Z wywiadu tego – zamieszczonego na portalu młodej lewicy – możemy się dowiedzieć o tym, że pornosy są „narzędziem prawdy o ludziach. Nagiej prawdy”. Prawda to dość jednak ograniczona, bo jak zauważa Starosta ludzie nie chcą pokazywać twarzy, a jedynie genitalia. Ale co tam, dla lewicy – przynajmniej tej młodej – twarz najwyraźniej się nie liczy. Nie liczy się też poniżenie, cierpienie, wymuszanie pewnych działań przez przemysł pornograficzny. Takich terminów jak godność nowa lewicy nie rozumie. Dla neomarksistów prawda obejmuje tylko narządy seksualne, najlepiej w akcji, bo wtedy różnym Jasiom i Sławkom wypieki na policzki wychodzą...

 

Levinas byłby oczywiście zaskoczony. Dla niego to w twarzy kryje się to, co najważniejsze. Ale co tam Levinas, wobec autorytetu pierwszego wydawcy pornosów w Polsce, a do tego homoseksualisty, który przyjął „Boga Koranu” (swoją drogą ciekawe, czy wie, co Koran sądzi o takich, jak on). Ten zaś nie ma wątpliwości, że prawda o człowieku najpełniej wyraża się przez waginę i członka. Dar z siebie, ofiarowanie, służba – też kojarzy się Staroście i Kapeli – wyłącznie z seksem. „Dając komuś pornografię, przynajmniej dajesz mu zadowolenie. Seks to jedna z ostatnich rzeczy, które można człowiekowi dawać, nie mając nic. Nie zabiorę cię do McDonald’sa, bo nie mam kasy, ale mogę dać ci przyjemność. Możemy sobie ją dawać, nawet jeśli nic innego nie mamy” - przekonuje Starosta.

 

I w zasadzie na tym można by poprzestać. Gdyby nie jeden drobiazg... Otóż ta dość prymitywna propaganda pornoli finansowana jest także z naszych podatków. „Krytyka Polityczna” i jej portal są bowiem obficie dofinansowane przez Ministerstwo Kultury. I jakoś trudno nie zadać pytania ministrowi Zdrojewskiemu, czy rzeczywiście o taką kulturę mu chodzi?

 

Tomasz P. Terlikowski