Jak wynika z raportu firmy Grand Thornton, liczba nowych ustaw i rozporządzeń zmieniających obowiązujące w Polsce prawo była w 2014 roku o 745 procent wyższa niż dwadzieścia lat temu. Wprowadzone w ubiegłym roku regulacje prawne zajmują łącznie 25 634 strony maszynopisu. Przepisy wprowadzane przez Władysława Grabskiego – autora najpoważniejszej reformy skarbowej i walutowej II RP – mieściły się na... 1800 stronach. Zerwanie z komunizmem i całkowita zmiana ustroju polityczno-gospodarczego przełomu lat 80. i 90. wymagały zapisania nieco ponad 4000 stron.

W roku 2011 podczas Europejskiego Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw Donald Tusk zwrócił się do przedsiębiorców słowami: „Jesteście solą tej ziemi (…) najprawdziwszym, najsolidniejszym fundamentem gospodarki, zarówno narodowej, europejskiej, jak i tej w wymiarze globalnym. (…) Wasza pracowitość, energia, wyobraźnia, intuicja, konsekwencja, powoduje, że potraficie utrzymać nie tylko siebie, ale potrafiliście utrzymać Polskę na powierzchni. Chcę wam za to - w imieniu wszystkich Polaków - serdecznie podziękować”. No i podziękował. Na odchodne, były już premier podarował przedsiębiorcom coś, dzięki czemu z pewnością zapisze się w ich pamięci. Jeśli solidny przedsiębiorca zechce zapoznać się z nowymi, obowiązującymi go regulacjami, będzie musiał przeznaczyć na uważną lekturę ponad trzy godziny dziennie. Przez cały najbliższy rok. W efekcie zamieniamy naszych przedsiębiorców w mistrzów lawirowania między przepisami prawa. Coroczne inwestowanie w prawników, doradców podatkowych i wszelkiej maści specjalistów od rządowych pomysłów kosztuje polskich biznesmenów jakieś 200 miliardów złotych. O innowacyjnym podejściu do biznesu można w takich okolicznościach zapomnieć. Nie możemy się zatem dziwić, że innowacyjność polskiej gospodarki jest odwrotnie proporcjonalna do ilości zapisanego przez ustawodawców papieru.

Nie twierdzę, że prawo było doskonałe, a jego modyfikacja była błędem. Mam jednak wrażenie, że efektem legislacyjnego pośpiechu będzie przede wszystkim niestabilność polskiego prawa i potrzeba jego kolejnej modyfikacji. Ale może o to właśnie chodzi? Może posłowie koalicji PO-PSL (bo przecież tylko ustawy ich autorstwa mają szansę przejść w sejmowych głosowaniach) odnaleźli sens własnego istnienia w obsesyjnym produkowaniu kolejnych ustaw i „poprawek do poprawek”? Wypuszczając buble zapewniają sobie przecież zajęcie na kolejną kadencję, prawda? Jakość ich legislacyjnego rozwolnienia właściwie nikogo już nie interesuje. W szale „tworzenia”, a może raczej „defekowania” kolejnych ukazów, rozporządzeń, edyktów, dyrektyw, proklamacji, obwieszczeń i pouczeń zajmujemy pierwsze miejsce w Europie! Nikt nie napisał więcej!

A może też rację miał Tacyt, gdy jakieś 1900 lat temu stwierdził: „Im bardziej skorumpowana Republika, tym liczniejsze jej prawa”? Wkrótce po śmierci Tacyta Cesarstwo Rzymskie zaczęło się rozpadać...