1. Legia strzeliła sześć bramek, Szkoci jedną, zatem Legia powinna awansować do wyższych rozgrywek.

Tak nam podpowiada tak zwana umownie sprawiedliwość.

Ale prawo UEFA mówi co innego – wynik na boisku nie ma znaczenia, bo Legia dała się zapędzić w pułapkę, i to bynajmniej nie ofsajdową, tylko prawną.

Piłkę kopnął dwa razy piłkarz, który kopnąć nie powinien – i cały dorobek sześciu bramek – jakby to powiedział Rewiński w filmie „Kiler” … lepiej nie zacytuję.

Odwołam się do starożytnych – durna lex, set lex...

2. Nawet trudno się połapać w tej pułapce. Piłkarz grał, a nie powinien, raz był zgłoszony w protokole, drugi raz nie był, podobno na ławce też rezerwowych tez nie powinien siedzieć, a może mógł, tylko jednym pośladkiem, a nie dwoma.

Ten skomplikowany regulamin teoretycznie powinien służyć sprawiedliwości sportowej, żeby wygrywał lepszy, w tym duchu powinien być interpretowany... ale gdzie tam! Skomplikwane prawo posłużyło zaprzeczeniu sportowej sprawiedliwości.

3. Nie tylko w sporcie tak się dzieje.

Kiedyś pisałem o firmie odzieżowej, w mojej kochanej Rawie, którą (firmę, nie Rawę) puścił z torbami tomaszowski ZUS. Właścicielka firmy, zatrudniającej 60 osób, spóźniła się z zapłatą ZUS-u w pchwilowym kryzysie. Chodziło bodaj o 190 tysięcy złotych, które kobieta by spłaciła w dwa miesiące – ale ZUS nie czekał (choć w tysiącach podobnych spraw czeka), wysmażył wniosek o upadłość i w parę tygodni było po firmie i po miejscach pracy dla 60 ludzi w Rawie. Syndyk trząsł upadłym majątkiem jak wiatr polną gruszą, zaległości ZUS po tej upadłości stały się jeszcze większe, państwo straciło milionowe podatki, ludzie poszli na garnuszek opieki społecznej. Tylko syndyk się nachapał, a reszta to …. i kamieni kupa!

I wtedy, od wielu ważnych urzędów, ba, ministrów nawet, też usłyszałem – sorry, takie mamy prawo...

4. Zajmuję się pomocą dla ciężko chorej kobiety, która sama o sobie mówi – ja to mam takie szczęście w życiu, że i w drewnianym kościele cegła mi na głowę spadnie. I spadły na nią kolejne cegły – najpierw zawał, potem udar, aż wreszcie nowotwór. Choroby wykluczyły panią z życia zawodowego i to tak paskudnie, że nie nabyła uprawnień do renty inwalidzkiej. Mąż, żeby się zajmować chorą małżonką, musiał zmienić pracę na gorszą. W rodzinie jest jeszcze 14-letnia córka. Cała rodzina żyje z z pensji męża, któremu, po potrąceniu rat kredytu, zaciągniętego jeszcze przed chorobą żony, zostaje na życie 1200 złotych, ze czego połowa idzie na leczenie żony...

Pani ta starała się o rentę specjalną prezesa ZUS, ale tu znów – za duże dochody, nie należy się, sorry, takie mamy prawo...

Starała się o zasiłki społeczne, raz dostała 300 złotych, więcej nie można – sorry, takie mamy prawo. Mąż, jak mu doliczą tę część wynagrodzenia, która idzie na kredyt, zarabia za dużo, żeby żona dostałą zasiłek. No bo sorry, takie mamy prawo...

Ale jest wyjście – szczerze doradzają życzliwi urzędnicy - jakby się pani z mężem rozwiodła, tak na niby, to wtedy jako osoba samotna dostałaby pani zasiłek. Sorry, takie mamy prawo...

5. Prawo coraz mniej ma wspólnego ze sprawiedliwością, czasem nic. To już nie jest zespół norm, pomagających ludziom i społeczeństwom żyć, to jest system pułapek, które życie utrudniają, a czasem niszczą ludzi. Wróciliśmy do stanu, który Rej opisał - prawo jest jak pajęczyna, bąk przeleci, ugrzęźnie muszyna...

No i Legia ugrzęzła. Bayern Monachium by przeleciał...

A morał z tych historii taki, że trzeba połączyć prawo ze sprawiedliwością. Bo jak głosi jeden z psalmów – Pan miłuje prawo i sprawiedliwość....

Janusz Wojciechowski/Salon24.pl