Goście radia TOK FM rozmawiali dziś o wydanej właśnie przez Frondę książce „Resortowe dzieci”. Publikacja Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza niezwykle poruszyła rozmówców. „Przekraczane są kolejne granice chamówy przez prasę, która uważa się za odważną, niepokorną, szlachetną -tą, która nadaje ton, broni dekalogu i etyki mediów. Brak słów” – komentował prof. Wiesław Władyka. „Do tego jeszcze równolegle jest przyznawana hiena roku, gdzie się dzieją cuda-niewidy przy nominacji i przy wyborze. Przykro” – dodał, odnosząc się do tekstów wpolityce.pl o Andrzeju Turskim, który po pijanemu miał prowadzić „Panoramę” (SDP przyznało jednak Hienę listopada dziennikarce, która zdobywała informację, podszywając się pod psychologa).

„Jesteśmy cały czas szantażowani przez prawą stronę, wyzywani i nazywani ostatnimi słowy, a koledzy, którzy się tym zajmują, jakoś nie potrafią się wyzwolić z tego złego ducha i ten dekalog jakoś ich nie obowiązuje” – ubolewał prof. Władyka.

Tomasz Wołek dodał, że jeśli istnieje piekło, to być może ci prawicowi dziennikarze będą się w nim smażyć.

„Skala nienawiści i złej woli jest przepotworna. A niestety, jak się wczyta w komentarze internetowe pod tymi wstrętnymi paszkwilami, to widać, że w narodzie to znajduje odzew. To znaczy, duch Jedwabnego wciąż żywy” – grzmiał Tomasz Lis, który nigdy przecież ni publikował w „Newsweeku” nienawistnych okładek… „Czy opluwanie, obrzygiwanie dziennikarzy jest czymś, co zasługuje na jakąkolwiek reakcję jakiegokolwiek kapłana w tym kraju? Czy może to jest coś, co kapłan z radością przeczyta?” – zastanawiał się Lis.

MBW/Tokfm.pl