Kayah zabrała głos w sprawie 25-lecia wolności. Mówi, że fajnie jej się żyje w kraju, „w którym się buduje, a i posprzeczać się można bez ukrzyżowania”, "ale "nie całkiem umiemy jeszcze korzystać z wolności. Najpóźniej przyjdą zmiany mentalne, które pozwolą się nam wyrwać z zakompleksienia. Kiedy nie znamy, nie rozumiemy. Kiedy nie rozumiemy, boimy się. A kiedy się boimy, widzimy wszystko w krzywym zwierciadle albo atakujemy na oślep".

I dodaje: "Wstydzę się za rodaków, kiedy jestem świadkiem zamkniętości, wrogości bez powodu, braku tolerancji, zaściankowości i mesjanistycznej megalomanii. Kiedy palą tęczę na Placu Zbawiciela albo jak krzyczą, że „Pokłosie” to film antypolski. I po tych niby-patriotycznych marszach 11 listopada".

Kayah ocenia również, że Polacy sami dla siebie stanowią zagrożenie. "Jak nie dzieli nas wojna smoleńska, to sprawa pochówku Kaczyńskiego albo Jaruzelskiego. Nawet ta namiastka jedności, jaką mamy każdego roku za sprawą Owsiaka, została ostatnio podważona".

Piosenkarka oczywiście w ciepłych słowach wypowiada się o obecnie rządzących Polską: "Daleka jestem od oskarżania premiera Tuska o powodzie na południu Polski. Byłam bardzo rozczarowana, kiedy artystom zabrano 50 proc. kosztów uzyskaniaprzychodu. Artystom, którzy i tak często ledwo przędą".

mark/Gazeta Wyborcza