Nieco mniej niż rok temu media, a ściśle, spece od piłki nożnej, rozbudzili ogromne nadzieje przed czerwcowymi Mistrzostwami Europy. Jesteśmy gospodarzami, mamy cudowną grupę – przekonywali - niemal gwarantująca wyjście do dalszej fazy rywalizacji, a z tego etapu jesteśmy już blisko co najmniej półfinału. Słowem, medal prawie w kieszeni. Tylko jego kolor nieznany. W hura optymizmie wsparł polskich dziennikarzy premier Donald Tusk. – Jak nic zdobędziemy mistrzostwo – przewidywał.  Fani futbolu uczyli się już piosenki dla medalistów, a tu kompletna klapa. Z rozczarowania zakręciło się im w głowach. Jak to możliwe, przecież miało być tak wspaniale. Komu wierzyć? Trenerowi Franciszkowi Smudzie, który twierdził, że zrobił wszystko, co mógł, przygotował reprezentację jak należy, tylko piłkarze zawiedli. Czy dziennikarzom, którzy następnego dnia po kompromitującej grze naszej narodowej reprezentacji i odpadnięciu po pierwszej fazie mistrzowskiego turnieju, odżegnywali  trenera już nie tylko od umiejętności technicznych, ale i od charakteru?

Teraz mamy kolejne zamieszanie. Po niesamowitym wyczynie Roberta Lewandowskiego, który do bramki Realu Madryt wpakował cztery gole, co się nigdy wcześniej nikomu nie udało na tym szczeblu rozgrywek, półfinał Ligi Mistrzów, świat oszalał na punkcie naszego reprezentanta. Ten świat, to właśnie nasi dziennikarze. Każdy z nich, zajmujący się piłką nożną za punkt honoru uważa wydobycie informacji, gdzie nasz napastnik będzie grał w przyszłym sezonie. Z ust każdego z nich padają nazwy kilku największych europejskich potęg, u każdego inna. W tym natłoku różnych klubów, zaczynają się gubić ci, którzy mieli nadzieje, że dowiedzą się do jakiej drużyny przeniesie się Lewandowski z obecnej Borussi Dortmund. Nic z tego. Pełen mętlik. Do tego włączają się właściciele Borussi, ogłaszając, że wcale nie jest pewne, czy w tym roku latem puszczą od siebie Lewandowskiego. Niektórzy dziennikarze pytają u samego źródła. Lewandowski  jest jednak także tajemniczy, omija pytania dziennikarzy o swoją przyszłą drużynę, mówiąc, że teraz ma głowę zaprzątniętą rewanżem z Realem Madryt i końcówką rozgrywek w Bundeslidze.

Ucieszyłem się, że wreszcie sport przesłonił politykę. Nie doczekanie. Premier Donald Tusk po zwycięskim meczu Borussi zadzwonił w nocy po 12-ej do Roberta Lewandowskiego, żeby mu złożyć gratulacje. Jak sportowiec do sportowca. Prawda?    

Jerzy Jachowicz

Felieton ukazał się na łamach portalu www.sdp.pl