„Stawiam się dzisiaj przed państwem pomimo pewnych wątpliwości, które posiadam zarówno ja jako prawnik jak i szeroko rozumiane środowisko prawnicze co do podstaw prawnych i konstytucyjnych działania tej komisji, jednakże w poczuciu odpowiedzialności związanej z moimi 10 latami pracy dla miasta Warszawy oraz tego, żę jestem mieszkańcem Warszawy, w poczuciu dobra miasta te wyjaśnienia dzisiaj chcę państwu udzielić” - powiedział dziś były wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak podczas jego przesłuchania przed komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji w Warszawie.

Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał go między innymi o to, czy sporządził listę spraw, w których występowali kuratorzy sądowi, a co do których można było mieć wątpliwości.

Jóźwiak odpowiedział, że wspólnie z I Prezes Sądu Najwyższego zorganizował konferencję naukową, rozsyłał też informacje do sądów, w których informowano o wątpliwościach. Twierdził, że celem było zastanowienie się nad sposobem walki z instytucją kuratorów nieruchomości. Jaki uciął jego opowieści, mówiąc:

Proszę odpowiedzieć na pytanie, a nie chwalić się konferencją z I Prezes Sądu Najwyższego. Świadek konsekwentnie nie odpowiada. My takich list nie znaleźliśmy.(…) Pytam o listę. Świadek świetnie manipuluje i odwraca kota ogonem, gratulacje.(…)”.

Po pytaniu o to, czy w Biurze Gospodarki Nieruchomościami w warszawskim ratuszu został zlecony audyt spraw wtedy, gdy Jóźwiak był osobą nadzorującą, świadek przyznał, że audyt nie powstał, jednak sprawy badały prokuratury, niektóre również CBA.

Jaki odpowiedział, że ani prokuratura ani CBA nie dopatrzyły się niczego złego. Dodał też:

Czy prawidłowy jest nadzór wiceprezydenta, który nie każe przygotować listy nieruchomości w stosunku do których działają handlarze roszczeń, nie zlecił audytu i nie sprawdził osób, wobec których wydawano decyzje zwrotowe, okazywało się, że już dawno nie żyją.”.

Pytany z kolei o działkę przy Chmielnej, Jóźwiak odpowiedział, że nie miał pojęcia o „spłaceniu” jej ja podstawie umów indemnizacyjnych w latach 60. Jaki przypomniał mu, że wiedziało o tym 30 pracowników BGN. 

dam/300polityka.pl,PAP