Portal Fronda.pl: Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wykryła błąd, jaki pojawia się w systemie informatycznym Państwowej Komisji Wyborczej. Błąd dotyczy przesyłu informacji; nie jest wykluczone, że jego istnienie to efekt sabotażu.

Jarosław Zieliński: Mieliśmy już cały szereg informacji, publicznie podawanych, o kłopotach z systemem teleinformatycznym, który ma być wykorzystany przy wyborach. To rodzi szereg obaw. A jeżeli dochodzi do tego, to, o czym mowa, to obaw jest jeszcze więcej.

Zostaliśmy już wystraszeni informacjami, że system teleinformatyczny, który liczy głosy i odpowiada za przesył danych, może nie być sprawny. Słyszę reakcje w terenie, mężowie zaufania obawiają się, że będą musieli spędzić o wiele więcej czasu w komisjach obwodowych albo w terytorialnych komisjach wyborczych. Istnieje obawa, że trzeba będzie głosy liczyć ręcznie. Do tego dochodzą obawy związane z samym przebiegiem procedury wyborczej liczenia głosów. Dziś ręczne liczenie głosów nie jest w zasadzie możliwe. System po prostu musi zadziałać. A jeżeli ma jakieś wady, to rodzi to bardzo poważne zagrożenia. Tymczasem już wcześniej wiedzieliśmy, że proces wyborczy jest w wielu miejscach na różne sposoby fałszowany. Są nieprawidłowości zarówno przy samym głosowaniu, jak i przy liczeniu, przesyłaniu oraz sumowaniu głosów.

Krótko mówiąc, to wszystko razem oznacza, że zagrożone jest bezpieczeństwo wyborów i prawdziwość wyników wyborczych. Wokół tej sprawy jest bardzo wiele niejasności i zamieszania. A to wszystko na trzy dni przed wyborami! Nie dość, że tu i ówdzie mogą działać nieuczciwi ludzie, to zawodzi jeszcze sam sprzęt – a w dodatku możliwe, że nie tylko z powodów technicznych, ale nawet intencjonalnych. To bardzo groźna sytuacja.

Pamiętamy, że certyfikaty zabezpieczeń na wybory do Parlamentu Europejskiego zostały kupione od firmy Unizeto, należącej do rosyjskiego konsula honorowego. Czy nie rodziło to – i nadal nie rodzi – obawy o obce ingerencje w przebieg wyborów?

Oczywiście, obawy z tym związane są olbrzymie. To przecież nie są tylko sprawy biznesowe. Można powiedzieć, że dziś, na wolnym rynku, nie ma znaczenia, kto jest właścicielem danej firmy. To jednak nieprawda. Jest czymś niebywałym, że przedstawiciel takiego państwa jak Rosja, otrzymuje istotny udział w polskiej procedurze demokratycznej. Pojawiają się pytania o zewnętrzne sterowanie przebiegiem wyborów. Jeżeli obcy biznes, nieobojętny politycznie, miałby wpływ na polską demokrację, to byłoby to rzeczą ogromnie niepokojącą.  

To nie jedyny przypadek, gdy Rosjanie uzyskują ewentualny wpływ na kluczowe dla Polski sprawy. Przykładowo wykonawcą gazoportu w Świnoujściu jest włoski Saipem, bardzo silnie powiązany z rosyjskim Gazpromem.

Biznes ma narodowość, nie jest apolityczny. Przekonanie o tej prostej prawdzie nie jest w Polsce dziś wystarczająco silne. Oczywiście, istnieje sfera biznesu apolitycznego: ale w tych dużych transakcjach zdarza się niestety tak, że interesy polityczne wiążą się z interesami ekonomicznymi. Zwłaszcza, gdy chodzi o kraje niedemokratyczne – a do takich krajów należy Rosja. Rosyjski biznes nie jest politycznie obojętny, jest po prostu instrumentem polityki. Bardzo często jest inspirowany wprost przez służby specjalne. Rząd nie ma świadomości tego faktu i te zależności lekceważy. Polska wciąż nie uzależniła się od dostaw energiii z Federacji. Dlatego ewentualny udział Rosji w budowie gazoportu jest bardzo niebezpieczny. 

Jarosław Zieliński: poseł Prawa i Sprawiedliwości; był sekretarzem stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej oraz w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jest wiceprzewodniczącym Komisji Spraw Wewnętrznych. Odznaczony srebrnym medalem „Za zasługi dla obronności kraju”. 

rozm. pac