Węgierski Jobbik jest najsilniejszą w krajach UE otwarcie prorosyjską partią polityczną.

Aktywność Jobbiku podczas najbardziej gorącej fazy kryzysu ukraińskiego i agresji rosyjskiej na Ukrainę jest przykładem wykorzystania przez Moskwę radykalnie narodowych środowisk w kraju unijnym przeciwko wrogowi Rosji.
Afera związana z osobą Beli Kovacsa wskazuje na zagrożenia, jakie wiążą się z szukaniem przez partie i środowiska polityczne sojuszników w Rosji.

Jobbik odgrywać może rolę „starszego brata” dla słabszych politycznie i finansowo skrajnie narodowych ruchów w innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej.
Prorosyjski kurs w polityce zagranicznej Jobbiku nie ma nic wspólnego z wewnętrznymi działaniami. To nie zwrot ku Moskwie dał tej partii dobre wyniki, choć także jej nie zaszkodził.

W części pierwszej przedstawiliśmy ogólną charakterystykę specyficznego systemu relacji, jakie powstały między Rosją a skrajnymi partiami politycznymi w Unii Europejskiej.

Ruch na rzecz Lepszych Węgier (węg. Jobbik Magyarországért Mozgalom) jest najsilniejszą – gdyby przyjąć za kryterium stan posiadania w parlamencie – partią skrajnej prawicy w Europie Środkowej i Wschodniej. Jest też jedną z najsilniejszych partii prorosyjskich w Unii Europejskiej. Prorosyjskość wynika z podobieństw ideologicznych z reżimem putinowskim, ale przede wszystkim koncepcji polityki zagranicznej. Jobbik postrzega UE jako upadającą instytucję i marionetkę USA. Alternatywą ma być zdominowana przez Rosję Unia Euroazjatycka. Nie bez znaczenia mogą być nieoficjalne kontakty liderów Jobbiku z prokremlowskimi kręgami, w których nawiązaniu ważną rolę odegrał oskarżany dziś o współpracę ze służbami rosyjskimi Bela Kovacs, eurodeputowany Jobbiku.

Ugrupowanie powstało w 2003 roku, ale dopiero siedem lat z marginesu przebiło się do głównego nurtu polityki węgierskiej. Jeszcze w 2006 roku start wyborczy zakończył się dotkliwą porażką, ale już w wyborach do parlamentu w 2010 roku Jobbik uzyskał 16 proc. głosów i zdobył 47 mandatów, niewiele mniej od socjalistów, którzy zajęli 2. miejsce (wszystkich zmiażdżył Fidesz, zdobywając ponad 2/3 miejsc w parlamencie). Cztery lata później partia poprawiła wynik – uzyskała 20,5 proc. Co prawda wprowadziła do parlamentu 23 deputowanych, czyli mniej, niż w 2010 roku, ale wynikało to tylko ze zmniejszenia ogólnej liczby członków parlamentu o połowę. Proporcjonalnie więc, wynik był lepszy niż cztery lata wcześniej. Jobbik ma też trzech eurodeputowanych.

Zwrot na wschód

Na Węgrzech pewne niewielkie faszyzujące organizacje utrzymywały kontakty z Rosją jeszcze w latach 90. XX w. Zawsze był to jednak polityczny margines – wydawałoby się, bez szans na większą popularność w społeczeństwie, które trudno uznać za rusofilskie. Kiedy w 2003 roku Jobbik formalnie przekształcił się w partię polityczną, miał w swym programie zapisany antykomunizm. Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, ugrupowaniu daleko było do z pewnością do Moskwy. Założona i początkowo kierowana przez historyka Davida Kovacsa partia programowo charakteryzowała się „ultrakonserwatyzmem, antykomunizmem i antyglobalizmem”. Ale taka oferta dla wyborców okazała się nieatrakcyjna. W 2006 roku, wspólnie z inną skrajnie prawicową partyjką (jako blok wyborczy) Jobbik dostał zaledwie 2,2 proc. Po tej klęsce Kovacsa zastąpił Gabor Vona. Nastąpiła radykalizacja partii. Pojawiły się postulaty powrotu do „wielkich Węgier”, elementy rasistowskie i homofobiczne. Ostra antyromska retoryka i silny eurosceptycyzm zapewniły Jobbikowi dodatkowe punkty. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku partia uzyskała 14,77 proc. (trzeba wziąć tu poprawkę na to, że partie eurosceptyczne zawsze uzyskują w wyborach do PE wynik lepszy niż w krajowych), to jednak widać było już tendencje wzrostowe. W wyborach w 2010 r. Jobbik dostał 16,67 proc i stał się trzecią siłą w parlamencie Węgier.

Zmiany nastąpiły też w stosunku do Rosji i przeszłości. Okazało się, że antykomunizm stał się selektywny: w latach 2010-2014 w szeregach frakcji parlamentarnej Jobbiku było bowiem dwóch byłych komunistów (Miklos Korondi i Laszlo Nyikos). Najbardziej jednak radykalny zwrot nastąpił na innym odcinku. Jeszcze w 2007 roku, gdy w Estonii wybuchły zamieszki po przeniesieniu pomnika sowieckich żołnierzy w Tallinie, Jobbik chwalił estońskie władze tłumiące protesty Rosjan. Partia wezwała nawet, by pomnik sowieckich żołnierzy wyrzucić także z centrum stolicy Węgier. Pierwszym sygnałem zmiany nastawienia Jobbiku do Rosji była wojna rosyjsko-gruzińska w sierpniu 2008 r., gdy w publicznych wypowiedziach nt. konfliktu politycy tej partii brali stronę Moskwy. Jeszcze w tym samym roku do Moskwy wybrał się Gabor Vona (oficjalnie – na konferencję o związkach Rosji z Europą). W obecności członków rządzącej partii Jedna Rosja i przedstawicieli Kremla lider Jobbiku wygłosił referat pt. “Czym jest Europa bez Rosji?”. Po powrocie na Węgry Vona gwałtownie zmienił kurs partii. Natychmiast zarzucono antyrosyjską retorykę, jeśli jeszcze zdarzało się jej pojawiać w wystąpieniach niektórych działaczy. Zamiast tego, zaczęli oni wychwalać silne rządy Władimira Putina i „suwerenną demokrację”, odrzucając „zgubne” liberalne wartości UE. Zmiany wprowadzono też do programu gospodarczego partii, wzywając do otwarcia na rynki wschodnie i utrzymując, że zamiast w UE, węgierskie produkty powinny być sprzedawane w Rosji, Chinach czy Iranie. Prorosyjski kurs przyjęto też w polityce energetycznej. Zamiast popieranego przez Brukselę gazociągu Nabucco, Jobbik zaczął wzywać do realizacji South Stream – gazpromowskiego pomysłu na uzależnienie od rosyjskiego gazu Bałkanów i części Europy Środkowej. Na rzecz South Stream wielokrotnie przemawiał Zoltan Balczo, eurodeputowany Jobbiku.

Do programu wyborczego w 2010 roku Jobbik wpisał konieczność utrzymywania dobrych relacji z „coraz bardziej wpływową Rosją”. W wyborach tych partia uzyskała bardzo dobry wynik i wprowadziła swoich ludzi do parlamentu. Tym samym zaczęła przedstawiać zdecydowanie większą wartość dla Rosjan. Współpraca przyspieszyła w 2013 roku. W maju Vona został zaproszony do Moskwy. W wykładzie na stołecznym uniwersytecie nazwał Rosję strażnikiem dziedzictwa Europy, przeciwstawiając ją „zdradzieckiej” UE. Podczas pobytu w Moskwie Vona spotkał się też z kierownictwem Dumy oraz z Aleksandrem Duginem, bliskim Kremlowi ideologiem  euroazjatyzmu (był potem wśród wykładowców zorganizowanej w Budapeszcie konferencji 3-4 października 2014). Na stronie internetowej Jobbiku wizytę lidera partii w Moskwie nazwano „przełomową”, bo pokazała, iż „rosyjscy liderzy widzą w nas partnera”. To w ramach tego „partnerstwa” w listopadzie 2013 roku Jobbik zorganizował w Budapeszcie konferencję na tematu polityki gazowej. Zaproszono Gazprom, przedstawicieli innych firm rosyjskich oraz delegację Dumy. W wywiadzie prasowym w styczniu 2014 roku Vona stwierdził, że „Węgry są bramą i mostem z Moskwy na Zachód, a dla nas Rosja jest wielkim potencjalnym rynkiem i może działać jako przeciwwaga dla koślawego euroatlantyzmu. Węgrom euroatlantyzm przyniósł tylko ekonomiczny, polityczny i kulturalny kryzys, więc musimy dokonać ponownej oceny naszej międzynarodowej pozycji”. Jak przekonywał, „przewaga euroazjanizmu wynika z tego, że w przeciwieństwie do eurointegracji, zabezpiecza niezależność regionów zaangażowanych w kontynentalną współpracę”. Prawdziwym jednak testem dla relacji Jobbiku z Moskwą stały się rewolucja w Kijowie i agresja Rosji na Ukrainę. Węgierska skrajna prawica zdała egzamin celująco.

Egzamin z Ukrainy

Jeszcze w czasie gorących wydarzeń w Kijowie i innych dużych miastach Ukrainy, Jobbik razem z polskim Ruchem Narodowym wydały oświadczenie, w którym wezwały rządy Węgier i Polski, aby „natychmiast zjednoczyły swe wysiłki” w celu ochrony praw mniejszości narodowych zamieszkujących Ukrainę, „ze szczególnym uwzględnieniem grup polskiej i węgierskiej”. Kiedy rząd Viktora Orbana zaczął grać kartą zakarpacką, w regionie tym zaktywizowali się też wysłannicy Jobbiku. Węgrzy stanowią ponad 12 proc. populacji obwodu, a w jednym z rejonów graniczących z Węgrami aż 76 proc. Są dobrze zorganizowaną, politycznie aktywną i mocno wspieraną przez Budapeszt mniejszością. Mogą prowadzić własne szkoły, a rady miejskie mogą używać węgierskiego jako języka administracyjnego. 3 marca jeden z liderów partii Marton Gyöngyösi oświadczył, że Węgrzy i Rusini powinni mieć przywrócone prawa językowe i należy wyłączyć ich z obowiązku służby wojskowej w ukraińskiej armii. Przede wszystkim jednak powinni dostać „pełną autonomię terytorialną”. Dwa dni później Sojusz Europejskich Ruchów Narodowych (AENM), w którym wiodącą rolę odgrywa Jobbik, wydał komunikat na temat konfliktu na Ukrainie. Teoretycznie popierając narodowe aspiracje Ukraińców, AENM od razu atakuje ich za „kolaborację z neokonserwatystami z UE i USA”, których celem jest „rabunek wschodniej Europy i zniszczenie jej  tradycyjnej tożsamości i kultury”. Nacjonaliści z AENM piszą też o polskich „marionetkach neokonserwatystów” i zbrojeniu bojówek na Majdanie. Polityka Zachodu i jego „wasali”, m.in. w Warszawie, ma usprawiedliwiać „rosyjską interwencję na Krymie”. W ciekawy sposób AENM pisze o historii: „podczas gdy naiwni ukraińscy nacjonaliści winią Rosję za zamordowanie milionów w latach 30. XX w., to bolszewicy w większości nie byli w ogóle Rosjanami, aczkolwiek większość ich ofiar nimi była”.

W następnych tygodniach i miesiącach Jobbik konsekwentnie popierał rosyjskie stanowisko w sprawie ukraińskiego konfliktu. W marcu 2014 roku na zajęty przez Rosjan Krym pojechał jako „międzynarodowy obserwator referendum” jeden z czołowych działaczy partii Bela Kovacs. Potem, w listopadzie 2014 roku, w podobny sposób bezprawne działania Moskwy i jej lokalnych wasali legitymizowali  Marton Gyöngyösi i Adrienn Szaniszlo, którzy pojechali na „wybory” do okupowanej części Donbasu. Wcześniej, w czerwcu 2014 roku, delegacja Jobbiku poleciała do Moskwy, gdzie szukała wsparcia dla ustanowienia na Zakarpaciu węgiersko-rusińskiej autonomii. Zresztą Zakarpacie oferowali Węgrom rosyjscy pomysłodawcy rozbioru Ukrainy, z Władimirem Żyrinowskim na czele. Warto tu przypomnieć, że także Dugin jest zwolennikiem podziału Ukrainy na kilka części i oddania niektórych sąsiadom (Zakarpacia oczywiście Węgrom).

Vona raz jeszcze złożył wizytę w Moskwie pod koniec 2014 roku. Jobbik jest od początku zdecydowanym wrogiem sankcji nałożonych przez UE na Rosję i przeciwnikiem wzmacniania wschodniej flanki NATO (potępili ustalenia szczytu NATO w Newport). Na początku 2015 r. Jobbik próbował przeforsować ideę referendum w sprawie ogłoszenia przez Węgry neutralności w konflikcie rosyjsko-ukraińskim.

To, czy Ukraina była egzaminem tylko dla Jobbiku, czy też również dla innych ugrupowań w Europie Środkowo – Wschodniej jest pytaniem, na które będziemy odpowiadać w kolejnych tekstach w naszym cyklu.

Absolwent

Współautorem, jeśli wręcz nie architektem zwrotu Jobbiku ku Rosji, był Bela Kovacs. Postać nadzwyczaj interesująca, nie tylko dlatego, że ma zarzuty współpracy z rosyjskim wywiadem. Urodził się w Budapeszcie w 1960 r. Wyjechał do ZSRS tuż po dwudziestce. Tam skończył w 1986 roku studia na słynnym MGIMO (Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych). Potem, po krótkim pobycie na Węgrzech, w 1988 r. wrócił do ZSRS ze swoją żoną, pół-Rosjanką, pół-Austriaczką. Na Węgrzech ponownie Kovacs pojawił się dopiero w 2003 roku. Przedstawiał się jako zamożny, odnoszący sukcesy biznesmen, choć nie wiadomo dokładnie co w tym czasie robił. On sam mówi, że pracował jako menedżer w różnych spółkach, głównie w Rosji i Japonii.

W 2005 roku Kovacs wraz z żoną wstąpili do Jobbiku. Młoda partia borykała się wtedy z dużymi problemami finansowymi. Nie miała reprezentacji w parlamencie, więc nie dostawała żadnej pomocy publicznej. Wpływy pochodziły od prywatnych donatorów, a najwięcej dawał… Kovacs. To skądinąd schemat, który powtarza się dość powszechnie wśród skrajnej prawicy w naszym regionie (również w Polsce). Ugrupowania skrajnej prawicy wykazują otóż aktywność dalece większą niż ta, na którą je realnie stać. Sponsorzy są z początku w cieniu, a gdy stają się osobami publicznymi szybko okazuje się, że mają związki bądź to bezpośrednio z Rosją, bądź ze służbami specjalnymi z okresu komunizmu. W wypadku Węgier,  kontrolowane przez rządzącą wtedy lewicę służby i prokuratura nie interesowały się jednak ani wykazywanymi przez izbę obrachunkową nieprawidłowościami w finansowaniu Jobbiku, ani jego późniejszym skrętem w stronę Rosji. Ze swymi otwarcie prorosyjskimi poglądami i kontaktami w Rosji (w 2007 r. zapraszał jednego z kolegów na uroczystość inauguracji prezydenckiej Ramzana Kadyrowa) Kovacs początkowo był zupełnie odsunięty od kreowania polityki partii. W tamtym czasie, gdy Jobbikiem kierowali David Kovacs (przewodniczący) i Ervin Nagy (zastępca), ugrupowanie było zdecydowanie antyrosyjskie. Sytuacja się zaczęła zmieniać, kiedy pod koniec 2006 r., po przegranych wyborach lokalnych, na stanowisko szefa partii, po półtorarocznej przerwie, wrócił  Gabor Vona. Już wcześniej poznał Belę Kovacsa, i gdy został przewodniczącym, od razu zaproponował mu stanowisko osoby odpowiedzialnej za sprawy zagraniczne. Z tej pozycji Kovacsowi udało się przeprowadzić Jobbik na pozycje otwarcie prorosyjskie.

W 2008 roku Kovacs zorganizował wizytę Vony w Moskwie. Rzecz jasna w podróży tej towarzyszył liderowi partii. Niedługo potem Jobbik dokonał zwrotu w polityce zagranicznej.  Europejskie służby, jeśli nie zrobiły tego wcześniej, musiały zainteresować się Węgrem w 2009 r., gdy z inicjatywy Kovacsa w Budapeszcie powołano Sojusz Europejskich Ruchów Narodowych (AENM). Kovacs został najpierw skarbnikiem a potem przewodniczącym AENM. Organizacja ta otrzymała znaczące wsparcie z Parlamentu Europejskiego: w 2012 r. ponad 185 tys. euro, a w 2013 r. ok. 350 tys. W 2010 r. partia zaproponowała Kovacsowi, żeby zastąpił deputowanego odwołanego z PE. Od tamtej pory nieprzerwanie zasiada w europarlamencie. W 2013 roku został wybrany współprzewodniczącym Międzyparlamentarnej Grupy Roboczej UE-Rosja. Podczas spotkania grupy w Kaliningradzie w 2013 r. zasłynął pytaniem do przedstawiciela Rady Federacji FR: „Jaka jest w przyszłości możliwość, by członkowskie państwo UE rozpoczęło rozmowy akcesyjne z Unią Euroazjatycką?”. W tym samym roku Kovacs towarzyszył Vonie w kolejnej podróży do Moskwy. Spotkali się tam m.in. z wiceszefem komitetu spraw międzynarodowych Dumy Leonidem Kałasznikowem.

KGBela

Afera wybuchła wiosną 2014 roku, gdy węgierskie Biuro Ochrony Konstytucji wniosło do prokuratury zarzuty przeciwko Beli Kovacsowi. Kontrwywiad twierdził, że ma nagrania audio i wideo udowadniające zarzut, że polityk systematycznie pracował dla rosyjskich służb specjalnych i odbywał tajne spotkania z agentami wywiadu Rosji. Kovacs miał co miesiąc jeździć do Moskwy i spotykać się tam z przedstawicielami służb specjalnych. Także jego żona ma być powiązana ze służbami rosyjskimi. Prokuratura mogła postawić Kovacsowi zarzuty, bo w styczniu 2014 roku do kodeksu karnego Węgier weszły przepisy mówiące o szpiegostwie przeciwko instytucjom UE jako przestępstwie. Ale sprawę Kovacsa politycznie wykorzystali rywale Jobbiku, Fidesz i lewica, w toczącej się właśnie kampanii wyborczej do PE.

Na zarzuty Kovacs odpowiedział, że ani on, ani jego żona Swietłana Istosina nigdy nie mieli kontaktów z tajnymi służbami. Kilka miesięcy później w jednym z węgierskich portali pojawił się artykuł na temat powiązań Kovacsa z Rosją. Według autorów, dorastał on pod opieką przybranych rodziców. Jego naturalnym ojcem miał być Rosjanin, a akt urodzenia sfałszowano, usuwając tę informację. Z kolei małżonka Kovacsa w latach 70. i 80. XX w. ciągle podróżowała po świecie, co dla zwykłego sowieckiego obywatela było rzeczą nieosiągalną. Kilka tygodni po tej publikacji Kovacs wygłosił przemówienie na ceremonii otwarcia Drugiego Forum Światowego absolwentów MGIMO w Moskwie. Dostał burzliwe oklaski, gdy powiedział, że na Węgrzech jest teraz uważany za rosyjskiego szpiega, ale tym się nie martwi i będzie pracował dalej tak, jak dotychczas.

Znamienna jest reakcja Jobbiku na ciężkie zarzuty wobec „szarej eminencji” partii. Najpierw w czasie kampanii wyborczej wiceszef Jobbiku Előd Novak obiecał szybkie wewnętrzne dochodzenie. Nic nie wiadomo jednak o jego efektach. Kovacs został wybrany do PE, a po wyborach zapadła w tej kwestii cisza. „Co powinniśmy zrobić? Jak jakakolwiek partia, a zwłaszcza tak młoda partia może pozyskać informacje o działalności najpotężniejszych tajnych służb na świecie? Kontrwywiad to nie nasza sprawa. Wszystko, co możemy zrobić, to spojrzeć w oczy Beli Kovacsowi i zapytać go, czy to prawda” – tak to tłumaczył Gyöngyösi, nadzorujący w partii sprawy zagraniczne wiceszef parlamentarnej komisji spraw zagranicznych. Takie zachowanie partii może tylko świadczyć, że Kovacs wciąż cieszy się w niej wielkimi wpływami.

Pismo prokuratora generalnego Węgier z wnioskiem o uchylenie immunitetu trafiło do Parlamentu Europejskiego już w maju 2014 r. Tyle że parlament tamtej kadencji nie zdążył się już nim zająć. Nowy zaczął prace we wrześniu 2014 r., ale zajął się Kovacsem dopiero po 18 miesiącach. Wreszcie 14 października 2015 r. PE wyraził zgodę na uchylenie immunitetu parlamentarnego Kovacsowi. Od tamtej pory prokuratura węgierska niewiele jednak w tej sprawie zrobiła. Jeśli Kovacs zostanie uznany winnym zarzucanych mu czynów, grozić mu będzie od dwóch do ośmiu lat więzienia.

Partia swoje, elektorat swoje?

Postać Beli Kovacsa może być kluczem nie tylko do rosyjskich powiązań Jobbiku, ale też innych skrajnych partii w UE. Należy pamiętać, że Węgier jest też spiritus movens Sojuszu Europejskich Ruchów Narodowych. Warto zapewne zastanowić się, czy ta organizacja nie służy (służyła) finansowaniu prorosyjskich ugrupowań. Jobbik ma w tym gronie najsilniejsze finanse, a Nick Griffin z nacjonalistycznej BNP przyznał, że węgierska partia jest motorem napędowym ruchów skrajnie prawicowych w Europie. Jobbik zaprzecza, by bezpośrednio wspierał finansowo inne pokrewne ideowo partie, ale nie oznacza to, że nie wspiera ich w inny sposób, choćby sponsorując różne konferencje i opłacając wyjazdy. Pojawia się przy tym pytanie, skąd pochodzą środki Jobbiku, lub przynajmniej skąd pochodziły w pierwszych latach działalności. Aż do 2008 roku ugrupowanie nie chciało ujawnić sprawozdania finansowego, mimo, że obligowały ją do tego przepisy o działalności partii politycznych. Wreszcie sprawą zajęła się prokuratura i Jobbik ujawnił informacje o finansach za lata 2004-2008. Okazało się, że partia miała budżet roczny mniejszy, niż w jakiejkolwiek małej firmie rodzinnej na Węgrzech. Sprawa finansowania Jobbiku trafiła w 2010 roku pod obrady parlamentarnej komisji bezpieczeństwa narodowego, ale bez wiążących konkluzji.

Wątpliwości wokół finansowania Jobbiku, prorosyjska polityka i afera z Kovacsem z pewnością politycznie służą Fideszowi, który przecież też trudno uznać za partię antyrosyjską. Fenomen popularności dwóch prawicowych ugrupowań, które – w różnym stopniu – opowiadają się za przyjazną polityką wobec Moskwy, można chyba tłumaczyć tym, że kwestia rosyjska nie ma prawie znaczenia, jeśli chodzi o wybór polityczny Węgrów. Warto w tym miejscu przytoczyć sondaż z końca 2014 roku. Okazało się, że w razie nowej zimnej wojny aż 48 proc. wyborców Jobbiku stanęłoby po stronie… USA, a tylko 27 proc. – Rosji. Jobbik wyrósł do rangi trzeciej siły nie na prorosyjskich hasłach, ale innych elementach programu. Sukcesy wyborcze możliwe były dzięki zdolności partii do konsolidacji elektoratów antyestablishmentowego i antyeuropejskiego oraz umiejętnemu populizmowi (hasła antyromskie i antysemickie) i wykorzystaniu koniunktury, którą dało – po kompromitacji lewicy – wyraźne wychylenie się wahadła społecznego na Węgrzech w prawą stronę.

Część trzecia cyklu o współpracy skrajnych sił europejskich z putinowską Rosją dotyczyła będzie Niemiec.

Czesław Kosior

Źródło: https://oaspl.org