Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: „Repolonizacja sektora bankowego”- to hasło budzi wielkie zdziwienie. Skąd to zdziwienie?  Czy repolonizacja jest w ogóle możliwa, realna? I jak jej dokonać?

Janusz Szewczak, publicysta, analityk gospodarczy: Repolonizacja banków to nic innego, jak element repolonizacji Polski. Niegdyś w głupi sposób, tanio, często nawet za dopłatą, wyprzedaliśmy ten ważny sektor finansowy. Głównie obcemu kapitałowi. Dzisiaj mamy ok. 65% udziału podmiotów zagranicznych w polskim rynku bankowym, choć w krajach OECD ta średnia to maksymalnie 12-15%, a w większości krajów Unii Europejskiej, szczególnie Strefy Euro, jest to zaledwie kilka procent. Tymczasem naród bez własności jest tak naprawdę pozbawiony suwerenności. Bez posiadania własnych banków ma się niewiele do powiedzenia we własnym kraju i tak naprawdę rządzi ten, kto kreuje pieniądz, kreuje kredyt i dzierży majątek narodowy. Dlatego repolonizacja sektora bankowego jest niezbędna. Tyle że pod jednym warunkiem: nie wolno nam popełniać po raz kolejny starych błędów. W mojej ocenie na prywatyzacji sektora bankowego straciliśmy ok. 200 mld złotych. Bank sprzedaje się raz, a dywidendy i zyski pracują na państwo i społeczeństwo przez wieki. I tak jak niegdyś tanio, głupio , a często w atmosferze skandali i afer wyprzedaliśmy te banki, tak teraz będziemy je drogo odkupować?

Nie możemy powtórzyć tego błędu. Tym bardziej, że wiele z tych banków ma w tej chwili bardzo obciążone bilanse. Koniunktura światowa i europejska, zwłaszcza dla sektora bankowego, jest zła. I wiele z tych banków ma przysłowiowe „trupy w szafie”, czyli nierozstrzygnięte, obciążające, patologiczne zjawiska, jak choćby tzw. kredyty frankowe na kwotę blisko 40 mld franków, czyli ok. 140 mld złotych; czy też oszukańcze produkty ubezpieczeniowo-bankowe, jakimi są polisolokaty, w którą to pułapkę złapano blisko 5 mln. Polaków na kwotę ok. 10 mld złotych. Przed nami też cały szereg innych wyzwań: spadające notowania, wyceny akcji, rosnące ryzyko upadłości w sektorze bankowym- nawet wśród dużych banków europejskich. Dlatego przy repolonizacji należy pamiętać o rozsądku i zarazem... sprycie, by nie popełnić tego samego błędu, nie zostać „jeleniem” i nie przepłacać po raz kolejny. Te z banków zagranicznych, które chcą pozostać na polskim rynku, które mają „banki-matki” właścicieli zagranicznych, powinny zostać dokapitalizowane i rozwiązać te dwie podstawowe miny z opóźnionym zapłonem, czyli tzw. kredyty bankowe i polisolokaty w przypadku firm ubezpieczeniowych i bankowych oraz pośredników finansowych.

Jeśli jednak nie chcą podejmować tych wysiłków, powinny zostać przejęte przez polski rząd, spółki skarbu państwa, PGK czy inne fundusze rozwojowe, w zamian za udziały. Jest to praktyka powszechnie przyjęta w Europie. Czyniono tak w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Holandii, Irlandii. Potrzebna jest nam także pewna cierpliwość, ponieważ może zaistnieć okazja, by już wkrótce- ze względu na turbulencje na rynku bankowym w Europie- część tych banków przejąć nawet za przysłowiową złotówkę. Tak więc mamy wielkie szanse. Warto to zrobić, tylko mądrze, sprytnie, tak, by nie przejmować banków-wydmuszek z wielkimi obciążeniami czy całą górą długów nie do odzyskania.

Nie brakuje jednak krytyków tego pomysłu. Leszek Balcerowicz- „ojciec” transformacji gospodarczej w Polsce, krytykuje, zdaje się niemal każdy pomysł PiS, Ryszardowi Petru być może także nie spodobałaby się repolonizacja banków.

Jak ujął to ostatnio prezes PiS, Jarosław Kaczyński, „czas skończyć z nieszczęsnymi receptami szkodnika Balcerowicza”. Natomiast pan Ryszard Petru jest nie tylko człowiekiem związanym z lobby bankowym, ale także stosunkowo mało poważnym. Powiedziałbym też, że chyba niekoniecznie nadąża za rzeczywistością gospodarczą na świecie. Wystarczy, by przyjrzał się udziałom podmiotów zagranicznych w sektorze bankowym Niemiec czy Francji lub wielu innych krajach europejskich. W Polsce nadal bardzo wpływowe jest lobby lichwiarsko-bankowe. W naszym kraju te banki mają prawdziwe Eldorado, osiągają tu 20-30-procentową rentowność. Podobna sytuacja nie występuje chyba nigdzie na świecie, może poza jakimiś półkolonialnymi systemami.

Ci ludzie przyzwyczaili się do jedzenia polskich „konfitur” chochlą, a nie łyżeczką, jak czynią to przeciętni Polacy; i będą bronić tych gigantycznych zysków transferowanych każdego roku w olbrzymich kwotach. Przypomnijmy, że coroczny zysk banków netto jest szacowany na ok.14-16 mld złotych, czyli brutto- blisko 20 mld złotych. Można oszacować, że przez ostatnie 10 lat zyski netto banków w Polsceto na pewno kwota rzędu 100 miliardów złotych, z czego znacząca część w postaci dywidend została już wydrenowana z Polski.