Przedstawiamy fragment wywiadu z Moniką Jaruzelską:

 

Pani ojciec wielokrotnie powtarzał, że pod dom przychodzą ludzie młodzi, którzy nie pamiętają stanu wojennego. Ostatnio w rozmowie z Wirtualną Polską, dodał, że wielu z nich daje się zwyczajnie ogłupić, zmanipulować. Pani myśli podobnie?



- Nie. Niezależne od wieku, każdy może mieć swoje poglądy. Część z nich wyniosła je z domu, na resztę pewnie wpłynął ktoś inny, bo nie sądzę, by ktoś, kto urodził się w latach 90., nagle sam doszedł do wniosku, że stan wojenny był najgorszym złem, jakie spotkało Polskę. Nikomu jednak nie odbierałabym prawa do wyrażania opinii, tylko dlatego, że jest za młody, by pamiętać tamten czas.


Krążą żarty, że w tym roku po raz pierwszy pani ojciec nie był głównym bohaterem 13 grudnia. Przyćmił go Jarosław Kaczyński, który stał na czele marszu niepodległości. Oglądała pani przemówienie prezesa PiS?



- Widziałam fragmenty w telewizji. Co nieco mogłam też dostrzec przez okno, bo mieszkam niedaleko miejsca, w którym odbywała się demonstracja. Kolejny raz okazało się, że politycy PiS wykorzystują wydarzenia historyczne do walki z obecnym rządem. Podobnie jest przecież z obchodami innych rocznic.



Irytuje to panią?



- Odczuwam raczej smutek i rezygnację. Trudno mi zrozumieć, dlaczego w tak dramatycznym dla całej Europy i świata momencie, gdy system finansowy przestał być przewidywalny, niektórzy politycy zajmują się historią. Być może lada moment nasze dzieci nie będą miały co jeść, obudzimy się bez emerytur, spotka nas gospodarcze tsunami. Zamiast rozdrapywać stare rany, rząd i opozycja powinny raczej usiąść wspólnie do okrągłego stołu, zastanowić się nad tym, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Historia jest ważna, by wyciągać z niej wnioski, ale przede wszystkim liczy się teraźniejszość i przyszłość.



Jarosław Kaczyński wszczyna awanturę?



- Przez wiele lat skutecznie udało mi się nie oceniać polityków. Wolę patrzeć na ich postawy od strony psychologicznej. Jedni są charakterologicznie predestynowani do tego, by być w życiu oskarżycielami, wskazywać winnych, wietrzyć spiski, inni - są skłonni by stanąć w czyjejś obronie, działać na rzecz zgody i rozwiązywania problemów. Dlatego bardzo bym się zdziwiła, gdyby Jarosław Kaczyński nagle zaczął zachowywać się inaczej, dążył do porozumienia i konstruktywnej dyskusji w trudnych sprawach.



Jak znosi pani proces twórców stanu wojennego? Nie jest za późno na takie rozliczenia?



- Nie mnie to oceniać. Najważniejsze jest dla mnie zdrowie ojca, wiem, ile go kosztowało stawianie się na kolejne wezwania. Ostatnio większość czasu spędza w szpitalu, więc pojawianie się w sądzie stało się niemożliwe. Najtrudniejsze były dla mnie pierwsze rozprawy pokazywane w telewizji. Podczas jednej z nich ojciec wygłaszał mowę, która była przerywana ciągłym kaszlem. Miał wtedy zapalenie oskrzeli, brał antybiotyki i lekarz odradzał mu przyjście do sądu. Widok kaszlącego i trzęsącego się z wysiłku ojca trudno, żeby nie poruszył emocjonalnie córki.



Pani ojciec jest tragiczną postacią polskiej historii?



- Można tak powiedzieć. Życie ojca było dramatyczne niemalże od dzieciństwa, zesłanie na Syberię, praca w tajdze, śmierć ojca, wojna, ciągła zmienność losów... Nawet teraz, kiedy jest już starym człowiekiem, ciężko chorym, odchodzącym, nie jest mu dane zaznać spokoju. Mam jednak świadomość, że był politykiem, podejmował decyzje, które pociągały za sobą dramatyczne konsekwencje. I nie dziwię się, że ci, którzy naprawdę ucierpieli, pragną jakiegoś moralnego zadośćuczynienia. Ale to, że wykorzystują to do swoich celów politycy, jest zupełnie czymś innym.



W ostatnich dniach wyszła najnowsza książka pani ojca "Starsi o 30 lat". Mimo ciężkiej choroby, pani ojciec nadal pisze, wydaje oświadczenia. Nie odwodziła go pani od tego, nie mówiła: "Tato, po co ci to?".



- Wręcz przeciwnie, raczej nakłoniłam. Dzisiejsze media pokazują na ogół skutki stanu wojennego i jego ofiary niewiele mówiąc o przyczynach jego wprowadzenia. A przecież dla oceny każdej decyzji najważniejsze jest pytanie: "Dlaczego?". Tak jak w sądzie, najistotniejsze są motywy. To dlatego ojciec ustawicznie tłumaczy, że powodem podjęcia takich kroków była nie tylko obawa przed radziecką interwencją, ale przede wszystkim kryzys gospodarczy, problemy z dostawami ropy, węgla, widmo zakręcenia kurka z gazem. Jednocześnie wskazuje, że władza podejmowała próby porozumienia się z drugą stroną, te wątki są pomijane.



Pani ojciec często podkreśla, że jego działania rozliczy historia.



- Nie do końca się z nim zgadzam w tej kwestii. Historia nikogo nie rozlicza. Robią to historycy, ludzie, którzy zawsze będą się różnić w swoich ocenach, zwłaszcza, że wiele kwestii wciąż pozostaje niejasnych, np. nie znaleziono dokumentów jednoznacznie świadczących o tym, że Rosjanie by weszli, tak samo jak nie ma dokumentów, że by tego nie zrobili. Sam Michaił Gorbaczow stwierdził ostatnio w dokumencie Ewy Ewart, który będzie emitowany w TVN24 w czasie świąt, że nie było bezpośrednich postanowień, by wkroczyć do Polski, ale w każdej chwili mogło się to zmienić.



Mówiła pani, że najbardziej liczą się sondaże. Prezes IPN stwierdził jednak w rozmowie z Wirtualną Polską, że tak wysokie poparcie dla swojej decyzji pani ojciec zawdzięcza komunistycznej propagandzie, która wciąż powtarzała, że stan wojenny był koniecznością.



- Przecież od ponad 20 lat żyjemy w ustroju demokratycznym! W jaki sposób w takim razie na młodych ludzi miałaby oddziaływać propaganda PRL? I wreszcie, dlaczego propagandowe starania IPN byłyby tak nieskuteczne? Zresztą, nie zamierzam podejmować się oceny stanu wojennego. Tym bardziej, że rodzina w roli obrońcy jest mało wiarygodna.



Słuchając pani można odnieść wrażenie, że mówi pani jak polityk. Myślała pani, aby pójść tą drogą?



- Polityka bardzo mnie interesuje. Dwukrotnie otrzymywałam propozycje startu w wyborach. To nie jest dobry moment. Mam świetną pracę i małego syna. Wiem, co przeżywają dzieci polityków i zapewniam, że niewiele z nich jest dziećmi szczęśliwymi.



Gdy syn podrośnie zmieni pani zdanie?



- Nie wykluczam takiej ewentualności. Obecnie jednak realizuję się w nowym, internetowym projekcie dziennikarskim, który niebawem wystartuje. Będzie on kontynuacją mojego autorskiego programu z radia Chilli Zet. Moim pierwszym gościem będzie Piotr Tymochowicz, kontrowersyjny "sufler polskich polityków".



Zapowiada się interesująco.



- Stworzyłam ten program, bo w przekazie publicznym brakuje mi odpowiedzi na kluczowe pytania, a dużo jest taniej sensacji. Program będzie miał znaczącą nazwę: "Bez maski".



Czyli ma pani również żyłkę dziennikarską.



- Tak. Programy informacyjne oglądam praktycznie non stop, jestem uzależniona od czytania prasy. Kupuję prawie wszystkie dzienniki i opiniotwórcze tygodniki. Sięgam nawet po "Gazetę Polską", co jest dla mnie niesamowicie fascynującą lekturą. Wciąż zaskakuje mnie to, jak te same fakty mogą być różnie przez media interpretowane.



W jednym z serwisów społecznościowych pisze pani o modzie. Nie kusi panią, by tak, jak Marta Kaczyńska założyć bloga i zabierać głos w sprawach społeczno-politycznych?



- Póki co koncentruję się na modzie. Od dwóch miesięcy mam profil na Facebooku poświęcony mojej autorskiej kolekcji. Wracając do pani pytania, chciałabym kiedyś poznać panią Martę. Czuję do niej sympatię, tak jak dawniej do jej mamy, pani Marii Kaczyńskiej, osoby niezwykle ciepłej i mądrej, co mogłam stwierdzić choć osobiście widziałam ją tylko dwukrotnie. Pani Marta przeżyła wielką traumę, jej życie osobiste też zbyt często staje się obiektem tabloidowych sensacji. Wierzę jednak, że wkrótce znajdzie swoją niezależną drogę. Jest młodą, wykształconą kobietą. Dziś zabrzmi to pewnie jak żart, ale w jakimś przyszłym, idealnym świecie Marta Kaczyńska i Monika Jaruzelska mogłyby w zgodzie stworzyć polską partię pojednania i działać na rzecz tego, by naszym dzieciom żyło się lepiej. A nie tworzyć kolejne konflikty i rozdrapywać stare rany. (...)

 

Rozmawiały: Agnieszka Niesłuchowska, Joanna Stanisławska


Całość: Jaruzelska-zycie-ojca-bylo-dramatyczne

 

JW/WP.pl