Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Czy ideologia gender jest Pana zdaniem cały czas w natarciu i jak to wygląda na dziś w Poznaniu, który często jest opisywany w mediach jako miasto bardzo otwarte na środowiska LGBT ?

Jan Sulanowski, radny miasta Poznania: Przez kilka lat na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej odbywały się studia podyplomowe z zakresu gender. Z tego, co mi wiadomo, ostatnia rekrutacja odbyła się w 2015 r. Wydaje się zatem, że zainteresowanie tym tematem na tyle zmalało, że ten kurs nie jest kontynuowany. Niemniej w Poznaniu temat gender jest nadal eksploatowany, głównie za sprawą prezydenta miasta, który angażuje urząd we wspieranie „równościowych” inicjatyw, takich jak np. Marsz Równości i Pride Week (ang. Tydzień Dumy). Warto wspomnieć, że na rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, a więc na święto NSZZ „Solidarność”, miejskie służby odmówiły wywieszenia okolicznościowych flag ze względu na „trudności techniczne”, ale za to tęczowe flagi bez problemu zawisły, gdy przez centrum miasta przechodził Marsz Równości. Przyzwolenie władz miasta powoduje, że również miejskie instytucje kulturalne wspierają tego typu wydarzenia. Warto też wspomnieć, że to właśnie w czasie obecnej kadencji w magistracie zostało utworzone stanowisko pełnomocnika ds. przeciwdziałania wykluczeniom, na które zresztą została powołana pani, która prowadziła zajęcia na wspomnianych już Gender Studies.

W Poznaniu, w ramach tematyki gender współdziałają ze sobą organizacje feministyczne, LGBT i skrajna lewica, w tym anarchiści. Dzięki wsparciu ze strony opanowanych przez Platformę Obywatelską władz samorządowych, a także zagranicznych organizacji lewicowo-liberalnych, przeprowadzają one konferencje, szkolenia i prelekcje, skierowane m.in. do nauczycieli i do rodziców. Podejmowane są również próby, aby bezpośrednio indoktrynować dzieci, wprowadzać zamęt aksjologiczny i w ten sposób tworzyć nowego człowieka oraz nowe społeczeństwo, chciałoby się rzec, taki „nowy wspaniały świat” opisany w książce Aldousa Huxleya. Pod płaszczykiem walki z dyskryminacją zwalcza się tradycyjny model rodziny. Dewiacje seksualne przedstawiane są jako coś normalnego, do tego dochodzi jeszcze walka o tzw. prawa reprodukcyjne, które de facto niewiele mają wspólnego z zachowaniem ciągłości pokoleń i z naturą.

Czy to oznacza, że władze Poznania spychają kwestie wspierania rodzin na drugi plan i przede wszystkim troszczą się o szerzenie ideologii gender?

Można na to zagadnienie spojrzeć czysto pragmatycznie, ekonomicznie. Jako społeczeństwo borykamy się z problemem demograficznym, a to niestety odbija się na rynku pracy, gospodarce, świadczeniach socjalnych, służbie zdrowia, polityce mieszkaniowej czy bezpieczeństwie - również na poziomie samorządu. Jeśli instytucje publiczne mają przetrwać i służyć kolejnym pokoleniom, to funkcjonariusze publiczni różnych szczebli władzy powinni koncentrować się na wspieraniu rodzin – poprzez pomoc finansową, ulgi podatkowe, zapewnienie wysokiego poziomu edukacji, ułatwienia w pozyskaniu mieszkania – stwarzać rodzinom jak najlepsze warunki do rozwoju. Jeśli chodzi o Poznań, to odnoszę wrażenie, że szczególnie w sferze wizerunkowej, obecny prezydent miasta mnóstwo miejsca poświęca na uprawianie genderowej propagandy: zaprasza Kongres Kobiet, wspiera Pride Week, bierze udział w czarnych protestach.

Czyli włodarze miasta mają inne priorytety?

Tak, gdy tymczasem poważnym problemem naszego miasta jest proces wyludniania się – ludzie wyprowadzają się do ościennych gmin lub do innych miast. Co w sferze polityki wizerunkowej przyniesie lepszy efekt: wymachiwanie tęczową flagą czy też polityka prorodzinna? Uważam, że to drugie. Oczywiście równolegle z kreowaniem odpowiedniego wizerunku muszą iść konkretne działania, a obecnie nie widzę w moim mieście niczego szczególnego, czegoś ponad to, co robi się w innych miastach. I to jest wyzwanie dla kolejnego prezydenta Poznania, bo wierzę, że w najbliższych wyborach samorządowych wygra nasz kandydat, którego wyróżniać będzie rozsądek, pewien pragmatyzm, doświadczenie i ideowy fundament chrześcijańsko-patriotyczny.

Czy Pana zdaniem wzrasta zainteresowanie ideologią gender?

Tematyka gender nie budzi w większości społeczeństwa dużego poparcia. Widać to chociażby po rekrutacji na Gender Studies na naszym uniwersytecie. W ciągu kilku lat „przeszkolenie” przeszli chyba wszyscy zainteresowani przedstawiciele lokalnych środowisk lewicowo-liberalnych, a nowych rekrutów jest zbyt mało, aby reaktywować kierunek. Jest jakaś niewielka grupa działaczy, która w zasadzie żyje z tego, aby problematykę gender nagłaśniać. Proszę zauważyć, że na te wszystkie marsze i kongresy zjeżdżają się aktywiści z całego kraju i pewnie jeszcze z państw sąsiednich. Gdyby manifestować mieli jedynie działacze z Poznania i okolic, to byłaby to bardzo skromna grupa. Poza tym, gdyby nie było przychylności władz samorządowych i wsparcia finansowego różnych, często zagranicznych fundacji, to aktywność ta byłaby jeszcze mniejsza. Niemniej to wcale nie oznacza, że problemu nie ma – gender mainstreaming, czyli genderowa propaganda dalej jest uprawiana, walka o umysły trwa.

Jak to się dzieje, że grupy wspierające mniejszości seksualne mają zawsze fundusze i wsparcie?

Najlepiej to wyjaśnić na przykładzie Fundacji Batorego założonej przez Georga Sorosa, jednego z najbogatszych ludzi na świecie, spekulanta walutowego, człowieka propagującego tzw. społeczeństwo otwarte. Metoda działania tej fundacji polega na przekazywaniu dużej części własnych pieniędzy innym organizacjom, aby realizowały programy zgodne z jej wytycznymi. Wydawać by się mogło, że wszystko jest w porządku, bo na stronach fundacji odmieniane przez wszystkie przypadki jest słowo „demokracja”. Warto jednak przyjrzeć się, jakie projekty są wspierane przez tę organizację. Ciekawej analizy dokonał Instytut Ordo Iris, który przeanalizował, na co były przeznaczane pieniądze z Funduszy Norweskich – Fundacja Batorego była dyspozytorem tych środków, wielu milionów złotych. Mówiąc w skrócie: większość środków uzyskiwały organizacje o lewicowo-liberalnym profilu. Również organizacje propagujące szeroko rozumianą ideologię gender otrzymały mnóstwo pieniędzy na swoją działalność z tego źródła.

Są jeszcze inne źródła finansowania tego nurtu?

Nie trzeba daleko szukać, bo niektóre samorządy również wspierają takie organizacje poprzez przyznawanie dotacji lub udostępnianie lokali na preferencyjnych warunkach, dzięki czemu genderyści mogą ograniczać koszty działalności. Pretekstem do udzielania wsparcia jest rzekoma walka z wykluczeniem. Rzekoma, ponieważ wykluczenie społeczne sprowadzane jest jedynie do walki z dyskryminacją dotyczącą preferencji seksualnych czy płci. Tymczasem wykluczenie można rozumieć dużo szerzej, mając na myśli również trudności osób niepełnosprawnych i ludzi biednych. Nie neguję, że osoby o innej orientacji seksualnej również mogą się borykać z pewnymi problemami i także potrzebują jakiejś pomocy, natomiast nie może być tak, że całą uwagę skupia się wyłącznie na tej jednej mniejszości, że z czasem ta mniejszość zaczyna dyktować warunki większości.

Szacunek należy się każdemu człowiekowi jako istocie ludzkiej, bez względu na to, jakie ma upodobania seksualne. Jednak, według mnie, genderyści postrzegając ludzi wyłącznie przez pryzmat seksualności i czyniąc z preferencji seksualnych główny składnik tożsamości, totalnie spłycają istotę człowieczeństwa. Osobowość zostaje zredukowana do popędów, emocji i instynktów. Tego typu myślenie i wynikające z niego działania są szkodliwe dla tkanki społecznej, czego najlepszym przykładem są zanikające społeczeństwa zachodnie. Dlatego roztropne władze, również samorządowe, powinny się temu trendowi przeciwstawić i na wszelkie możliwe sposoby promować normalną, tradycyjną rodzinę, ponieważ taki model sprawdza się najlepiej. Czuję się dziwnie, mówiąc takie oczywistości, ale najwidoczniej czasem trzeba o tym przypominać.

Dziękuję za rozmowę