Czy to możliwe, że młody lekarz, który ma ratować ludzkie życie, zarabia mniej niż urzędnik niskiego szczebla? Taka właśnie sytuacja ma miejsce w Polsce. Rezydenci lekarscy stwierdzili,  że mają dość i rozpoczęli walkę.

12 tysięcy odwołanych operacji i 112 tysięcy odwołanych zabiegów. Tak dzisiaj i jutro będzie wyglądała służba zdrowia w Wielkiej Brytanii. Jest to efekt strajku tzw. „junior doctors”, czyli odpowiedników naszych rezydentów, protestujących przeciwko niekorzystnym zmianom kontraktom. W Polsce młodzi medycy, mimo gorszej sytuacji od zachodnich kolegów, nie chwytają się takich metod. Wielu z nich decyduje się jednak na wyjazd za granicę.  Z Polski wyjechało już 17-22 tys. lekarzy. W tej chwili pod względem ich liczby przypadającej na 1000 mieszkańców, znajdujemy się na szarym końcu. W Polsce jest to 2,2 lekarza, podczas gdy w Austrii 4,8 a w biednej Grecji nawet 6,2. I liczba ta w Polsce ciągle spada, więc jeśli nie zmienimy naszego podejścia do tej kwestii, z dostępem do opieki zdrowotnej może być jeszcze gorzej.

Murzyni w białych fartuchach

Reforma Jarosława Gowina, otwierająca szereg zawodów, która w założeniu miała pomóc młodym ludziom w starcie w życie zawodowe, nie dotyczyła niestety zawodu lekarza. Wydawać by się mogło, że studia medyczne są przepustką do w stabilnej pracy. Nic bardziej mylnego. Zakończenie 6 letnich studiów jest tylko początkiem drogi przez mękę. Po rocznym stażu młody lekarz musi odbyć jeszcze minimum 3-letnią specjalizację. I za swoją odpowiedzialną i nierzadko cięższą od starszych kolegów pracę, nie może liczyć nawet na porównywalne z nimi wynagrodzenie. Średni zarobek netto lekarza rezydenta wynosi 2275 zł netto, co stanowi zaledwie 77% średniej krajowej. Dla porównania, w 2008 r. to wynagrodzenie wynosiło 102% średniej.

 Dodatkowo, Ministerstwo Zdrowia, ustalając liczbę specjalizacji często nie liczy się z zapotrzebowaniem społecznym, przez co często na w potrzebnych dziedzinach lekarskich, jak chirurgia czy kardiologia, brakuje miejsc dla ambitnych młodych lekarzy. Trudno się dziwić, że sytuacji, w jakiej znajdują się w Polsce rezydenci, wielu z nich decyduje się na wyjazd z kraju. W Niemczech czy Austrii, nie dość, że młodym lekarzom próbuje się na każdy możliwy sposób ułatwić rozwój zawodowy, to jeszcze na otwarcie proponuje się im stawki kilkukrotnie wyższe od polskich. I jeśli jest się w wieku, w którym chciałoby się założyć rodzinę, trudno nie przejść obojętnie nad wyborem wyjazdu z kraju.

Recepta na dobrą zmianę

Pewna iskierka nadziei pojawiła się wraz ze zmianą władzy. Nowa ekipa, poparta w dużym stopniu przez młodych ludzi, których porwało hasło zerwania z polityką klientelizmu wobec grup interesów, wydawała się odpowiednia do zmiany patologii rezydentury. W końcu sytuacja, w której na decyzje Ministerstwa Zdrowia mają decydujący wpływ środowiska obawiające się konkurencji młodych lekarzy, i które to wypycha tych ostatnich do potrzebujących specjalistów krajów zachodnich, jest przykładem praktyk z którymi nowa władza zawsze chciała walczyć. Rezydenci postanowili swoje sprawy wziąć we własne ręce, walczyć o swoje prawa, po obywatelsku się zorganizowali i we październiku 2015 r. reaktywowali Porozumienie Rezydentów.

Obok podwyższenia podstawowego wynagrodzenia lekarza rezydenta, Porozumienie domaga się też zmian niejasnych zasad specjalizacji związanych z dyżurami, kursami specjalizacyjnymi i możliwością zmiany specjalizacji. Do tej pory działania Porozumienia opierało się głównie na rozmowach z Ministerstwem Zdrowia i naciskach na lokalnych posłów. Chociaż akcja spotkała się z pozytywnym odzewem, jednak realizacja postulatów młodych lekarzy nie wydaje się na tą chwilę możliwa. Minister odpowiedzialny z problem jak zwykle tłumaczy się brakiem pieniędzy i negatywną oceną rezydenckich postulatów przez środowisko lekarskie. Zdesperowani rezydenci planują akcje protestacyjne na ulicy, ale nie decydują się na akcje strajkowe podobne do tych w Wielkiej Brytanii.

Warto inwestować w młodych

Rozszerzenie akcji poza działania gabinetowe pozwoli pewnie zwrócić uwagę na poważny problem społeczny. Problemy służby zdrowia jak kolejki do specjalistów czy jakość leczenia jest związana w dużym stopniu z małą liczbą lekarzy w Polsce. Polityka dotychczasowych rządów nie szła w kierunku zwiększania dostępności do zawodu i bezpieczeństwa pracy młodych adeptów medycyny, na co stawiają kraje zachodnie. Trzeba pamiętać, że lekarze rezydenci są dla nas wielką szansą na poprawę jakości służby zdrowia w Polsce. I powinniśmy z przeciwdziałać procesowi wysysania ich z Polski przez inne kraje Unii Europejskiej. Dlatego zmiany w Polsce powinny mieć miejsce także w tej sferze działalności państwa i postulaty młodych lekarzy powinny być wsparte przede wszystkim przez ich pacjentów, i to oni powinni naciskać na rządzących w kwestii zmian w polityce wynagrodzenia w służbie zdrowia. Bo to o jakość opieki nad pacjentem właśnie toczy się batalia.

Bartosz Bartczak