację zasady wizjonerskiego wieszczenia przyszłości, a nowe użycie słowa wieszcz usankcjonował ostatecznie Adam Mickiewicz, oświadczając w 1842 roku: „Nie nazywajcie mnie krytykiem, ale wieszczem : przyznaję się do tego charakteru”.

Po czym zaczęła się kształtować koncepcja tzw. trzech wieszczów, jako najwyższych artystów narodu, utrwalona ostatecznie w latach 1860–70. Za pierwszego i najważniejszego z nich uznawany był Adam Mickiewicz, następnie tym mianem zaczęto określać także najpierw Zygmunta Krasińskiego, a następnie Juliusza Słowackiego. Tzw. trójca wieszczów wyznaczała do końca XIX wieku najwyższe zadania sztuki narodowej w społeczeństwie pozbawionym niepodległości państwowej.

Określenie wieszcz bywało rozciągane na takich twórców, jak Jan Matejko czy Stanisław Wyspiański. Z początkiem XX wieku termin ten zaczął jednak ulegać dewaloryzacji. Coraz częściej zdawano sobie sprawę z jego anachronicznego, choć doniosłego charakteru.

Pojawiały się próby wprowadzenia na jego miejsce innego poety romantycznego, mianowicie Cypriana Kamila Norwida. Były to jednak próby czysto teoretyczne, ponieważ sam Norwid nie uznawał romantycznego pojęcia wieszcz, a ponadto w warunkach odzyskanej niepodległości koncepcja trzech wieszczów narodowych stawała się kategorią czysto historyczną, a wobec tego nie nadającą się do poprawek czy zmian.

Niemniej oddziaływanie jej na polską świadomość narodową po rozbiorach Polski było poważne, a pojęcia: wieszcz, trójca wieszczów, trzech wieszczów tworzą tak terminologiczny, jak i ideowy wyróżnik, określający funkcję wielkiej literatury romantycznej w społeczeństwie polskim.

W znaczeniu potocznym: wieszcz - osoba, która potrafi wieszczyć, czyli przewidywać przyszłość; wróżbita; jasnowidz (np. wieszcz Tejrezjasz, wieszczka Kasandra).

Jak się dobrze przyjrzeć to u nas też trójka wieszczów: od (p)oważnej (o)pozycji, ludowi, i by wykaz był pełny, nowocześni. Wystarczy w miarę uważne obserwowanie sceny politycznej, jak właśnie ci trzej zamiast zajmować się właściwą demokracją w instytucjach demokratycznych, to wolą być wieszczami.

Wykorzystywano argument z Trybunałem Konstytucyjnym i nagle ta cała akcja wieszczenia: „jak to ten Trybunał jest sparaliżowany” zupełnie „siadła”.

„Tytuł: Andrzej Rzepliński: we wrześniu może dojść do próby radykalnej zmiany ustroju Polski-pisałem o tym w felietonie „Czary mary będzie dyktatura” 26 maja 2016 r.

I dalej: Niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego. Zapewne jest, ale fakt pozostaje faktem. Czyż to nie (p)oważna (o)pozycja (już teraz totalna, a dokładnie teatralna) nie chciała zniewolić TK, jeszcze wtedy, gdy była przy władzy? A skąd Rada Przyboczna? Czyja? Tego na razie nie wiemy? Czyżby „centralnego ośrodka”. Ale jak „centralny ośrodek”, to naprawdę „centralny”? Po co mu jakaś Rada Przyboczna? I tak dalej, i tak dalej. Oparte na faktach? A skądże? Rola wieszcza? Przecież to tylko przewidywanie przyszłości, ani demokracja, ani twarde stanie na ziemi. A propos „twardego”? Czy opozycja już się nie oderwała i gdzieś tam fruwa. Bo co to prowadzenie opozycyjnej polityki, jak to wszystko ma polegać na...wieszczeniu. Czy opozycja sama siebie nie skazała już teraz i od razu po przegranych wyborach na ciężką porażkę?

A to głosowanie, tuż przed warszawskim szczytem NATO, nad wotum zaufania dla ministra Macierewicza? A teraz wkładanie w usta Prezydenta Obamy czegoś, czego on o polskiej demokracji wcale nie powiedział? To jest taka „gierka”, będziemy przekręcać Niezawisłość. Zapewne jest, ale fakt pozostaje faktem. Czyż to nie (p)oważna (o)pozycja (już teraz totalna) nie chciała zniewolić TK, jeszcze wtedy, gdy była przy władzy? A skąd Rada Przyboczna? Czyja? Tego na razie nie wiemy? Czyżby „centralnego ośrodka”. Ale jak „centralny ośrodek”, to naprawdę „centralny”? Po co mu jakaś Rada Przyboczna?, co się da. Zobaczymy, jak długo wytrzymają.

Spokojnie, na pewno wytrzymają i dadzą radę. Jak widać z historii, ta sztuka wieszczenia prędzej, czy później ulega dewaloryzacji.

Tak często lubimy się odwoływać do Norwida. To i zróbmy to tym razem. Norwid nie uznawał romantycznego pojęcia wieszcz. Gdyż wróżenie z fusów prędzej, czy później, jak widać, znajdzie się na śmietniku historii. Mądry poeta wiedział o tym doskonale i nie dawał się nabierać na różne tanie sztuczki. Chyba, że obecnej trójcy, a zapewne i tym następnym miejsce na tym śmietniku jest już przygotowane. Kto zajmuje się wieszczeniem, nigdy jeszcze nie wygrał wyborów. Tu nici z wróżenia. Bo polityka to twarda gra.

Andrzej Dramiński/sdp.pl