Władza – nazywając referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy awanturą i hucpą – manifestuje swoją skrajną pogardę dla Konstytucji i procesu demokratycznego. Referendum w sprawie „odwołania pochodzącego z wyborów bezpośrednich organu samorządu terytorialnego” jest instytucją, przewidzianą w art. 170 Konstytucji Rzeczypospolitej. Możliwość odwołania prezydenta miasta, burmistrza lub wójta – co również jasno wynika z Konstytucji – jest koniecznym uzupełnieniem prawa o jego bezpośrednim wyborze. Jest elementem kontroli demokratycznej. Dopóki prezydentów miast, burmistrzów i wójtów wybierały Rady Miast i Gmin – to one ich mogły odwołać. Dziś tę kontrolę sprawują bezpośrednio wyborcy.

Wymogi frekwencyjne zawarte w prawie wyborczym nigdy w zamierzeniu ustawodawcy nie miały służyć jako narzędzie ochrony władzy, jako zachęta do bojkotu procesu demokratycznego. Po prostu miały chronić instytucje państwa przed decyzjami przypadkowymi, w wypadku referendów niebudzących zainteresowania społecznego. W wypadku Warszawy apele o bojkot – faktycznie naruszające tajność decyzji referendalnej – są lękową reakcją władzy na zainteresowanie jakie referendum budzi.

Jednak działalność środowiska Donalda Tuska oburza, ale nie dziwi. Tusk już w Sejmie organizował zrywanie głosowań, mimo, że Regulamin Sejmu jasno mówi, że „do podstawowych obowiązków posła należy w szczególności udział w głosowaniach podczas posiedzeń Sejmu” (por. art.. 7). Ci ludzie jako posłowie nie potrafili uszanować obowiązków parlamentarnych, jako władza nie potrafili szanować Głowy Państwa, dziś pokazują, że nie potrafią szanować procesu demokratycznego.

Na szczęście dla Polski – czas tej władzy dobiega końca.

Marek Jurek

Autor jest przewodniczącym Prawicy Rzeczypospolitej