Wypowiedź ambasadora Rosji jest tak skandaliczna, że daje podstawę do uznania go za persona non grata. Ambasadorowie Rosji są jednak – niestety – profesjonalistami. Innymi słowy ambasador Siergiej Andriejew nie powiedział żadnego słowa bez polecenia z Moskwy. Rosyjski MSZ wydając instrukcję swojemu ambasadorowi musiał zakładać, że takie sformułowania mogą spowodować uznanie ambasadora za persona non grata. Skoro zaś tak to zastanówmy się, czy wydalając ambasadora nie popełnimy błędu?

Ambasador Rosji w Polsce uznał za stosowne kilka dni po kolejnej rocznicy sowieckiej napaści na Polskę i 3 dni po rocznicy wspólnej sowiecko – niemieckiej defilady w Brześciu oskarżyć Polskę o to, iż przyczyniła się do rozpętania II wojny światowej, zaprzeczył, iż 17 września 1939 r. doszło do agresji na Polskę, a nawet usprawiedliwiał powojenne represje wobec polskiego podziemia.

Cóż to oznacza? Warto słuchać ministra Adama Daniela Rotfelda. Były szef naszej dyplomacji twierdzi, że zadaniem ambasadora jest praca na rzecz poprawy relacji dwustronnych. W ten bardzo dyplomatyczny sposób minister Rotfeld ocenia, że ambasador Rosji źle wypełnia swoją funkcję, co samo w sobie jest bardzo znaczące. Skoro b. szef naszej dyplomacji tak jednoznacznie, choć zarazem dyplomatycznie, ocenia pracę ambasadora Rosji to może należałoby wobec niego wyciągnąć stosowne wnioski.

Persona non grata?

Wypowiedź ambasadora Rosji jest tak skandaliczna, że daje podstawę do uznania go za persona non grata. Ambasadorowie Rosji są jednak – niestety – profesjonalistami. Innymi słowy ambasador Siergiej Andriejew nie powiedział żadnego słowa bez polecenia z Moskwy. Rosyjski MSZ wydając instrukcję swojemu ambasadorowi musiał zakładać, że takie sformułowania mogą spowodować uznanie ambasadora za persona non grata. Skoro zaś tak to zastanówmy się, czy wydalając ambasadora nie popełnimy błędu?

W co gra Kreml?

O co zatem chodzi Kremlowi? Na pewno celem Rosji jest sprowokowanie wewnątrzkrajowej batalii politycznej – a optymalnie nadmiernie emocjonalnej reakcji ze strony PiS. Powyższe to jednak na pewno jedynie mały fragment tej rozgrywki. Wydaje się, że Moskwa toczy grę obliczoną na coś więcej niż rozpętanie polsko – polskiej wojny o ambasadora. Wiele wskazuje na to, że Kreml negocjuje porozumienie z Zachodem w ramach którego Moskwa w zamian za pomoc w pokonaniu Państwa Islamskiego i tym samym opanowaniu kryzysu uchodźczego zyska uznanie co najmniej aneksji Krymu a zapewne i swych zdobyczy w Donbasie (mowa oczywiście o uznaniu de facto, a nie de iure). Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której rosyjscy specnazowcy toczą walki w Syrii w imię spokoju Zachodu, a w tym samym czasie tenże Zachód utrzymuje sankcje wobec Rosji. Powyższe skądinąd byłoby swoistym powtórzeniem scenariusza z 1956 r. gdy na szali znalazły się po jednej stronie sowieckie czołgi w Budapeszcie, a po drugiej brytyjscy i francuscy spadochroniarze k. Kanału Sueskiego. Aby wspomniane wyżej porozumienie osiągnąć, Kreml musi zawczasu spacyfikować kraje niechętne porozumieniu w takim kształcie. Innymi słowy celem Rosji staje się takie zaostrzenie relacji z Polską, by nasz kraj skompromitować w oczach naszych partnerów w UE i NATO i pokazać nas jako rusofobów, których sprzeciwu nie warto brać pod uwagę.

Wydalenie ambasadora, merytorycznie i moralnie jak najbardziej zasadne, zostałoby niestety zdyskontowane przez Kreml, który pokazałby Polskę jako kraj, który nie nadaje się do dialogu. Wydalenie ambasadora to bowiem w dyplomacji bardzo ostry gest. Nie miejmy też złudzeń – nikt na Zachodzie nie wnikałby nadmiernie w to, czy Polska miała rację czy nie. Co gorsza skoro wielu na Zachodzie już teraz wierzy, że Polacy są współwinni Holocaustu to zapewne uwierzy i w to, że są też winni wybuchu wojny. To, jak wielkim zaniechaniem było „odpuszczenie” sobie wojny o pamięć dopiero teraz pokazuje skutki i nie są to skutki wyłącznie historyczne. Państwa dojrzałe bowiem nie prowadza polityki historycznej w imię dobrego samopoczucia, ale dla realizacji swych celów politycznych. Ci w Polsce (a było ich wielu), którzy sam pomysł, iż należy prowadzić aktywną politykę historyczną uważali za wyraz obłędu i braku zrozumienia współczesnych realiów wykazali skądinąd jedynie brak zrozumienia zasad rządzących polityką międzynarodową.

Bojkot i izolacja?

Z jednej więc strony ambasadora należałoby wydalić, ale z drugiej zimna kalkulacja podpowiada, że warto dobrze zważyć „za” i „przeciw”. Być może lepszym rozwiązaniem byłaby decyzja o bojkocie ambasadora Rosji i obniżenie poziomu jego kontraktów tak w MSZ, jak i we wszystkich innych ministerstwach do poziomu naczelnika lub zastępcy naczelnika wydziału z równoczesnym przekazaniem Moskwie, żeby sama odwołała swojego ambasadora. Powyższy scenariusz jest możliwy, ale tylko pod dwoma warunkami. Izolacja ambasadora musiałby być poleceniem premiera i nie mogłaby mieć miejsca sytuacja, w której np. resorty gospodarcze uznałyby, że ich owa decyzja nie dotyczy. Po drugie główne siły polityczne musiałyby osiągnąć consensus w tej sprawie – jeśli bowiem miałaby wokół sprawy wybuchnąć kolejna polsko – polska awantura polityczna to być może, mimo wszystko, lepiej jest ambasadora wydalić. Samo ew. wydalenie ambasadora winno być dokonane w sposób możliwie spokojny – decyzji nie powinny towarzyszyć żadne ostre deklaracje ani oświadczenia.

Wnioski

Skandal z wypowiedzią rosyjskiego ambasadora powinien spowodować refleksję na temat celowości istnienia Polsko – Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, gdyż cały pomysł, który towarzyszył jej powołaniu właśnie legł w gruzach, a nadzieje, które wiązano w jej powołaniem okazały się iluzją. Przypomnimy więc, że Grupa jest niczym innym jak fragmentem idei, iż kształt relacji polsko – rosyjskich jest pochodną dialogu inteligencji. W Rosji inteligencja istnieje, ale udawanie, że ma na coś wpływ było typowym przejawem naszego pięknoduchostwa i braku realizmu. Co gorsza wielu członków Grupy stało również za ideą „resetu” w relacjach Polski z Rosją. Nasz reset tym zaś różnił się od resetu amerykańsko – rosyjskiego, że o ile Waszyngton uzyskał od Moskwy ustępstwa w zamian za ustępstwa, to już my – w zamian za poważną korektę kursu uzyskaliśmy…. poprawę atmosfery. Jak trwałe to dobro pokazał właśnie rosyjski ambasador w Warszawie.
Grupa – przypomnijmy też- wydała opracowanie nt. trudnych spraw w polsko – rosyjskiej historii pt. „Białe Plamy – Czarne Plamy”. Owo opracowanie powstałe w ciele powołanym przecież pod auspicjami rządów Polski i Rosji, a wydane pod redakcją naukową ministra Rotfelda zostało właśnie przez ambasadora Rosji wyśmiane. W istocie ministra Rotfelda ze strony rosyjskiego ambasadora spotkał niesłychany zupełnie despekt.

Skoro jednak o Grupie ds. Trudnych mowa to przypomnijmy, że jednym z jej członków była Katarzyna Pełczyńska – Nałęcz, która dziś pełni funkcję ambasadora RP w Moskwie. Ew. wydalenie ambasadora Rosji lub zasadnicze obniżenie rangi jego kontaktów spowoduje identyczny krok ze strony Rosji wobec naszej ambasador. Czy należy się tym przejmować? Tajemnicą poliszynela jest, że działalność placówki z różnych powodów (w tym również rosnącej izolacji placówki) uległa zasadniczemu ograniczeniu. Gra poza tym toczy się o zbyt wysoką stawkę, by przejmować się szczegółami. W tym aspekcie naśladujmy więc Rosjan, którzy w imię interesów Rosji bez wahania „wystawiają” swojego ambasadora. Grajmy przeciw Rosji, ale – tam, gdzie pokazują maestrię swojej dyplomacji – uczmy się od nich. Uczyć można się bowiem również od przeciwników.

Witold Jurasz

www.oaspl.org/