Sprawa nabrała rozgłosu, gdy „pokrzywdzona” pacjentka, Melissa Pont, skontaktowała się z mediami. Sprawą zajęły się gazety, telewizja i radio. Jak donosi lifesitenews.com, w emocjonalny sposób powoływano się na prawa kobiet i zdrowie reprodukcyjne.

„Czuję, że moja decyzja, aby nie mieć dzieci, była oceniania. To decyzja, którą podjęłam razem z narzeczonym” – powiedziała Pont. „Jesteśmy młodzi i właśnie kupiliśmy dom. Kim jest ten lekarz, aby mówić, czy powinniśmy mieć dzieci, czy nie?” – dodała.

Tymczasem dr Lee oznajmił, że „nie chce ingerować w proces powstawania życia”.

W Nowej Zelandii lekarze mogą zgodnie z prawem odmówić przepisania środków antykoncepcyjnych, jeżeli nie zgadza się to z ich poglądami. Nie mogą jednak rozmawiać z pacjentem o kwestiach etycznych. Melissa Pont może zaskarżyć lekarza, jeżeli uzna, że doszło do naruszenia prawa.

Ken Orr, rzecznik organizacji Right to Life, powiedział, że dr Lee ma ich wsparcie. „Dla praktyki medycznej ma najwyższą wagę to, by utrzymywać pierwszeństwo sumienia” – powiedział.

Mainstreamowe media zaatakowały decyzję katolickiego lekarza o promowaniu naturalnego planowania rodziny, twierdząc, jakoby jego efektywność była niewielka. Gazeta „The New Zealand Herald” napisała, że jest to zawodna technika planowania rodziny, która zakłada seks tylko w konkretne dni miesiąca”.

Tymczasem trzy główne metody naturalnego planowania rodziny, których naucza się w Nowej Zelandii, zapewniają od 98 do 99% skuteczności opóźniania ciąży.

PCh/lifesitenews.com