Wyznawcy politycznego słuszniactwa (political correctness) i tolerancji błędnie rozumianej jako konieczność akceptowania, a nawet chwalenia wszystkiego, co może być dla kogoś nie do przyjęcia wciąż utyskują, że Kościół jest przeciwny ideologii LGBT, podczas gdy powinien - ich zdaniem - bezwarunkowo miłować każdego człowieka.

Trzeba nie mieć najmniejszego pojęcia o nauce niezmiennie głoszonej od ponad dwóch tysięcy lat przez Kościół rzymskokatolicki, aby domagać się od jego kapłanów pozytywnej reakcji na różne „marsze równości” i inne parady środowisk o innych niż heteroseksualna orientacjach.

Protesty przeciw upublicznianiu zachowań będących grzechem nie są jednak wcale jednoznaczne z potępianiem ludzi, którzy w sferze seksualnej nie stosują się do nauki Kościoła, czyli grzeszą. Księżom chodzi o to, aby zgodnie z zasadą miłości bliźniego nawracać zbłąkane owieczki, ale zarazem nie wolno im obojętnie patrzeć na spektakularne i często prowokacyjne demonstrowanie postaw i zachowań jawnie promujących grzech.

Inaczej traktuje się penitenta w konfesjonale, a inaczej organizatorów i uczestników imprez ewidentnie sprzecznych z ewangelicznym przesłaniem. Warto, aby uświadomili to sobie ludzie bezrozumnie domagający się zaakceptowania przez Kościół ideologii LGBT.

Jerzy Bukowski