Europą wstrząsa wielki kryzys imigracyjny, w który wciągana jest coraz silniej także Polska. Niewykluczone, że już wkrótce będziemy musieli wziąć pod opiekę nie 2000, ale nawet 10 000 imigrantów. Czy Polska poradzi sobie z tym zadaniem? A przede wszystkim, czy powinna w ogóle je podejmować? Zapytaliśmy o to w rozmowie telefonicznej posła PiS Jerzego Polaczka, wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych.

Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Rząd jest w opinii pana ministra przygotowany na ewentualność przyjęcia kilku tysięcy uchodźców?

Jerzy Polaczek, PiS: Ze strony premier Ewy Kopacz słyszymy w tej sprawie same ogólniki. Tymczasem kilkaset kilometrów od polskiej granicy, główny dworzec budapesztański, Keleti, jest od kilku dni de facto okupowany przez uchodźców. Trzeba głośno zapytać rząd, czy dopuszcza do siebie myśl, że za kilka miesięcy czy tygodni taka sytuacja może pojawić się również w Polsce. Nie są to kwestie wirtualne, tylko katastrofa humanitarna na skalę kontynentu europejskiego.

Tak, dlatego rodzi się pytanie, czy rząd PO-PSL zrobił wystarczająco wiele, by przygotować państwo na tę sytuację, o której wiadomo przecież nie od dzisiaj?

Państwo musi być przygotowane na różne sytuacje kryzysowe i nadzwyczajne. To jego elementarny obowiązek wobec własnych obywateli: zapewnienie im realnego bezpieczeństwa. Zwróciłbym uwagę na obiektywny fakt, że napływ tysięcy ludzi, obojętnie, czy to scenariusz dzisiaj rozpatrywany w przedziale najbliższych tygodni czy miesięcy, musi być analizowany choćby pod kątem środków, które można na ten cel przeznaczyć, a także obiektywnych i niebudzących wątpliwości danych dotyczących możliwości przyjęcia przez państwo grupy migrantów. Istotne jest także, by jasno postawić zagadnienia dotyczących choćby kwestii naturalnych preferencji dla chrześcijan z Bliskiego Wschodu. To przede wszystkim ta grupa jest dziś z punktu widzenia przepisów prawnych traktowana jako grupa uciekająca przed wojną.

Komisja Europejska i Niemcy wywierają jednak na Polskę bardzo duży nacisk i oczekują, że przyjmiemy uchodźców w ogóle, a nie tylko chrześcijan. To oznacza zaś przyjęcie przede wszystkich muzułmańskich mężczyzn, a nie chrześcijańskie rodziny. Czy to są w ogóle prawdziwi uchodźcy, czy też raczej imigranci ekonomiczni? Jak Polska powinna odnieść się do tego problemu

Kilku przedstawicieli rządów europejskich, między innymi premier Węgier Wiktor Orban oraz premier Słowacji Robert Fico, postawili bardzo jasno warunki dotyczące zasad przyjmowania bądź nieprzyjmowania grup przedostających się do krajów europejskich z Grecji czy Włoch. Uważam, że z punktu widzenia Polski należy zachowywać wyjątkową roztropność i wstrzemięźliwość. Gdy idzie o kwestię, jak wielu tych uchodźców należy przyjąć, to uważam, że powinna być to raczej grupa dość niewielka. Na forum europejskim należy zadać pytanie, jak to jest, że mamy setki tysięcy ludzi uciekających przed wojną ze świata muzułmańskiego, a sam świat muzułmański przyjmuje to w zasadzie bez jakiegokolwiek komentarza ani działań. Potrzebny jest tymczasem taki humanitarny plan Marshalla, który spowodowałby przede wszystkim bardzo konkretną reakcję właśnie krajów muzułmańskich na los tych, którzy uciekają z  Bliskiego Wschodu. Zatamowanie emigracji ekonomicznej jest obowiązkiem wspomnianych państw, dysponujących przecież odpowiednimi środkami finansowymi.

Polska od lat nie najlepiej radzi sobie z repatriantami ze wschodu; spore trudności pojawiły się też przy sprawie przetransportowania obywateli Polskich z ogarniętego wojną z Rosją regionu w Donbasie. Czy jest prawdopodobne, że wobec tak dużych trudności z tymi kwestiami nagle będziemy sobie w stanie świetnie poradzić z tysiącami całkowicie obcych nam kulturowo, nie znających języka uchodźców?

Sytuacja ta jest nadzwyczajna w tym sensie, że poprzez rozbrojenie moralne Europy oraz poprzez fakt, że w sposób bezmyślny przyjmuje się tysiące ludzi najdalszych kulturowo od wartości europejskich, powoduje się sytuację, której skutki mieszkańcy państw europejskich odczują obiektywnie już w najbliższych miesiącach i latach. Polska pod rządami PO-PSL, mówiąc dyplomatycznie, dość słabo radziła sobie z tymi zagadnieniami, w szczególności jeśli chodzi o kwestię jakiegoś pomostu dla Polaków oraz potomków polskich obywateli wygnanych z kresów Rzeczpospolitej do Kazachstanu i na tereny byłego Związku Sowieckiego w ogóle.

W czwartek głośny stał się artykuł premiera Węgier Wiktora Orbana opublikowany na łamach niemieckiej „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Orban zwraca tam uwagę, że w związku z obecnym kryzysem imigracyjnym, podstawowym zadaniem Unii Europejskiej  powinna stać się, po pierwsze, obrona granic europejskich, a po drugie – ochrona wartości chrześcijańskich Europy, z których wyrasta idea europejska, a które duże fale napływających muzułmanów mogłoby naruszyć. Czy Prawo i Sprawiedliwość zgadza się z tymi dwoma postulatami Orbana?

Powiedziałbym, nie wdając się w jakieś propozycje szczegółowe, że są to stwierdzenia bardzo podstawowe i elementarne. Wpuszczając setki tysięcy ludzi do państw europejskich wytwarza się naturalny mechanizm tarcia pomiędzy społecznościami lokalnymi a gwałtownie napływającymi przybyszami. Moim zdaniem, jeśli chodzi o postawę państwa polskiego, musi być zachowany również ordo caritatis, porządek miłowania, który polega na tym, że naturalną preferencją dla państwa polskiego powinni być ludzie narodowości polskiej rozsiani po świecie, a chcący powrócić do Polski. Na drugim miejscu powinny znaleźć się osoby bliskie nam kulturowo, bo gwarantuje to zachowanie ważnego składnika spokoju społecznego. Dopiero później, w trzeciej kolejności, można rozważać działania na rzecz innych grup.

Kanclerz Angela Merkel poinformowała w czwartek, że uzgodniła z prezydentem Francji Francoisem Hollandem, iż wszystkie kraje europejskie powinny okazać większą „solidarność” i przyjąć więcej uchodźców, niż to wcześniej ustalano. Jak PiS chciałby odpowiedzieć Niemcom na tę argumentację o europejskiej solidarności?

Nie słyszałem jeszcze tej wypowiedzi, jednak co do zasady, rzecz jest jasna. Niemcy czy Francja to kraje, do których napływa największy strumień uchodźców, bo są to państwa docelowe, osobiście wybrane przez tysięcy ludzi zmierzających do Europy poprzez Morze Śródziemne z Bliskiego Wschodu czy Afryki Północnej. Ten wybór jest indywidualną decyzją tych osób i nie można w sposób prosty i mechaniczny ustalać jakichś kontyngentów rozsyłanych po wszystkich krajach unijnych na zasadzie jakiegoś wzoru matematycznego.

Dziękuję za rozmowę.