Tę książkę trzeba przeczytać, choć nie ma co ukrywać - nie jest to lektura prosta. Na ponad 500 stronach, naszpikowanych fachową, freudowską (co dodatkowo nie ułatwia lektury) terminologią psycholog ze Stanów Zjednoczonych przekonuje, że niegejowscy homoseksualiści nie muszą być wpychani w ramiona środowisk gejowskich, które zapewniają, że homoseksualny styl życia jest najlepszym z możliwych. Ci, którzy z jakichś powodów są homoseksualistami, a nie są z tego dumni i mają poczucie, że nie jest to stan normalny, mogą bowiem uzyskać pomoc od kompetentnych psychoterapeutów, którzy pomogą im zmierzyć się z własną skłonnością seksualną, a często także pomogą im wyjść z niej ku normalności psychoseksualnej. Jednym z takich (trzeba powiedzieć jasno, że nielicznych) psychoterapeutów jest właśnie Nicolosi, którego książka jest próbą przedstawienia narzędzi wychodzenia z homoseksualizmu, którymi posługuje się on sam.

 

Fundamentalne założenia

U podstaw działania Nicolosiego leży przekonanie, że choć niewątpliwie homoseksualizm może mieć w pewnych wypadkach korzenie biologiczne, to nie da się przedstawić mocnych argumentów, które dowodzą, że jest on zawsze wrodzony lub, że nie istnieją psychologiczne przyczyny rozwoju homoseksualizmu. Niezależnie jednak od etiologii (nie ma co ukrywać, że mimo tych zastrzeżeń psychoterapeuta ze Stanów Zjednoczonych uznaje, że główną przyczyną są zaburzenia relacji z rodzicami na najwcześniejszym etapie rozwoju człowieka) homoseksualizmu pewne dla Nicolosiego jest to, że nie można go uznać za normalny czy – co jeszcze ważniejsze – nieunikniony. Jeśli zatem homoseksualizm nie jest normą (choć występuje w zbiorowościach), to można i trzeba go leczyć.

Drugim nie mniej istotnym założeniem Nicolosiego jest uznanie za prawdziwą „filozofii esencjalistycznej”, czyli przyjęcie, że tożsamość płciowa i orientacja seksualna „są umocowane w rzeczywistości biologicznej. Ciało mówi nam, kim jesteśmy i nie możemy skonstruować – złożyć bądź rozłożyć – innej rzeczywistości, w której płeć i tożsamość seksualna nie są zsynchroniozwane z biologią”. Ujmując zaś rzecz bardziej wprost Nicolosi przywołuje opinię jednego ze swoich pacjentów, który otwarcie uznaje, że w „homoseksualizmie coś jest nie tak”. „Jak mogłem zostać zaprojektowany przez Stwórcę, by uprawiać seks analny? (…) Seks analny jest destrukcyjny dla ciała (…) Poniżający dla ludzkiej godności, jest niezdrowy. Nie mogłem zostać stworzony do związku z osobą tej samej płci, które sama budowa uniemożliwia biologiczne rodzicielstwo (…) Więc tak mnie zaprojektowano? W takim razie stworzył mnie absurdalny bóg”.

Z takiego myślenia wynika zaś trzeci istotny element fundujący teorie Nicolosiego. Jeśli homoseksualizm jest niezgodny z naturą (a biologicznie jest), to zamiast utwierdzać w nim osoby, które mu podlegają, trzeba pomóc im odzyskać pełnię zdrowia psychofizycznego, czy ujmując rzecz bardziej wprost trzeba pomóc im stać się prawdziwymi mężczyznami, którzy nie będą już poszukiwać potwierdzenia swojej męskości u innych mężczyzn, ale zmierzą się z normalnym życiem. I jak zapewnia Amerykanin, to jest możliwe, ale tylko wówczas, jeśli psychoterapeuta uznaje, na każdym etapie leczenia, że jego pacjent „posiada ukrytą heteroseksualną naturę”.

 

Dramat rodzinny

Aby do niej dotrzeć trzeba się jednak przedrzeć przez głębokie zranienia „ja płciowego”, jakiego doznali oni w dzieciństwie. Nicolosi uznaje, że zdecydowana większość homoseksualnych mężczyzn cierpi na głębokie poczucie wstydu i utratę przywiązania. Jej przyczyną jest brak pełnej miłości w relacji do nich ich własnych rodziców. „Kiedy rozmawiamy o związkach rodzinnych, nasi klienci wciąż nam mówią, że nie czuli się tak naprawdę poznani i kochani za to, kim naprawdę są. Nie chodzi o to, że rodziny ich nie kochały – większość rodziców chciała dla nich tego, co najlepsze i kochała ich. Ale w przypadku tego konkretnego syna doszło do odłączenia... niedostrojenia. Większość moich klientów mówi, że nigdy nie czuła się prawdziwie dostrzeżona przez rodziców” - wskazuje Nicolosi.

Powody tego „niedostrojenia” to najczęściej narcystyczna, emocjonalnie niestabilna i niedająca chłopcu poczucia samodzielności matka (klienci mówią o tej relacji jako o relacji „najlepszego przyjaciela czy pokrewnej duszy") i nieobecny, nieznaczący, wycofany ojciec. Taki układ rodzinny często prowadzi do wytwarzania fałszywego Ja dziecka (prawdziwe bowiem jest odrzucane przez matkę, a i ojciec nie uczestniczy w jego umacnianiu). „Kwintesensją Ja fałszywego w okresie prehomoseksualnym jest „dobry chłopczyk”, zachowawcza adaptacja miłego, nieszkodliwego, bezpłciowego dziecka. Ale wiąże się to z wysokimi kosztami: nie pozwala chłopcu na wyrażenie swoich naturalnych męskich dążeń i na zaspokojenie potrzeb dotyczących przywiązania do osoby tej samej płci. Powoduje to głęboką uczuciową pustkę, i ostatecznie pozostawia z chronicznym, niezaspokojonym pragnieniem głębokiego połączenia z innym człowiekiem” - wskazuje Nicolosi. W wieku dorosłym skutkuje to zaś poszukiwaniem męskich partnerów, którzy „zastąpią symbiotyczną błogość płynącą z bezpiecznego przywiązania do ojca”.

Istnieją również inne formy homoseksualizmu, które powstają – zdaniem psychologa – już po okresie identyfikacji płciowej. „Trauma postpłciowa zwykle wydaje się spowodowana przez starszego brata, ojca, okrutnych, prześmiewczych kolegów w szkole, wykorzystanie seksualne lub chaotyczną, niezrównoważoną matkę. Ta ostatnia wywoływała w kliencie lęk i gniew, zgeneralizowany obecnie na wszystkie kobiety, co powstrzymuje go od głębszych relacji z nimi” - zauważa Nicolosi. Ta forma homoseksualizmu jest o wiele prostsza do „wyleczenia”, bowiem tożsamość płciowa takiego mężczyzny jest ukształtowana prawidłowo i jest on – od razu - zdolny do normalnych relacji.

 

Szukając normalności

Niezależnie jednak od przyczyn homoseksualizmu w życiu konkretnego mężczyzny, jedno jest dla Nicolosiego oczywiste: można próbować przywrócić stan normalności. Nie zawsze jest to pełna reorientacja, całkowite porzucenie skłonności homoseksualnej i zbudowanie nowej, pełnej tożsamości heteroseksualnej, ale niemal zawsze jest to uwolnienie osoby od kompulsywnego skoncentrowania na sprawach seksualno-erotycznych, umożliwienie jej budowania normalnych zdrowych relacji z innymi mężczyznami i kobietami, a wreszcie zrozumienie własnej sytuacji. Część jednak – dzięki psychoterapii – może założyć normalne rodziny i zacząć pełne męskie życie.

 

 

 

Aby było to możliwe konieczny jest jednak jeden, podstawowy warunek: osoba musi tego rzeczywiście chcieć. Homoseksualizm musi być przez nią postrzegany jako problem i jako coś, czego nie akceptuje. Jeśli jest inaczej, to choć terapia także przyniesie korzyści (choćby pomoże lepiej ustawić relacje z innymi osobami), to raczej nie przyniesie oczekiwanej – wówczas zazwyczaj przez otoczenie - „reorientacji”.

 

 

 

 

Nie będę tu omawiał pełnej wizji terapii, jaką proponuje Nicolosi. Jednego nie sposób jednak nie wspomnieć: otóż psychoterapeuta skupia się tu przede wszystkim na budowaniu męskości, która w naszej cywilizacji jest bardzo często potępiana i odrzucana. Przepracowaniu ulec musi zatem przede wszystkim użalanie się nad sobą, wstyd, ale także odrzucenie własnej osoby. I dopiero na tej bazie można zacząć – za pomocą rozmaitych środków – dążyć do odkrycia w sobie prawdziwej, heteroseksualnej natury mężczyzny. Droga ta zakłada również dotarcie do prawdziwych źródeł zranienia i przepracowania własnych relacji z rodzicami. Często wiąże się to również z przebaczeniem ojcu i matce. Nie są to decyzje i procesy proste, ale pozwalają uwolnić się od traumy i zacząć prowadzić lepsze życie.

 

Wezwanie do ojców

Ale z tą książką zapoznać się powinni nie tylko terapeuci (mam nadzieję, że to zrobią i że w Polsce pojawi się więcej ośrodków, w których homoseksualiści będą mogli szukać pomocy), ale także ojcowie. Jej lektura otwiera oczy na to, że wiele z naszych zachowań może mieć dramatyczne skutki dla naszych dzieci. To my, mężczyźni, jesteśmy niezwykle mocno odpowiedzialni za to, czy nasi synowie będą prawdziwymi mężczyznami (bynajmniej nie chodzi tu tylko o to, czy zdołają uniknąć homoseksualizmu), czy będą zdolni prowadzić pełne, męskie życie. Historie ojców, którzy nie podołali temu zadaniu, są przerażającym memento dla każdego, kto ma własne dzieci. Ale dają one także wskazówki, czego unikać i na czym się skupiać. I już choćby dlatego warto tę książkę mieć i przeczytać. Jako ojciec dwóch synów (na razie) i dwóch córek będę do niej wracał, by wychować swoje dzieci na prawdziwych mężczyzn i prawdziwe kobiety.

 

Tomasz P. Terlikowski

J. J. Nicolosi, Wstyd i utrata przywiązania. Praktyczne zastosowanie terapii reperatywnej, tłum. A. Jetkowska, Wydawnictwo Mateusza, Bydgoszcz 2011, ss. 533.