Po raz kolejny pomalowano czerwoną farbą pomnik generała Zygmunta Berlinga na Saskiej Kępie w Warszawie.

Jak poinformowała Polska Agencja Prasowa, patrol policji z Pragi Południe zauważył dwóch mężczyzn, którzy malowali monument. Na widok funkcjonariuszy zaczęli uciekać, ale po pościgu zostali zatrzymani. Jeden z nich miał 72 lata, a drugi 59.

- Wstępnie czyn ten został zakwalifikowany jako niszczenie mienia. Mężczyźni otrzymali wezwanie do stawienia się na przesłuchanie w charakterze podejrzanych. Policjanci kompletują dokumentację w tej sprawie - powiedziała PAP Monika Brodowska z Komendy Stołecznej Policji.

„Zgodnie z kodeksem karnym za zniszczenie mienia grozi od 3 miesięcy do lat 5 więzienia. W wypadku <mniejszej wagi>, przestępstwo to jest zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności albo do jednego roku więzienia” - czytamy w depeszy Polskiej Agencji Prasowej, która przypomina, że odsłonięty w 1985 roku pomnik Berlinga był oblewany farbą już kilkakrotnie w ostatnich latach, podobnie jak monument ku czci żołnierzy Armii Czerwonej w parku Skaryszewskim.

A ja zastanawiam się, jak w stolicy niepodległej Rzeczypospolitej mogą nadal stać pomniki upamiętniające zdrajców Polski i wojsko, które wygoniło wprawdzie z naszego kraju Niemców, ale przyniosło nam zniewolenie na pół wieku.

Czy Hanna Gronkiewicz-Waltz nie rozumie, że jest prezydentem miasta-bohatera, które złożyło ogromna daninę krwi także dlatego, że podczas Powstania Warszawskiego Armia Czerwona nie pośpieszyła z pomocą walczącej o stolicę Armii Krajowej? Jak godzi swoją obecność na patriotycznych uroczystościach z chronieniem znaków pamięci o ludziach i organizacjach mordujących polskich patriotów? Jak śmie wypowiadać górnolotne frazesy o honorze i niepodległości, skoro nie widzi niczego niestosownego w czczeniu sowieckich zbrodniarzy?

Na szczęście już wkrótce wejdzie w życie ustawa o dekomunizacji przestrzeni publicznej i do akcji wkroczą wojewodowie likwidując relikty minionej epoki, których wciąż nie chcą się pozbyć włodarze niektórych miast i miasteczek, najwidoczniej tęskniący za epoką PRL.

To wielki wstyd dla Warszawy i dla Polski, że prezydent stolicy zachowuje się jak klasyczny „homo sovieticus” mający w pogardzie narodowe imponderabilia.

Jerzy Bukowski