Lillian Daniel często lata samolotami. W samolocie, jak wiadomo ludzie lubą nawiązywać znajomości,  zaciekawieni kim jest osoba siedząca obok. Lillian przyznaje, że nieco obawia się sytuacji, kiedy tuż obok niej zasiądzie osoba określająca siebie jako „duchowa lecz nie religijna”. Ta, jeżeli tylko dowie się, że Lilian pełni jakąś posługę w Kościele, zaczyna swojego rodzaju „kazanie” o wyższości „wiary” owej osoby nad „wiarą” Lilian. To ciekawe, że takie osoby są bardzo chętne do dzielenia się swoim światopoglądem, podczas gdy osoby praktykujące nieraz nauczone są, aby nie narzucać się ze swoją wiarą, lecz więcej wysłuchiwać człowieka.

Tak więc, ludzie Kościoła nieraz narażeni są na „kazania” takich osób. Możemy już, przy pewnym doświadczeniu, przewidzieć treść takiej rozmowy. Otóż, po deklaracji o wychowaniu w chrześcijaństwie, lecz o dzisiejszym braku praktyk religijnych, następuje obowiązkowa schematyczna gadka o tym jak osoba ta ”znajduje Boga w zachodach słońca”. Ci ludzie zawsze znajdują Boga w zachodach słońca! I w spacerach po plaży! Znajdują też na szczytach górskich. Czasem opowiadania tych ludzi tak brzmią, jakby właściwie nie opuszczali oni plaż i szlaków turystycznych, poruszając się po nich od jednego zachwycenia do drugiego.

Wielu z nas, ludzi Kościoła powie, że jest to OK, ponieważ Pan Bóg jako stwórca natury może być przez nią także poznawany. O tym naucza nas między innymi Księga Mądrości Salomona  "bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę." (Mdr 13, 5)      

Jednak nie popadajmy w przesadni naturalizm. Bóg dał nam swoją obecność w Najświętszym Sakramencie, w swoim Słowie i w Tradycji Kościoła. Na pewno nie jest tak, że jak nie spędzasz dużo czasu na plaży, czy w lesie, to Stwórca jest przed Tobą ukryty. A do tego stwierdzenia podąża taki naturalistyczny sposób myślenia, bez wakacji nie będziesz zbawiony. To absurd. Nie absolutyzujmy tych plaż i gór. Są przecież także ciasne ciemne cele pustelników, którzy nigdy nie opuszczają świętych budynków. Także zakonnice klauzurowe nie będą nawet miały szansy mieć „szczęścia” być nawet poinformowanymi w samolocie, o konieczności plażowania dla zbawienia. 

Wierząca i praktykująca bloggerka uroczyście informuje wierzących-niepraktykujących, że w sumie mało ją interesuje ich duchowość bez religii. Nie potrzebuje być natrętnie anty-ewangelizowana religijnością „self-made”, bo ma na ten temat własne zdanie. Zastanawia się, czemu Pan Bóg nie sadza jej obok osób znajdujących Boga w Kościele, czy choćby we wspólnocie ludzkiej. Obok osób które na przykład by twierdziły, że znajdują Pana Boga w BLIŹNIM. Już to było by sto razy bardziej prawidłowe. Może czas nie wychodzić samemu w pustkę, lecz szukać biednych, chorych, ubogich i w nich znajdować Jezusa. Czy w samotności rzeczywiście łatwiej spotykamy Boga? Ile czasu w samotności spędzała np. św. Matka Teresa z Kalkuty? Mieszkała z bezdomnymi, umierającymi. Stamtąd nie było widać zachodów słońca nad piękną plażą. Jednak samolubny człowiek XXI wieku na tendencję do omijania ludzi, a podążania do samotności.

MP/huffingtonpost.com

Na podstawie wpisu bloga Lillian Daniel „Spiritual But Not Religious? Please Stop Boring Me.”