„Afera” wybuchła na antenie Radia Olsztyn. Posłanka Bublewicz ( nr.1 na liście do Sejmu w Olsztynie)  powiedziała: „ Mam takie doświadczenie z kolegą Tadeuszem Iwińskim, z którym od sześciu lat pracujemy w komisji spraw zagranicznych, że w swoich wypowiedziach często odnosi się do mojego wyglądu, co mnie dziwi, bo mnie nigdy nie przyszłoby do głowy, by odnosić się do jego zewnętrznej aparycji.” Poseł postępowej SLD , biorący udział w dyskusji, powiedział: „ Być może zdarzyło się, że coś powiedziałem w rozmowie na korytarzu, ale nigdy na posiedzeniu komisji. Ja jak mało kto kobiety promuję, uważam, że są lepiej wykształcone, dłużej żyją, są bardziej wytrzymałe”.


Posłanka Bublewicz jednak nie odpuściła seksistowskiemu posłowi z SLD i pożaliła się, a jakże!,  „Gazecie Wyborczej”. „Beata Bublewicz dodaje, że Iwińskiemu podobne uwagi na temat jej wyglądu "zdarzało się wygłaszać regularnie". Na przykład: "Pani poseł, pani jako piękna kobieta z Warmii i Mazur wygłasza taki pogląd, a ja uważam, że...". Na potwierdzenie przedstawia stenogramy z posiedzenia komisji z listopada 2010 roku, które dotyczyło strategicznych celów polskiej polityki zagranicznej w Azji Centralnej i na Dalekim Wschodzie. Posłanka nie zgodziła się ze stanowiskiem polityka SLD na temat przestrzegania praw człowieka w Chinach. W odpowiedzi usłyszała od Iwińskiego: "Nie chcę prowadzić polemiki z panią poseł Bublewicz, która jest urocza i inteligentna i stoi na czele zespołu tybetańskiego".- czytamy w GW.  Może pani poseł po prostu nie zgadza się z uwagami Iwińskiego i uważa, że jej kolega konfabuluje.  Ja oczywiście nie wierzę w kłamstwa posła Iwińskiego. Słuchając  różnych wypowiedzi Pani Bublewicz  muszę bez bicia  przyznać, że może ona z powodzeniam konkurować  z elokwencją  prezydenta Bronisława Komorowskiego.

 
"Gazeta Wyborcza" nie omieszkała również przypomnieć, że w 2002 roku Iwiński „mocno musiał się tłumaczyć z materiału, który pokazał TVN. Wynikało z niego, że w przerwie szczytu UE w Barcelonie usiłował pocałować polską tłumaczkę i sięgnął ręką pod jej żakiet”. Gazeta przypomina ponadto  ,z prawdziwą powagą,  o radnej SLD z Sosnowca, która przeforsowała kilka dni temu zapis o zakazie zwracania się w sosnowieckim samorządzie po imieniu do kobiet. Jej zdaniem, mężczyźni na stanowiskach zbyt często pozwalają sobie na "tykanie" podwładnych i koleżanek. Mówienie po imieniu to  podobno  rodzaj seksizmu.


No cóż. Lewacka rewolucja kroczy do nas wielkimi krokami. Jednak odwrotnie niż na zachodzie, u nas pożera najpierw własne dzieci. Iwiński to w końcu polityk zapaterowskiej partii kieszonkowego rewolucjonisty Napieralskiego. Czy w ramach parytetów i walki z ciemnogrodem, poseł lewicy wyleci teraz na koniec listy albo przynajmniej w ramach przeprosin będzie musiał pocałować posłankę Senyszyn?  Z pewnością jest  nadzieja, że postępowcy znad Wisły ( w tym przypadku Łyny)  sami się wykończą zanim zabiorą się za polski ciemnogród. Miło jest popatrzeć na bohaterskie rozwiązywanie przez różowych i czerwonych problemów  , które sami stworzyli.


Łukasz Adamski