„Moje pokolenie wychowywało się w domu. W rodzinie. Wielu z nas miało braci i siostry. (…) Gdy słowo ojca czy matki bywało święte, dziecko miało do rodziców pełne zaufanie, a rodzice – co dziś rzadko spotykane – cieszyli się autorytetem. Autorytet oznacza wiarę w to, czego się od nas oczekuje. Byliśmy posłuszni woli ojca i matki. Ten pierwszy dawał dziecku siłę. Matka ofiarowywała mu bezmiar miłości. Te dwie siły stanowiły o naszej przyszłej energii, a także o naszej moralności” - mówi „Plus Minus” nestor polskiego teatru Jan Kobuszewski.

Na pytanie, skąd rodzice czerpali wiedzę i umiejętności wychowywania młodych, Kobuszewski odpowiada:

„Z tradycji. To wielkie słowo. Nasze wychowanie wzięło się właśnie z tradycji. Wspólne celebrowanie posiłków, chodzenie do kościoła zamiast do pubu. No i ten szacunek, bez którego nie można było sobie wyobrazić rodziny. Czy ktoś dzisiaj jeszcze całuje swoją matkę w rękę po obiedzie?” - zastanawia się aktor.

Rozmówca „Plus Minus” podkreśla, że w jego domu rodzinnym z rodzicami poruszało się wszystkie tematy, także te trudne.

„Przychodziło się, gdy dostałeś dwóję, bo to był wstyd, ale nie aż tak wielki, żeby nie powiedzieć o tym najbliższym. Radziliśmy się ojca w sprawach sercowych, ale gdy brakowało grosza – można było poprosić o wsparcie kieszonkowym” - opowiada.

ed/Plus Minus