„To będzie kompromitacja, a być może także i katastrofa. Najgorsze jest to, że nic ona nas nie nauczy” - oznajmia Piątek. I kontynuuje: „Skąd wiem? Nie wiem, ale wiem, że wiem. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że za dwadzieścia lat szybkiej kolei też nie będzie (a autostrad nie będzie znowu, bo te, co powstały, się rozpadną). Będzie za to więcej stadionów. I kościołów. A może stadiono-kościołów, bo prawdopodobnie do tego czasu nasi kibole tak bardzo już się zbliżą do katolickiej prawicy, że dojdzie do fuzji katoli i kiboli, a w efekcie tego powstanie nowy polski fenomen: kitol. Albo kabol. Może lepiej kabol, bo to rym do jabol. Narodzi się nowa polska religia: kabolicyzm, inaczej katofutbol. W tym obrządku każda mcza (meczo-msza) będzie się kończyć spektakularnym golem  w bramkoołtarzu, połączonym z rytualną dekapitacją Rosjanina lub Afrykańczyka, a najlepiej czarnego Rosjanina (Puszkina na przykład). Katol, kibol, kitol, kabol, jabol, katofutbol, gol!”.

 

Mocne? Pewnie, że tak. Zestawianie Najświętszej, bezkrwawej Ofiary z meczem jest przesadą, ustawianie ołtarza obok bramki też. Ale w gruncie rzeczy najmocniejsza jest w tym fobie Piątka. Jemu wszystko kojarzy się z katolicyzmem. Źle się kojarzy. Ale to na szczęście można leczyć. Trzeba tylko znaleźć dobrego psychiatrę.

 

TPT/Krytykapolityczna.pl