Cezary Gmyz przedstawił dziś szokujące informacje na temat polskiej dyplomacji, ujawniając, że wśród członków polskiej służby zagranicznej ponad dwieście osób współpracowało z komunistycznymi służbami specjalnymi, lub jest podejrzewanych przez IPN o kłamstwo lustracyjne. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Dorotę Kanię – dziennikarkę „Gazety Polskiej” i autorkę książki „Resortowe dzieci. Służby”.

 

Czy informacje wskazujące na obecność dawnych funkcjonariuszy w polskiej dyplomacji były już gdzieś obecne wcześniej?

Przygotowując materiały do naszych książek „Resortowe dzieci” natknęliśmy się na informacje związane z ludźmi, którzy figurują w archiwach IPN jako tajni współpracownicy, a którzy dalej pracują w polskiej dyplomacji. W mediach byli to członkowie rodzin dziennikarzy mainstreamowych, natomiast w służbach byli to wręcz funkcjonariusze służb specjalnych PRL, którzy pod przykryciem dalej pracują w MSZ.

Jak możemy dokładnie opisać sytuację, która ma miejsce w MSZ?

IPN kieruje bardzo wiele wniosków o uznanie urzędników MSZ za kłamców lustracyjnych. Pod tym względem nie ma drugiego takiego resortu. Kiedy przeglądałam materiały w IPN, natrafiłam na dokumenty świadczące o tym, że do roku 1986 w przypadku przyszłych dyplomatów były kierowane zapytania do MSW, czy dana osoba może zostać dopuszczona do tajemnicy państwowej. W takim raporcie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych znajdowały się m.in. informacje dotyczące tego, czy dana osoba została zarejestrowana jako tajny współpracownik, jeśli tak, to przez jaką jednostkę itp. Od roku 1986 w ogóle nie pojawiają się takie dane, występuje tylko informacja o dopuszczeniu bądź nie do tajemnicy państwowej.

Co to oznacza?

To pokazuje, że już wtedy była planowana przemiana starego systemu w nowy bez naruszania status quo ludzi działających w systemie PRL, już wtedy przygotowywano Okrągły Stół i łagodne przejście. Stary aparat władzy przemienił się na nowy, ale oczywiście w cudzysłowie, bo do tej pory w MSZ pracują dawni współpracownicy komunistycznych służb specjalnych. Wystarczy wrzucić nazwiska do wyszukiwarki na stronie IPN i wyskoczą dane konkretnych osób wraz z przypisaniem do jednostki, w której służyli.

Status tych osób jest więc dość oczywisty.

Niestety występuje tzw. casus Turowskiego. Sąd Najwyższy kilka lat temu uznał, że Tomasz Turowski nie jest kłamcą lustracyjnym. Teraz te osoby, które były funkcjonariuszami służb specjalnych PRL, ale nie wpisały tego w swoim oświadczeniu lustracyjnym w MSZ, nie są kłamcami lustracyjnymi. Zasadne jest pytanie, ile jest takich osób w MSZ, które nie podały tej informacji, a były współpracownikami.

Jak wielu mogło być funkcjonariuszy, którzy znaleźli pracę w dyplomacji? Czy jesteśmy w stanie to oszacować?

Biorąc pod uwagę naturę rzeczy, to znaczy fakt, że do pracy pod przykryciem w MSZ w ogromnej mierze szli funkcjonariusze Departamentu I, czyli służby wywiadu PRL, mogło być ich wielu. Dlatego takie istotne jest, aby został odtajniony zbiór zastrzeżony IPN dotyczący Departamentu I. Wtedy będziemy wiedzieć, kto z tych funkcjonariuszy pracuje w MSZ. Jeżeli przyszli do pracy w ministerstwie przed kwietniem 1990 roku, to ich nazwiska figurują w katalogach, a jeżeli przyszli później, tych informacji nie będzie, gdyż potem weszła nowa ustawa o służbach.

Czy w tej sytuacji Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno dokonać gigantycznej wymiany kadr?

Przede wszystkim jeżeli chodzi o placówki dyplomatyczne, muszą w nich pracować ludzie naprawdę służący interesowi polskiemu i Polsce. To powinno być głównym wyznacznikiem. Ludzie którzy nie zabiegają o to, by być dobrze widzianymi w Brukseli, tylko o to, by był respektowany polski interes narodowy. To powinno być najważniejsze w dobieraniu kadr do MSZ.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW