„Trzeba sobie uświadomić jak sytuację na Ukrainie odbierają główni gracze światowej polityki. To pokazuje, jak bardzo duży rozdźwięk jest pomiędzy percepcją kwestii wschodniej w Polsce i na Zachodzie. Wydaje mi się, że tego spostrzeżenia wielokrotnie już brakowało w naszej historii” - mówił mec. Jacek Bartosiak (Fundacja Narodowe Centrum Studiów Strategicznych) podczas poświęconego sytuacji Polski w obliczu wojny na Ukrainie spotkania zorganizowanego przez Stowarzyszenie KoLiber.

Prelegent rozpoczął od nakreślenia różnic w sposobie patrzenia na świat w USA i w Europie.

„Amerykanie postrzegają geografię świata w zupełnie inny sposób niż my. Dla nich jest Euroazja i wokół niej same wyspy. I Ameryka jest najsilniejszą wyspą. Amerykanie nie mogą dopuścić do tego, aby jakikolwiek podmiot zdominował Euroazję, bo to spowoduje, że ten podmiot może rzucić wyzwanie USA. W celu kontrolowania Euroazji, Amerykanie mieli taktykę kontrolowania Rimlandu czyli państw które są uzależnione od handlu morskiego. Dla takich krajów zablokowanie portów powoduje, że muszą się podporządkować. Te państwa są bardzo podatne na presję USA. W głębi lądu Euroazji jest Heartland, na który nie da się tak wpłynąć. To jest głównie Rosja. Polska i Ukraina są na korytarzu między Rimlandem, a Heartlandem. W związku z tym wszystkie wojny i napięcia o równowagę sił odbywają się na tym obszarze” - podkreślał.

„W obecnej sytuacji nie chodzi o niepodległość Ukrainy, ale o realia, w których Amerykanie odchodzą na Pacyfik w związku z zagrożeniem chińskim. Nigdy wcześniej w historii świata nie było tak, aby bez wojny pretendent wyprzedzał hegemona. A teraz ten pretendent - czyli Chiny - jest ogromną potęgą i do tego, w przeciwieństwie do ZSRS, jest wpięty w handel międzynarodowy” - kontynuował Bartosiak.

„Jak byłem za kulisami szczytu NATO w Walii, to widziałem formuły, za pomocą których oceniano siłę państw. I one pokazują, że Niemcy to siła 2, Rosja - 3, USA - 12, a Chiny – 20. Chiny modernizują swoje siły zbrojne i stając się silniejsi od USA w wielu obszarach, wydają mniej niż 1% PKB na obronę. Najmniej od czasów gdy Mao objął władzę. Mówi się, że gospodarka może wytrzymać do 5% nakładów na te cele, więc Chińczycy mają jeszcze ogromne rezerwy” - zaakcentował.

„I w tej perspektywie trzeba patrzeć na kryzys ukraiński. W USA i Zachodniej Europie Ukraina jest postrzegana jako upadłe państwo. Amerykanie widzą w tym konflikcie szansę na wynegocjowanie z Rosją mniejszego udziału w zarządzaniu światowym, ale to jest negocjacja. W tym tkwi ogromne niebezpieczeństwo dla Polski. Amerykanie nie widzą w Rosji zagrożenia dla systemu sygnowanego przez USA. Rosjanie są za słabi. I wtedy USA lubią przerzucić ciężar spraw na sojuszników w regionie” - podkreślał.

Jak mówił dalej, Amerykanie chcą używać „prokurentów” takich jak Polska do realizacji swoich interesów w Europie Wschodniej, ponieważ sami są zajęci na Pacyfiku. Równocześnie natomiast Europa Zachodnia nie pali się do realizowania interesów amerykańskich.

„Od kiedy Niemcy przestały być strategicznie podporządkowane USA, co ma miejsce od mniej więcej okresu II wojny w Iraku, nie potrzebują już wojsk amerykańskich dla zapewnienia bezpieczeństwa, kapitału amerykańskiego dla rozwoju, przestały potrzebować amerykańskich technologii i nie potrzebują rynku amerykańskiego dla zbytu swoich produktów. Za to zaczęły poszukiwać innych rynków na peryferiach Europy, a przede wszystkim nowych gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej, które poprzez przystąpienie do Unii Europejskiej stały się w dużej mierze podporządkowane gospodarce niemieckiej. Niemcy zaczęły mieć inne interesy niż sojusz atlantycki, choć jeszcze tego nie wypowiadają wprost. Pewnego dnia UE jednak nie przetrwa. Filarem Unii musi być równowaga między Francją a Niemcami, ale w związku z kryzysem euro teatr się skończył i wszystko zależy od Niemiec. Jak Niemcy się zorientują, że nie ma czego ratować, to porzucą to i będzie wtedy parcie w kierunku Heartlandu. Dlatego Niemcy nie chcą wojny na Ukrainie. Nie chcą obecności Amerykanów w regionie. Nie chcą, by między nimi a Rosją pojawili się nowi gracze” - kontynuował.

Podkreślał też, że sojusz niemiecko-rosyjski jest naturalny i nieunikniony, wręcz silniejszy od ludzkiej woli, ponieważ wymuszają go realia geopolityczne.

„Na szczycie NATO wszystkich bardziej interesowało Państwo Islamskie oraz sytuacja w Zatoce Gwinejskiej czy Somalii, niż Ukraina. Musimy sobie zdać z tego sprawę. Musimy bardzo uważać, żeby nie brać udziału w cudzej grze naszym kosztem” - przestrzegał.

„Chiny wnikliwie analizowały to, jak dokonano aneksji Krymu i jaka była reakcja Zachodu. Nie wprowadzono wówczas żadnych realnych sankcji na ekonomicznego karła, jakim jest Rosja. To zastanawiam się, jak wprowadzono by sankcje na takiego kolosa jak Chiny” - mówił dalej.

„Rosja będzie kluczowym zasobem dla USA w rywalizacji z Chinami. Bez Rosji nie da się zablokować Chin. Rosjanie o tym wiedzą i negocjują swoją pozycję” - podkreślał.

„Ukraina była państwem atomowym. I teraz pojawia się pytanie: co zrobić na miejscu Ukraińców w aktualnej sytuacji? Oni oddali broń atomową w zamian za gwarancję granic, które widać jak działają. Artykuł piąty też tak może działać. Gdyby Ukraińcy zdecydowali się na odtworzenie broni atomowej, to co by się stało? Czy Rosjanie dostaliby Donbas czy może całą Ukrainę? To by stworzyło mnóstwo znaków zapytania dla panujących na świecie. Posiadanie broni atomowej zmienia status państwa” - kontynuował.

Wśród pytań z publiczności parokrotnie powracał wątek chiński. Prelegent obszernie ustosunkował się do związanych z tym kwestii m.in. pytań o możliwość demokratyzacji Chin.

„Co jest bardziej demokratyczne w szerokim rozumieniu tego słowa? System, w którym politycy muszą dobrze wypaść w telewizji, bo media pokażą ich tak albo inaczej, czy taki, gdzie jest kryterium, że ten polityk musiał się sprawdzić np. w gminie zbudować tamę, a potem go pociągnęli w górę, bo zbudował dwie elektrownie? Co bardziej realizuje interesy społeczeństwa? To jest pytanie, które otwarcie zadają analitycy na Zachodzie, bo klasa polityczna chińska po prostu lepiej zarządza” - odpowiadał.

Podkreślał, że państwo chińskie tworzy w pewnym sensie swój własny, bardzo skomplikowany świat, który w Polsce jest wciąż bardzo mało znany. Odnosząc się do wątków związanych z sojuszem polsko-amerykańskim, mec. Bartosiak przestrzegał natomiast przed bezmyślnym przyjmowaniem go jako w pełni korzystnego dla Polski.

„Polska ma zbieżne interesy z USA, ale do pewnego momentu. W interesie amerykańskim jest polska niepodległość status quo czyli Polska na tyle niepodległa, żebyśmy nie weszli np. do Niemiec. W ich interesie nie jest za to wspomożenie nas w wybiciu się na prawdziwą niepodległość, taką jak z I Rzeczypospolitej, dlatego, że Polska jest państwem potencjalnie rewizjonistycznym. Nie jest w stanie przetrwać między Niemcami a Rosją bez wsparcia zewnętrznego gracza. Podmiotowe elity zawsze starałyby się wydobyć z tej sytuacji poprzez stanie się silniejszym od jednego z tych graczy. Od Niemiec nie jesteśmy w stanie stać się silniejsi, ale od Rosji tak. Po I wojnie światowej pokonaliśmy Rosję i byliśmy w stanie wybić się na własną niepodległość, zdobytą we wspaniałej koniunkturze międzynarodowej, ale własną, a nie taką jak po 1989 roku - w statusie „junior partnera”, który biegnie, aby go przytulili i musi się dostosować do norm zachodnich” - podkreślał.

Jak mówił, Rosja ma wielki problem ze względu na rozległe terytorium. Rosjanie muszą mieć silną scentralizowaną władzę, aby nie doszło do powtórzenia smuty z czasów Jelcyna.

„We Władywostoku zaczynają słuchać Chińczyków z Harbinu, którzy są bliżej niż władze w Moskwie i dają pieniądze. Dlatego ten Władywostok musi się bać. Dlatego trzeba mnóstwa ludzi, którzy nic nie produkują, ale siedzą w resortach siłowych” - zaznaczał.

„Rosja może się rozpaść i Amerykanom to nie pasuje z 3 powodów. Nie wiadomo bowiem, co się wówczas dzieje z bronią atomową, co się dzieje z Azją Centralną i Arktyką oraz nie będzie wspólnego balansowania przeciwko Chinom. Rosja wie, że zbliża się przewartościowanie sił geopolitycznych i że trzeba mieć silną armię. Liczy, że powtórzy się manewr z 1939 roku, gdy ZSRS był państwem słabym, o zniszczonych więziach społecznych, ale skończył jako mocarstwo. Kwestia ukraińska jest poligonem dla Rosji. To może być zapowiedź trzęsienia ziemi w związku ze wzrostem potęgi Chin. To może być coś w rodzaju kwestii remilitaryzacji Nadrenii przed II wojną światową” - mówił.

„My musimy przyjąć gradację celów. Pierwszy jest taki, żeby Polska była imperium. Drugi to niepodległość. Czy jesteśmy w stanie ją utrzymać? Tak długo, jak Amerykanie będą ją gwarantować, a oni schodzą na Pacyfik. Gwarantowali granice Ukrainie i co z tego wyszło? Gospodarczo ich prawie w ogóle nie ma w Polsce. Politycy amerykańscy zdają sobie z tego sprawę” - kontynuował prelegent.

Jedno z ostatnich pytań dotyczyło tego, co Polska powinna zrobić w najbliższym czasie, aby nie ucierpieć w wyniku zmian geopolitycznych.

„Musimy zwiększać stoki amunicyjne, zwiększać wydatki na uzbrojenie i modernizację sił zbrojnych, zwiększyć liczebność armii operacyjnej, zapewnić autonomiczność sił zbrojnych RP, co jest najważniejsze. Musimy też mieć własne rozpoznanie strategiczne, którego nie mamy. Trzeba zacząć od własnego rozpoznania, dowodzenia i wywiadu, bo skończymy na tym, że samoloty kupione za nasze pieniądze nie będą pod naszą kontrolą” - odpowiadał mec. Bartosiak.

„Nie możemy się oglądać na innych, ani wierzyć w pomoc. Nikt nam nie będzie pomagał, jeśli nie będzie miał w tym interesu oraz jeśli sami nie będziemy silni” - podsumował swoje wystąpienie.

bjad/blogpress.pl