Michael Moore od lat przekonuje w swoich filmach, za które zdążył już zdobyć Oscara i Złotą Palmę w Cannes, że kapitalizm jest zły zaś George W. Bush i cała amerykańska prawica to faszyści. Jego najsłynniejszymi filmami jest bezczelna agitka w stylu sowieckim „Farrenheit 9/11” i jeszcze trzymające pewien poziom przyzwoitości „Zabawy z bronią”. Jednak dwa lata temu prokomunistyczny reżyser zrobił „Sicko”, gdzie zachwycał się Kubą Castro i służbą zdrowia na Kubie. W niedawnym filmie o kryzysie finansowym całą winę zwalił na kapitalizm. Kapitalizm jest złem, a zła nie da się regulować przepisami. Trzeba je wyeliminować i zastąpić czymś, co będzie służyło wszystkim. Tym czymś jest demokracja.(...)Po pierwsze gospodarka powinna być kierowana demokratycznie. Innymi słowy, o działaniu systemu decydują wszyscy, nie tylko jeden procent ludności”- mówił w swoim filmie. Gdy „oburzeni”, zwani przez kandydata w wyścigu prezydenckim Hermana Caina- nierobami, zaczęli okupować Wall Street, nie mogło tam zabraknąć więc Moore’a.


Jednak wredni, dociekliwi dziennikarze zaczęli zastanawiać się czy reżyser nie należy do tego bogatego „1 procenta” obywateli, którzy kontrolują rzekomo Amerykę. Podczas wywiadu w programie Piersa Morgana, Moore zaprzeczył, że należy do chciwego „1 procenta”. Reżyser przekonywał, że nie jest wcale tak bogaty. „ Poświęciłem swoje życie na walkę z tymi, którzy mają mniej i zostali wydymani przez system”- perorował twórca. Telewizja Fox News informuje jednak ,że zeznanie podatkowe pupilka Hollywood mówi coś innego. Dziennikarze przypomnieli reżyserowi , że posiada posiadłość nad jeziorem w jednej z najdroższych dzielnic w ubogim Michigan. Na dodatek Moore ma luksusowy apartament na Park Avenue na Manhattanie.  Prawicowy bloger Andrew Breibart wytknął, że reżyser jest sąsiadem  Bruce Willisa, Tima Allena i Madonny. Tylko dom reżysera w Michigan jest wart 2 miliony dolarów. W tym stanie Moore bez wątpienia plasuje się w „1 procencie”.


Nic dziwnego, że Moore może pozwolić sobie na spędzanie wielu godzin z protestującymi. W przerwach między wykrzykiwaniem, że kapitalizm jest zły, może on sobie skoczyć na kawkę do swojej złotej klatki na 5 Alei, gdzie na półkach stoją pewnie dzieła Trockiego i Marksa. W Polsce wrażliwi na dobro wykluczonych lewicowcy są milionerami i jeżdżą Jaguarami. Ba, nasi oburzeni idą protestować z kawą ze Starbucksa w ręki i designerskimi bucikami na wypielęgnowanych stópkach. Mnie to oczywiście cieszy. Nie ma jak kupiony lewicowiec, który wierzy, że wie czym jest ubóstwo. Im więcej kawiorowej lewicy, tym mniejsza szansa na to, że marksizm osiągnie sukces. Okazuje się, że SLD nie wiedząc jak walczyć z „fałszywym prorokiem” lewicy z Biłgoraja zamierza ponownie skierować się w stronę marksizmu. Przynajmniej tak przekonuje prof. Tadeusz Iwiński w „Uważam Rze”, który uważa, że nie trzeba wstydzić się marksistowskiego języka. I super. Wypuścicie do mediów Ryśka Kalisza, który będzie mówił o tym ,że byt kształtuje świadomość. Niewiele posłowi już brakuje do miana polskiego Michaela Moore’a. Jedno jest pewne- będziemy mieli ubaw po pachy.


Łukasz Adamski