Czy Donald Tusk skłamał pod przysięgą? Takie pytanie stawiają sobie dziś polscy internauci. Wszystko za sprawą słów przewodniczącego Rady Europejskiej o rozdzielonych wizytach w Katyniu w roku 2010.

Podczas dzisiejszego przesłuchania w roli świadka w procesie Tomasza Arabskiego przed Sądem Okręgowym w Warszawie, Donald Tusk mówił, iż ze strony śp. Lecha Kaczyńskiego nie wyszedł żaden sygnał o możliwości odbycia wspólnej wizyty w Katyniu.

,,W moich planach i, z tego co pamiętam, w planach prezydenta Kaczyńskiego, nie było wspólnej wizyty [...] Nie planowałem, i prezydent Kaczyński też nie planował, wspólnej wizyty prezydenta i premiera w Katyniu [...] Powiem otwarcie: też nie spodziewałem się, aby tego typu inicjatywa ze strony prezydenta miała miejsce, też z racji doświadczeń, jeśli chodzi o tę momentami dość trudną kohabitację'' - mówił dziś Donald Tusk.


Internauci a wraz z nimi część portali przeciwstawia tym słowom wypowiedź śp. Lecha Kaczyńskiego z marca 2010 roku, która wskazuje, że intencja tragicznie zmarłego prezydenta mogła być inna. ,,Ja myślę, że byłoby lepiej, żeby to była wspólna wyprawa prezydenta i premiera, ale jeżeli jest to niemożliwe, to ja jadę w dniu, w którym będą podstawowe uroczystości, a to jest 10 kwietnia'' - mówił Kaczyński dziennikarzom.


Czy można w tej sytuacji oskarać Donalda Tuska o kłamstwo pod przysięgą? Wydaje się, że nie ma do tego żadnych podstaw. By mówić o ,,sygnałach'' czy wyraźnej intencji prezydenta Kaczyńskiego zorganizowania wspólnej wyprawy do Katynia, trzeba byłoby mieć potwierdzenia jakichś kontaktów urzędników ówczesnych KPRM i KPRP w tej sprawie. Medialna wypowiedź to jeszcze za mało.

mod