Polecam Państwu mój najnowszy felieton napisany dla reo.pl. Tym razem - z okazji Święta 3 maja - o patriotyzmie. I o fanatykach z lewa i z prawa, którzy usiłują nam odbierać jedni prawo, a drudzy powody do dumy z flagi, czy też, jak w moich potyczkach - orła.

................................

Dyplomaci wielu państw noszą w klapie marynarki miniaturki herbów, a czasem flag swoich krajów. Gdy pracowałem w Moskwie Francuzi i Amerykanie nosili miniaturkę flagi, Węgrzy herb. Pewnego dnia, gdy kierowałem polską ambasadą na Białorusi w czasie urlopu w Polsce w Empiku zauważyłem stoisko Mennicy Państwowej. Pomiędzy wieloma kolekcjonerskimi monetami leżał też posrebrzany orzełek. Kupiłem 50 sztuk i podarowałem każdemu z pracowników ambasady. Niedługo później w MSZ zwrócono mi uwagę, ze naruszam dress code, który – ku mojemu zdumieniu – zakazywał noszenia orła w klapie.

Wiele lat później opisałem powyższą historię na facebooku. Radosław Sikorski publicznie zarzucił mi wówczas kłamstwo, twierdząc, że takiego zakazu nigdy nie wydano. Dopiero skan zarządzenia wydanego przez mianowanego przez R. Sikorskiego Dyrektora Generalnego MSZ przekonał go, że pochopnie zarzucił mi kłamstwo i uprawianie „pisowskiej propagandy”. Orzełka nie zdjąłem gdy zakończyłem pracę w MSZ. Gdy chodziłem z „obiegówką” w MSZ kolejny nadgorliwy urzędnik (tych nigdy nie brakuje) kazał mi zdjąć orzełka. Powiedziałem wówczas, że można mnie zwolnić, można odebrać samochód i sekretarkę, ale nie można mi odebrać orzełka. Pewnie było to trochę patetyczne, ale taki miałem wówczas stan ducha. Bo ten malutki kawałek metalu wiele dla mnie znaczył.

Kilka tygodni temu byłem na urodzinach kolegi związanego kiedyś z Krytyką Polityczną. W czasie spotkania podeszła do mnie bardzo podekscytowana młoda kobieta i patrząc na orzełka spytała czy czuję się lepszy od innych skoro noszę go w klapie, po czym wygłosiła manifest ideologiczny z którego wynikało, że jestem przeciw wspólnej Europie (jestem za), pomaganiu ofiarom wojny w Syrii (też jestem za) etc. Uznała też za stosowne poinformować mnie, że orzełek w mojej klapie oznacza, że jestem nacjonalistą. To co moja rozmówczyni wykrzyczała było tak straszliwie pozbawione sensu, że uznałem, że nie mam ani ochoty ani siły w ogóle dyskutować. Gdy jednak usłyszałem, że nazizm też zaczynał się od drobnostek, odparłem, starając się być możliwie najuprzejmiejszym, mojej rozmówczyni, że „każda głupota narasta stopniowo”. Była to złośliwość, a nie samokrytyka, ale wątpię by moja rozmówczyni to zrozumiała.

Kilka dni później na stacji benzynowej podszedł do mnie młody mężczyzna i pogratulował mi, że noszę orzełka. Powiedziałem „dziękuję”, ale okazało się, że mój rozmówca uznał, że znalazł we mnie bratnią duszę. Usłyszałem więc, że „my” musimy się trzymać razem, bo inaczej „żydowstwo wszystko nam odbierze”, „ciapaci się osiedlą” a homoseksualiści będą nas zmuszać do gejowskiego seksu. Odparłem mówiąc, że orzełka próbowali mi zdjąć fanatyczni lewacy i go wówczas nie zdjąłem, ale, że słuchając tego co mi prawi mój rozmówca po raz pierwszy sam mam ochotę go zdjąć, ale też nie zdejmę, bo orzełek nie należy ani do lewaków ani do nazioli. I że nie ma żadnych "nas" bo nie mamy ze sobą nic wspólnego.

Kiedyś nosiłem orła w klapie niejako służbowo. Potem bo to była ostatnia rzecz, która łączyła mnie z moim poprzednim życiem. Jeszcze później już „tylko” dlatego bo chciałem nosząc go zademonstrować mój patriotyzm. A teraz noszę go, bo nie chcę by mi go odebrali lewacy z jednej i naziści z drugiej. I to jest chyba powód, byście i Państwo zaczęli go nosić. Bo orzeł jest nasz.

 

Witold Jurasz/Facebook