W jemeńskiej stolicy, w Sanie, doszło do niebywale krwawych zamachów islamskich terrorystów. Zamachowcy samobójcy wysadzili się w dwóch meczetach, zabijając według najnowszych doniesień 90 osób, a raniąc dalsze 280. Bez wątpienia liczba ofiar śmiertelnych jeszcze wzrośnie.

Do zamachów przyznało się, oczywiście, Państwo Islamskie. Ich atak jest rzeczą niebywałą także dla samych muzułmanów. Zamachowcy wysadzili się bowiem w meczetach Badr oraz al-Haszusz w czasie piątkowych południowych modlitw. Świadkowie mówią łącznie o trzech wybuchach. W meczecie Badr jeden z zamachowców wysadził się w środku, powodując tym panikę i gwałtowną ucieczkę wiernych na zewnątrz. W tym momencie zaatakował drugi zamachowiec, wysadzając się w uciekającym ze świątyni tłumie. W zamachu zginął między innymi imam meczetu i wiodący jemeński przywódca religijny, al-Murtada bin Zajd al-Muhatwari.  

Początkowo nikt nie wziął odpowiedzialności za zamachy. Pojawiły się jednak głosy oskarżające o mord al-Kaidę. Dopiero później do ataków przyznało się Państwo Islamskie, choć, oczywiście, nie musi być to zgodne z prawdą. Niewykluczone, że bojownicy kalifatu przyznając się do coraz to kolejnych zamachów chcą po prostu zintensyfikować poczucie grozy.

Zamach na meczety był możliwy tylko dlatego, że oba zaatakowane punkty znajdują się w rękach szyickich zajdów. Ci przez radykalnych sunnitów uznawani są za niewiernych apostatów, z tego fundamentaliści nie widzą sprzeczności między ich mordowaniem a zaleceniami Koranu.

Powyższe ataki powinny być dla nas jasnym świadectwem tego, że islamski fundamentalizm nie jest zagrożeniem godzącym wyłącznie w Zachód oraz w chrześcijan. Ekstremiści kierują się de facto totalitarną ideologią, która każe im występować przeciwko wszystkim mającym odmienne od nich zdanie. Nie należy jednak wyciągać z tego pochopnych wniosków i brać w obronę tak zwanego „prawdziwego” islamu. Fundamentalistyczny ekstremizm reprezentowany przez Państwo Islamskie wyrasta przecież na gruncie sunnizmu, będącego zdecydowanie dominującym nurtem mahometanizmu. I choć nie każdy sunnita to terrorysta, to jednak niemal każdy za podstawę swej wiary przyjmuje Koran – księgę, która w opinii wielu znawców islamu jest w istocie właściwym źródłem ideologii dżihadu. 

Moglibyśmy nadzieję na zmianę i powstrzymanie dżihadystów upatrywać w wysiłkach międzynarodowej koalicji antyterrorystycznej. Moglibyśmy, gdyby nie jej ewidentna słabość i niechęć do podejmowania na Bliskim Wschodzie jakichkolwiek zdecydowancyh działań wobec Państwa Islamskiego. Pamiętajmy też, że w skład tej koalicji wchodzą też radykalne islamskie kraje. Przykładem Arabia Saudyjska, w której panuje fundamentalistyczny wahabizm, skłonny do prześladowania chrześcijan. 

Trzeba więc liczyć raczej na przemiany w samym islamie, tak, jak chciałaby tego część uczonych z wpływowego sunnickiego uniwersytetu Al-Ahzar w Kairze oraz egipski prezydent al-Fattah as-Sisi. Środowisko to postuluje ponowne przepracowanie nauki Koranu i muzułmańskiej tradycji, tak, aby wykluczyć elementy mogące prowadzić do praktykowania krwawej przemocy przez ekstremistów. Warto przypomnieć, że uniwersytet Al-Ahzar współpracuje na wielu polach ze Stolicą Apostolską.

Jeżeli jednak zawiodą zarówno wysiłki militarne oraz reformatorskie, to trzeba spodziewać się dalszej eskalacji przemocy terrorystów. Działania Państwa Islamskiego świetnie pokazują, jak wiele mogą zdziałać zdeterminowani dżihadyści, i to zarówno w biednych krajach Bliskiego Wschodu i Afryki, jak i w bogatych państwach Europy. A nam, żyjącym w uparcie otwartej na imigrację Unii Europejskiej, krwawe sukcesy ekstremistów nie wróżą niczego dobrego.

Paweł Chmielewski