Wybitnych dziennikarzy stać na przełamywanie utartych szlaków, barier dobrego smaku, podobnie jak mają odwagę to robić wybitni politycy. Niespodziewane pomysły, burzące standardy uprawianego gatunku, wprowadzają ożywcze prądy do naszego zawodu, uprawianego często według zgnuśniałych reguł, które dyktują przyzwyczajenia i tradycja. 

W świecie polityki takim prekursorem odwagi połączonej z fantazją jest Janusz Palikot, przynoszący ze sobą do studia zaskakujące utensylia, zwane też gadżetami. Sprawiają one, że słowa i opinie wzmacniane są bardzo konkretnymi  przedmiotami. Czasami nawet przez niego konsumowanymi na oczach dziennikarzy i widzów,  jak na przykład słynne „małpki”. Miały one, według autora tego widowiska, inscenizowanego ku zabawie jego gawiedzi, obrazować stany upojenia alkoholowego ś.p. prezydenta  Lecha Kaczyńskiego. Przedstawienie, które to sugerowało,  było tylko  chorobliwie powstałą w umyśle awangardowego polityka insynuacją.   Zawsze wierzyłem, że kiedyś te zwyczaje rozpowszechnią się w świecie ludzi mediów. I oto doczekałem się. Nie będę uprzedzał, jakie tego były rezultaty, żeby nie rozładować zainteresowania czytelników, które i mnie w tej pełnej napięcia akcji towarzyszyły.

Tą śmiałą dziennikarką okazała się ogromnie ceniona i powszechnie lubiana, złośliwcy dodają, że tylko przez polityków obecnie rządzącego obozu, ale jest to opinia dla niej krzywdząca, Monika Olejnik. 
Kiedy w programie TVN zobaczyłem w jej delikatnej dłoni sporej wielkości banana – zamarłem. Przez chwilę odtajałem. - Pewnie chce zacząć karierę tenisistki – pomyślałem. - Widziała jak podczas turnieju US Open czy Rolanda Garossa zawodniczki w przerwach meczów posilają się bananami. A może chce zacząć od zarzutu wobec swego rozmówcy, a był nim były prezydent Aleksander Kwaśniewski, że doprowadził  do Polskę  do stanu bliskiego republice bananowej. Korupcja, słaba armia, oszustwa pleniące się w policji, kupowanie prac magisterskich, bogaci powiększający majątki, biedni popadający w skrajne  ubóstwo. Słowem, bezhołowie i nędza. – No nie – pomyślałem. Takie oskarżenie mogłaby wygłosić wobec Donalda Tuska. Ale znając ją, nie wygłosi. 
Banan w rękach kobiety. Zaczęły najgorsze myśli przychodzić mi do głowy. Na wizji? Nie, to niemożliwe. . . Jest zbyt dobrze wychowana… , żeby zacząć… jeść banana, albo zrobić z niego inny użytek… na przykład… brutalnie rzucić nim w swojego gościa, mówiąc, że już w polityce nie zrobi nic pożytecznego i byłoby lepiej dla kraju, gdyby zajął się importem bananów.  

Nagle wszystkie moje fałszywe przewidywania prysły jak bańka mydlana. Dziennikarka przełamała egzotyczny owoc na dwie części i jedną podała swemu rozmówcy. Obydwoje oddzielili skórkę od wnętrza owocu i skonsumowali na miejscu i od ręki. Zrobiło się naprawdę przyjemnie, bo obydwoje zjedli ze smakiem. 
Nie była to jednakże reklama bananów, ich zalet żywieniowych, lecz akcja „Przeciw rasizmowi”. Monika Olejnik rozpoczęła ją, na znak solidarności z piłkarzem hiszpańskiej Barcelony. Naśladowała, jak wcześniej zrobiło to kilku piłkarzy i polityków, zawodnika katalońskiej drużyny, w którego ktoś z trybun stadionu rzucił bananem. Obrońca Barcelony,  Brazylijczyk o ciemnej karnacji, podniósł z murawy boiska banan i zjadł go z uśmiechem na oczach wielotysięcznego tłumu.  

To ogromnie ważne, że tak znana dziennikarka odkryła w sobie potrzebę działania przeciw dyskryminacji. Że jest osobą wrażliwą na czyjąś krzywdę. No, po prostu na niesprawiedliwość. Nawet jeśli ma ona miejsce tysiące kilometrów od jej studia, czy też apartamentu. A cóż dopiero,  gdy na wyciągnięcie ręki widzi, jak niezasłużenie cierpią ludzie. Nie pamiętam dokładnie, ale prawie jestem pewien, że prowadziła akcję w obronie starych osób, broniących na Krakowskim Przedmieściu krzyża, którzy byli atakowani brutalnie przezwiskami i gestami przez rozwydrzonych, podchmielonych , młodych zwyrodnialców.

Czy mi się wydaje, ale chyba z prezydentem Komorowskim?  

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl