- Najbardziej uderzył mnie fakt, że są to wybory, które nie przypominają żadnych innych – mówi kard. Grocholewski w odpowiedzi na pytanie co odczuwał wchodząc do Kaplicy Sykstyńskiej na konklawe po śmierci Jana Pawła II - Nikt siebie nie reklamował, nie mówił, co teraz zrobi, że zreformuje Kościół. Nikt nie przemawiał za kimś. Modliliśmy się tylko. Liczyliśmy na pomoc z wysoka, na światło Ducha Świętego – wspomina kardynał.

A jak wyglądało samo głosowanie? - Odbywało się w ten sposób, że każdy na karteczce pisał nazwisko swojego kandydata. Podchodził pod wielki obraz Sądu Ostatecznego, trzymał kartkę wysoko w dłoni i mówił głośno: „Biorę Chrystusa, który będzie mnie sądził, na świadka, że oddaję głos na tego, kogo uważam za najbardziej odpowiedniego”. To było zaangażowanie całej osoby, własnego sumienia, zobowiązanie wobec Pana Boga i Kościoła, ogromna odpowiedzialność przed Chrystusem – mówi hierarcha.

Na pytanie: czy stojąc pod obrazem Sądu Ostatecznego z zapisanym na kartce głosem, będąc tylko człowiekiem, można odrzucić swoje ludzkie oceny i uprzedzenia, hierarcha odpowiedział: - Oddajemy głos jako ludzie, każdy z nas zdaje sobie sprawę, że może się mylić. Słucham tego, co mówi mi sumienie. To nie znaczy, że jestem w tej chwili nieomylny. Wiele zależy od szczerej modlitwy i tego, czy będziemy potrafili otworzyć się na Ducha Świętego – deklaruje kardynał.

JW/Radio Watykańskie