Używane w zachodniej cywilizacji  określenia zostaną  w książkach zamienione na BCE (przed naszą erą) i CE (nasza era). Arcybiskup Sydney, Peter Jensen, nazwał nowe nazwy „nic nie znaczącymi”. Jego zdaniem decyzja władz jest próbą usunięcia z historii Jezusa Chrystusa zaś poprawność polityczna powoli niszczy istotę tego kraju.  Według „Daily Mail” zmiany miały być wprowadzone już w przyszłym roku jednak nastąpi pewne opóźnienie. Rząd krytykowany jest również przez opozycyjną partię Liberal National Party. Jej rzecznik Christopher Pyne powiedział, że dziedzictwem Australii są wartości judeochrześcijańskie i rugowanie ich uderza w tradycję tego kraju.


Decyzja władz Australii nie jest specjalnie szokująca. Kapłani postępu od Robespierra i Saint Justa również próbowali zniszczyć chrześcijaństwo zmieniając kalendarz. 5 Maja 1793 rewolucjoniści wprowadzili kalendarz republikański, który zawierał 12 miesięcy po 30 dni plus 5 (6 w latach przestępnych) dodatkowych dni świątecznych, tak zwanych dni sankiulotów. Miesiąc, zamiast na tygodnie, podzielono na 3 dekady - po 10 dni. Każdy z dziesięciu dni nazywany był po prostu liczebnikami porządkowymi- pierwszy, drugi, trzeci itd. Zniesiono niedziele, a na miejsce świąt kościelnych wprowadzono święta narodowe z dniem zdobycia Bastylii jako najważniejsze. Zlikwidowano wszelkie odniesienie do świętych, zastępując je nawiązaniami do „dobrodziejstw przyrody”. Wprowadzono więc „dzień rzepy”, „ dzień dyni”, „dzień łopaty”, „dzień motyki”. „Boże Narodzenie było niekiedy „dniem siarki”, a niekiedy „dniem smoły”.


Australijczykom jeszcze daleko do działań rewolucjonistów. Jednak patrząc na to jak zakazuje się używania słów „Christmas” i zdejmuje krzyże z miejsc publicznych, to dlaczego następnym krokiem miałoby nie być zniesienie kalendarza liczonego od czasu narodzin Jezusa? W końcu tak nakazuje konsekwencja.


Ł.A/Daily Mail/Christian Today