Siedzę teraz w Nowym Jorku, gdzie trwa debata, czy wolno zabić obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Symbolicznie, w teatrze, z okazji wystawienia szekspirowskiego „Juliusza Cezara”. Po ostatnich wyborach tragedia stała się bardzo popularna w teatrach całej Ameryki. Lecz tylko premiera w ostatni poniedziałek w Central Parku przez Public Theatre wywołała burzę. Postaci występują w garniturach zamiast w jasnych togach a tytułowy bohater ma blond grzywę zaś na białej koszuli pod rozpiętą marynarką nosi za długi czerwony krawat. Żona Cezara ma słowiański akcent. Pewna gazeta opatrzyła więc sprawozdanie tytułem „Senatorowie zadźgali na śmierć Trumpa w Central Parku…”

Akademicy od lat debatują, czy Szekspir pochwala mord na Cezarze przez spiskowców z rzymskiego Senatu, czy raczej ostrzega. Wprawdzie zamierzali ocalić republikę przed populistycznym dyktatorem a w rezultacie wywołali chaos i mimo woli otworzyli drogę do trwałej dyktatury cesarzy o władzy absolutnej. Jednak to subtelność niedostępna dla nienawistników działających pod wpływem silnych emocji.

Sztuka miała skutki w realnym życiu politycznym. Zabójca prezydenta Lincolna aktor John Wilkes Booth występował w inscenizacji „Juliusza Cezara” niedługo przed mordem i skarżył się, że go ścigają za to, za co czci się Brutusa. Claus von Stanffenberg przywódca zamachu na Hitlera miał egzemplarz tekstu sztuki z własnymi notatkami. Orson Welles reżyserował i zagrał Brutusa w roku 1937, gdy można i warto było odczytać tę tragedię jako zachętę do zamachu na faszystowskich liderów Niemiec, Włoch, Hiszpanii.

Reżyser obecnej produkcji Oskar Eustis wypiera się podżegania do mordu na Trumpie. Oświadcza, że tragedia może być odczytana jako „przypowieść ostrzegawcza dla tych, którzy próbują walczyć o demokrację niedemokratycznymi środkami”. Ale czy mógłby powiedzieć coś innego? Artyści świadomie lub nieświadomie wyrażają nastroje nie tylko własne lecz także publiczności. A część Amerykanów nienawidzi prezydenta i zapewne po cichu życzy śmierci gdyż obawia się, że sprowadzi katastrofę na Stany Zjednoczone, jak Hitler i Mussolini sprowadzili na swoje państwa. Zamach wypadłby taniej, lecz tego nie można powiedzieć publicznie.

Prawica jest oburzona. Popierająca prezydenta telewizja Fox poświęciła aferze wiele miejsca skarżąc się, że lewica nie widzi tu żadnego problemu. Syn prezydenta Donald Trump Jr zapytał na Twitterze, czy ta „sztuka” jest finansowana przez podatników? Na co Narodowa Fundacja Sztuki (NEA) oświadczyła, że żadne pieniądze podatników nie wsparły tej produkcji. Natomiast miasto Nowy Jork stanęło za artystami. Komisarz d.s. kulturalnych Tom Finelpearl powiedział, że grożenie wycofaniem funduszy równałoby się cenzurze a urząd miasta nie wtrąca się do treści programów, które finansuje.

Alec Baldwin parodiujący Trumpa w satyrycznym programie telewizyjnym wezwał do zrzutki na Public Theatre, aby wypełnić lukę po sponsorach. Z poparcia teatru wycofały się całkiem lub w części Bank of America, główny sponsor oraz linie lotnicze Delta.

W Ameryce emocje są rozgrzane. Przesłuchania w Kongresie badają wpływ Rosji na wybory prezydenckie. Zeznawał dyrektor FBI zwolniony przez Trumpa. Obaj zarzucają sobie kłamstwo, choć dyrektor już zeznawał pod przysięgą a prezydent obiecał. Będzie zeznawał także prokurator generalny. Wiele zmierza do złożenia prezydenta z urzędu, co rozwiąże problem Cezara w ramach demokracji, choć wymaga czasu.

Niecierpliwi artyści mają inne sposoby. Dobra komediantka pokazała na Facebooku siebie z zakrwawioną głową Trumpa w ręku. CNN z miejsca zerwało z nią współpracę, chociaż stacja nie lubi prezydenta. Również The New York Times, który codziennie go zwalcza i na wielu stronach, aferę teatralną opisał dość bezstronnie. Są granice, których nie przekroczą media przyzwoite.

Krzysztof Kłopotowski/sdp.pl