W miniony weekend opinię publiczną w Polsce zelektryzowała kwestia protestów przed Sejmem i rzekomej agresji policji. Jak się okazuje, w ruch poszły nawet fake-newsy.

Wszystko za sprawą ujawnionego przez TVP nagrania, na którym widać było młodego mężczyznę wykrzykującego w stronę funkcjonariuszy policji: „ZOMO! ZOMO!” Opozycja totalna i jej zwolennicy przekonywali w mediach społecznościowych, że „bohater” nagrania mógł być prowokatorem, ot, takim „pisowskim Hadaczem”. Wszyscy bowiem pamiętamy mężczyznę, który swoją działaność rozpoczą od „obrony krzyża smoleńskiego” pod Pałacem Prezydenckim, nierzadko zachowując się w sposób agresywny i wulgarny. Andrzej Hadacz wystąpił później w spocie Platformy Obywatelskiej, zatytułowanym „Oni też pójdą na wybory”, który miał przedstawić sympatyków Prawa i Sprawiedliwości jako wulgarnych, agresywnych fanatyków, wyławiając co pikantniejsze sceny z Krakowskiego Przedmieścia. Udało się. Dzięki straszeniu PiS-em Platforma wygrała wybory parlamentarne w 2011 r, a Andrzej Hadacz nagle zmienił poglądy i towarzystwo. Ostatecznie prowokator przestał być traktowany poważnie przez kogokolwiek i widownię znajdował już tylko u takich postaci jak Zbigniew Stonoga czy Eugeniusz Sendecki, innymi słowy- sięgnął dna.

Z młodym człowiekiem, który prowokował policję miało być podobnie. Politycy partii opozycyjnych, internauci sympatyzujący z tymi ugrupowaniami lub związani z KOD czy Obywatelami RP, a także część autorytetów obecnej opozycji, zaczęło spekulować czy był to ktoś związany z Prawem i Sprawiedliwością, czy może raczej ktoś nasłany przez Telewizję Polską, którą kieruje przecież polityk PiS. W ten sposób udało się dotrzeć do archiwalnych materiałów TVP i odnaleziono Wiaczesława Skidana. Młody Ukrainiec mieszkający w Polsce ma to nieszczęście, że:

1. Jest bardzo podobny do agresywnego demonstranta

2.Kilkakrotnie pojawiał się w programach Telewizji Polskiej

Hejt na- jak się później okazało- Bogu ducha winnego chłopaka, popłynął z obu stron politycznej barykady: zarówno od niektórych zwolenników opozycji totalnej- i, co gorsza, również polityków, jak i części przedstawicieli tzw. „skrajnej prawicy”. Mowa o osobach, które Ukraińców, nawet tych najmłodszych, jednoznacznie utożsamiają ze zbrodniczą działalnością UPA i Bandery i nie odpowiada im, że polskiemu rządowi zależy na dobrych stosunkach naszego kraju z Ukrainą, a także to, że Polska pomaga Ukrainie, a do naszego kraju wciąż chętnie przyjeżdżają młodzi Ukraińcy, aby tu pracować czy studiować. Nie da się zaprzeczyć, że współczesnej Ukrainie brak bohaterów, dlatego, niestety, szukają ich w banderowcach. Tym niemniej w internetowym „linczu” na panu Wiaczesławie możemy usłyszeć... „syreni śpiew Putina”. Nie ma wątpliwości, że Kreml podsyca nastroje antyukraińskie w Polsce i antypolskie na Ukrainie. Dlaczego nie mogłoby tak być i tym razem? Dla każdego, kto patrzy racjonalnie na obecną sytuację w naszej części Europy czymś oczywistym będzie, że Polska i Ukraina potrzebują siebie nawzajem, że dobre relacje są w jak najlepszym interesie obu krajów. 

I pół biedy, jeżeli posty i grafiki czy memy o „Ukraińcu z TVP” rozpowszechniają rosyjskie trolle albo też ta część skrajnej prawicy, która nazywa Polskę „Polin”, lubuje się w udostępnianiu zdjęć polityków czy to poprzedniego, czy obecnego obozu rządzącego w jarmułkach i wszędzie widzi Żydów, Ukraińców etc. Są to ludzie, którzy albo „tylko” wykonują swoją pracę, albo zamknęli się w swojej „bańce informacyjnej”, żyją teoriami spiskowymi i nie chcą bądź nie potrafią weryfikować informacji znalezionej w internecie, ba, internetowe memy stają się w ich oczach bardziej wiarygodnym źródłem niż media w Polsce.

Niestety, zdjęcia rzekomego prowokatora zamieścili na swoich profilach w mediach społecznościowych także ludzie, po których moglibyśmy w sumie spodziewać się czegoś więcej, chociażby podstawowej umiejętności weryfikacji informacji. Mowa m.in. o rzeczniku Platformy Obywatelskiej, Janie Grabcu, który nie przeprosił ani nie usunął wpisu mimo interwencji dziennikarzy, takich jak Agnieszka Gozdyra z Polsat News czy Samuel Pereira z TVP Info. Trudno, żeby Grabiec zaufał Pereirze, ale redaktor Gozdyrze, w odróżnieniu od redaktora naczelnego portalu TVP.Info trudno przypisywać sympatię dla PiS. W tym wypadku jednak z całą pewnością prowadząca „Skandalistów” i „Tak czy nie” w Polsat News wykazała się sympatią do... prawdy i zwykłej ludzkiej przyzwoitości.

Interweniował również mecenas Jarosław Kaczyński, Zbieżność nazwisk jest tu zupełnie przypadkowa, ponieważ adwokat broni protestujących pod Sejmem. Tym niemniej, na grupie Obywateli RP na Facebooku prawnik zamieścił wpis, z którego wynika, że nie możemy mówić o prowokatorze nasłanym przez PiS lub TVP, ale o jednym z protestujących. 

"Podczas akcji z gazem jeden z protestujących był dość agresywny. Podejrzewano go o bycie prowokatorem. Dziś poznałem jego personalia i wiem, że jest jednym z prawdziwych protestujących. Policja zaczyna go szukać. Prosiłbym o przekazywanie dalej tej informacji - to nie prowokator"- napisał na Facebooku Kaczyński. 

Na profilu Jana Grabca od soboty widnieje "pusty" wpis. Pusty, bo usunął go już nawet użytkownik, od którego polityk "retweetował" zdjęcia "prowokatora". 

 

"To,że na piewszy rzut oka te osoby są podobne,nie znaczy że to ta sama osoba, a kto by umiał i chciał to naprawdę ocenić,to by to zrobił,a nie tworzył kłamstw, że to jest Ukrainiec,bo istnieje szereg szczegółów różniących te osoby np.brwi,nos,usta,uszy itd"-napisano na profilu SpecGhost w odpowiedzi na wpis Grabca. Z kolei redaktor Gozdyra zauważyła, że- mimo upływu czasu- politycy, którzy udostępnili fake news o rzekomym prowokatorze z Ukrainy wciąż nie usunęli wpisu, mimo wielu sygnałów, że aktor/student/statysta z TVP i młody mężczyzna krzyczący do policjantów "ZOMO!" to dwie różne osoby. "Bez komentarza"- podsumowała dziennikarka. 

Według portali Wp.pl i Niezależna.pl, informacja o "Ukraińcu z TVP" miała pojawić się również na facebookowym profilu Krystyny Jandy. choć do tej pory autorka najprawdopodobniej zapoznała się z prawdziwymi informacjami i post usunęła. Podobnie uczyniła warszawska radna Platformy Obywatelskiej. Niestety, w sieci nic nie ginie...

 

Radna co prawda przeprosiła, pokajała się, a w partii czeka ją "sąd koleżeński", ale... niesmak pozostał.

Jakkolwiek wpisy tego rodzaju są obrzydliwe, w porównaniu z posłem Grabcem, warszawska radna jest jedynie "płotką". Rzecznik Platformy Obywatelskiej nadal udaje, że wszystko jest w porządku. 

Efekt jest taki, że również profil pana Wiaczesława na Facebooku zalała fala hejtu. Internauci wyzywają go od "banderowskich k**ew". Innymi słowy, część opozycji i jej autorytetów dmucha w jedną trąbkę ze skrajną prawicą lub po prostu... rosyjskimi trollami. Sympatycy opozycji, którzy nabrali się na to, mogą zatem przybić sobie piątkę z ludźmi, z którymi tak bardzo się nie zgadzają, z tymi, których nazywają "faszystami".

 

Wszystko jest tym bardziej szokujące, że tego typu fake newsy rozpowszechniają politycy formacji, która przekonuje, że Prawo i Sprawiedliwość niszczy relacje Polski z Ukrainą, która przekonuje, że obecny rząd wpycha nasz kraj w objęcia rosyjskiego niedźwiedzia, a Polska rządzona przez PiS jako żywo przypomina putinowską Rosję. Partii, która z upodobaniem szuka "ruskich agentów" w Antonim Macierewiczu, Bartoszu Kownackim i innych politykach PiS, choć wcześniej straszyła, że partia Jarosława Kaczyńskiego i wspomniany wcześniej Macierewicz prą do wojny z Rosją... Platformie można przypomnieć także kilka innych "rosyjskich wątków", pozostańmy jednak przy tym, co widzieliśmy powyżej. Z całą pewnością opozycji się to nie przysłuży...

JJ/Wp.pl, Niezależna.pl, Twitter, Fronda.pl