Portal Fronda.pl: Parlament Europejski ratyfikował dziś umowę stowarzyszeniową z Ukrainą. Jakie ma to znaczenie dla sytuacji w regionie?

Jest to fakt ważny politycznie, tym bardziej, że symbolicznie dokonano ratyfikacji w tym samym momencie w obu parlamentach, europejskim i ukraińskim. Uważam jednak, że w ostatniej chwili Bruksela dokonała haniebnego i groźnego aktu. Mianowicie pod wpływem nacisków Rosji wymogła na Ukrainie, by umowa w najważniejszej części, części handlowej, została odłożona do 2016 roku. Jak mówił Janusz Lewandowski: część polityczna to są tańce i śpiewy, a konkrety są w części gospodarczej i handlowej. W ten sposób Bruksela dała Rosji półtora roku czasu na kontynuowanie nacisków militarnych i politycznych, które mają na celu jej podporządkowanie.

To kolejny dowód niedojrzałości zachodniej elity politycznej, niezrozumienia tego, z czym tak naprawdę mamy do czynienia: a więc z próbą zmiany geopolityki europejskiej przez Rosję brutalnymi metodami. Decyzja Brukseli to odwrót od determinacji zmierzającej do podniesienia Ukrainy jako państwa. Jest to przecież państwo słabe, w pewnym sensie upadłe; jednak naród ukraiński jest zdeterminowany, żeby być z Zachodem. Cała ukraińska rewolucja narodziła się właśnie z tej chęci dążenia ku Zachodowi. Tymczasem Zachód jedynie lekko uchyla drzwi i nie chce z taką determinacją tego narodu do siebie przyjmować.

Gdyby umowa stowarzyszeniowa w pełni weszła w życie, dawałaby większą szansę na to, by państwo ukraińskie podniosło się z upadku i dokonało reform wewnętrznych. A to oznaczałoby bardziej stabilną sytuację na wschód od granic NATO i Unii Europejskiej. Brak tej determinacji ze strony Brukseli powoduje, że powolutku, ale coraz wyraźniej, na wschodniej granicy Polski powstaje nowa żelazna kurtyna.

Parlament Ukrainy przyjął ustawę, która zapewnia separatystom amnestię i gwarantuje części Donbasu specjalny status.

Jest to wyraz kapitulanctwa państwa ukraińskiego. Wynika z tego, że państwo to nie czuje wystarczającego wsparcia ze strony Zachodu. Przecież sam rozejm został ogłoszony przez Petra Poroszenkę w Mińsku dzień po jego wizycie w Newport, po rozmowach z liderami państw NATO. Prezydent musiał tam usłyszeć, że nie otrzyma żadnej twardej pomocy. Zrozumiał, że musi pójść na rozejm. A to już wówczas oznaczało, że Putin wygrywa. Okazuje się, że zostawia się pod władzą separatystów, czy lepiej – terrorystów lub bandytów, kawałek Ukrainy. Dochodzi do stabilizacji, a z tego może wykształcić się sporny obszar, który będzie uniemożliwiał Ukrainie wejście do jakichś międzynarodowych struktur. Podobnie dzieje się w Mołdawii z powodu Naddniestrza, w Azerbejdżanie z powodu Górskiego Karabachu czy w Gruzji z powodu Abchazji i Osetii. To jest metoda stosowana przez Rosję: wyrwać kawałek terytorium, stworzyć strefę niestabilności i w ten sposób trzymać w ryzach całe państwo.

Dzisiejsze akty są kolejną odsłoną tego dramatu. Przywódcy Ukrainy ustępują, bo nie czują wystarczającego poparcia ze strony Zachodu. Separatyści, którzy powinni zostać uznani przez społeczność międzynarodową za organizacje terrorystyczne, stają się podmiotem politycznym, z którym prowadzi się rozmowy i negocjacje. To bardzo zły znak i kolejny dowód na to, że Zachód nie stanął na wysokości zadania: po pierwsze w kwestii zatrzymania rosyjskiej agresji, po drugie – pomocy Ukrainie w utrzymaniu jej integralności terytorialnej i ukierunkowania na Zachód.

Jak w związku z takimi postawami Zachodu wygląda kwestia członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej?

Dobrze by było, by w sposób mądry i zdeterminowany zmierzać do tego, by w latach 20-tych – bo taka jest właśnie perspektywa – Ukraina znalazła się w Unii Europejskiej. Jeżeli będzie się jednak pozwalać Rosji na destabilizowanie czy wręcz podporządkowywanie sobie Ukrainy, to nie będzie to realne. Cały czas trzeba pracować nad determinacją przywódców Zachodu, nad ich chęcią wciągnięcia kolejnych państw leżących na wschód od Polski do UE. Niestety, ja tego obecnie nie dostrzegam; a to właśnie na Polsce spoczywa zadanie przekonania Zachodu do tego, by nasz kraj nie był państwem buforowym Zachodu. W naszym narodowym interesie leży przesunięcie Zachodu jak najdalej na wschód. 

Rozm. Paweł Chmielewski