W swoim tekście starałem się pokazać dlaczego przeciwnicy krzyża tak mocno i brutalnie z nim walczą chociaż „dwa kijki z trupkiem” dla osoby niewierzącej nie powinni nic znaczyć. Pokazałem to na przykładzie „lamusa”, który psuje imprezę kilku kumplom, którzy poszli na panienki i picie alkoholu, szepcząc im do ucha, że nie powinni zdradzać żony i grzeszyć. Taki lamus przeszkadza imprezowiczom i nie chcą go widzieć w swoim otoczeniu. Nawet jeżeli patrzy z daleka. Porównałem takiego lamusa właśnie do krzyża wiszącego w miejscach publicznych. Napisałem również, że krzyż przypomina, że oprócz zabawy istnieje coś takiego jak choroba, smutek, żal, ale również nadzieja, bezgraniczna miłość i poświęcenie. Krzyż jest lamusem, który musi zniknąć ze ścian i miejsc publicznych, bo wkurza.


"Gazeta Wyborcza" ustami skierowanego na front walki z prawicowymi oszołomami Pawła Smoleńskiego wyciągnęła z tekstu jednak coś innego. Otóż dla Smoleńskiego najważniejszą jego częścią były fragmenty opisujące wyimaginowaną imprezę. I w tych fragmentach Smoleński znalazł to co u prawicowców jest najcenniejsze - a mianowicie seks. Publicysta szuka u mnie obsesji seksualnych z niemal tak wielkim zaangażowaniem jak Stefan Niesiołowski, który wysyłał Pawła Lisickiego do przemysłu porno jak już go wyrzucą z „Rzeczpospolitej”. Publicysta "Wyborczej" znalazł w końcu kolejnego kościółkowego de Sade’a, któremu mógł przywalić. A więc po dokładnym cytacie „penisów, suczek, kopulacji i samic”, które użyłem by zobrazować pewną istote rzeczy, Smoleński w końcu wysila się na konkluzję.  


„Po tak sugestywnej relacji z orgiastycznej balangi i wnikliwej analizie przeciwników krzyża łatwo pojąć poziom wzburzenia moralnego Adamskiego. Mimo to pojawiają się pytania. A co z tymi, którzy nie wciągają koki, nie kopulują w łazienkach nocnych klubów z suczkami, nie przypalają cygar stuzłotówkami i mimo to nie chcą krzyża w sejmie, gdyż ich wrażliwości nie odpowiada, by pod "lamusem i trupkiem" dochodziło do scen gorszących, co z tego, że bez seksshow i narkotyków? Czy aby między zwolennikami krzyża nie ma "facetów pchających swoje penisy we wszystko, co się rusza"? Gdzie na planie naszkicowanym przez Adamskiego umieścić feministki-katoliczki? I tak dalej” - pisze żołnierz postępu. Odpowiem więc na to osamotnione pytanie skierowane do do mnie. Pewnie, że tacy przeciwnicy krzyża są. Wielu z nich chce zdjęcia go bo jest to modne. Inni nie chcą na niego patrzeć, bo poradniki inteligenta wmówiły im, że wykształcony człowiek nie może akceptować obecności krzyża. A jeszcze inni mają swoje grzechy na sumieniu, które nie muszą polegać na występkach seksualnych. Jednak mają swoje powody, by nie widzieć symbolu, który przypomina im, że istnieje coś takiego nienowoczesnego jak sumienie.



Smoleński również lustruje moją przeszłość. „Tak precyzja opisu właściwa dokumentalistom lub reporterom uczestniczącym wskazuje, że Adamski jest nie tylko publicystą i teologiem, ale również znawcą życia, w jego - by tak rzec - orgiastycznym wymiarze. Naoglądał się najpewniej nasz Adamski suczek, koki, cygar, japiszonów i seksspektakli, ubabrał się w rozpuście i swawoli do tego stopnia, że aż rzuciło mu się na rozsądek” - pisze publicysta. I trafia on w dziesiątkę. Tak, paliłem trawkę. Tak, uganiałem się za panienkami. Tak, bywałem na imprezach gdzie były suczki, koks i cygara. Byłem wówczas lewicującym głupcem i moją ukochaną gazetą była „Gazeta Wyborcza”. Jednak na tyle ukształtowała ona część mojej duszy, że mieszka we mnie zarówno Savonarola jak i wciąż Markiz de Sade. Tak się kończy przynależność do „fan klubu Jezusa” z Czerskiej. Jedno jednak mi nie pasuje w tekście publicysty. Od kiedy według kolegów z "Wyborczej", rozpusta rzuca się na rozsądek? Takie myślenie nie jest przypadkiem prawicowym oszołomstwem?  

 

Łukasz Adamski