- Nie odbierając nikomu żadnych zasług powiem, że nikt nie ma patentu na Solidarność raz na zawsze. Egzamin z Solidarności – przez duże i małe "s"- trzeba ciągle zdawać od nowa - mówi były przewodniczący ,,Solidarności'' Janusz Śniadek, poseł PiS, w rozmowie z Onetem.

- Jest jedna Solidarność - nie ma dwóch, tamtej i tej. Natomiast wielu ludzi, nazywanych ikonami Sierpnia 80 z Lechem Wałęsą na czele, w wolnej Polsce odeszło ze związku, wybrali inną drogę. Ich prawo, ale gdy twierdzą, że to oni nadal są tą prawdziwą Solidarnością stają się śmieszni. Lech Wałęsa wykorzystał związek do organizowania mu kampanii wyborczej i odszedł na urząd prezydenta w końcu 1990 roku - tłumaczy Śniadek.

- Spytajmy więc kto zdał egzamin z solidarności w wolnej Polsce? Dlaczego oprawcy z SB otrzymywali sowite emerytury, a ich ofiary z opozycji żyły w biedzie? Czemu ten stan tolerowano i akceptowano przez ostatnie 28 lat? - pytał.

- Prawda jest taka, że elity III RP nie zdały egzaminu z solidarności. Ludzie powołujący się na solidarnościowy rodowód nie dochowali wierności ideałom Sierpnia 80. Wśród wielu weteranów walki z komuną jest poczucie zdrady. Trochę zmienia to dopiero dzisiaj PiS - wyjaśnia poseł i dodaje, że ,,Lech Wałęsa nie dochował wierności wartościom, o które razem walczyliśmy w sierpniu 1980 roku''.

Śniadek dodaje, że ,,w ocach wielu ludzi <Solidarności> i weteranów tamtych dni" Wałęsa jest dziś postrzegany jako zdrajca. ,,I nie ma się temu co dziwić, bo zostali przez niego zostawieni i niejednokrotnie opluci, gdy sam Lech Wałęsa kreował się na tego co sam w pojedynkę obalił komunizm'' - mówi Śniadek.

mod/onet.pl