Autorzy kontrowersyjnego artykułu zaczynaj się z niego wycofywać. Na blogu „Journal of Medical Ethics” przekonują, że napisali tekst, nie po to, żeby zmieniać prawo, a jedynie, by kontynuować niezwykle interesującą bioetyczną debatę, która trwa od ponad czterdziestu lat, a konkretniej od artykułu Michaela Tooleya z 1975 roku. Celem miało być zatem pokazanie logicznych konsekwencji koniecznych w myśleniu, a nie propozycja zmiany prawa. „... nigdy nie sugerowaliśmy, że postnatalna aborcja powinna stać się legalna” - oznajmiają. „Prawo nie opiera się tylko na racjonalnych, etycznych argumentach, ponieważ ma wiele praktycznych, emocjonalnych, społecznych aspektów, które muszą być brane pod uwagę w polityce (…) Ale my nie jesteśmy politykami, lecz filozofami i zajmujemy się koncepcjami, a nie polityką stanowienia prawa” - przekonują Francisca Minevra i Alberto Giublini.

 

Na tym jednak ich przemyślenia się nie kończą. Oboje wyrażają też nadzieję, że „ten list pomoże ludziom zrozumieć istotową różnicę między akademickim językiem oraz wprowadzającą w błąd medialną prezentacją, a także między tym, co może być dyskutowane w akademickiej pracy, a tym, co jest prawnie dopuszczalne”. Odważnym bioetykom, żeby uświadomić im, że taka różnica między tym, co prawnie dopuszczalne, a tym, co może być dyskutowane na łamach akademickich pism, jest w istocie niewielka, proponuję, by zajęli się na łamach „Journal of Medical Ethics” dowodzeniem, że postanatalna aborcja Żydów, na którą zdecydował się Adolf Hitler, to w istocie interesujący koncept, który warto rozważać dalej. Ciekawe, czy państwo bioetycy napisaliby jeszcze jakikolwiek artykuł i czy ktokolwiek opublikowałby im ten pierwszy. A przecież w latach 40. nie brakowało uczonych, którzy mieli takie właśnie poglądy. I zawsze można odwołać się do ich prac, by pokazać, że „debata akademicka toczy się od dawna”.

 

Argumentacja Gubliniego i Minevry nie przekonuje zresztą także innych. Norman Geras, brytyjski filozof, wprost stwierdza, że sugestia, że w tekście nie ma aprobaty dla zmian prawnych, nie wytrzymuje krytyki. Język, którym napisane jest podsumowanie, nie pozostawia wątpliwości, że nie są to tylko hipotetyczne rozważania, ale zwyczajna obrona dzieciobójstwa. Nieco ostrożniej ocenia debatę Kenan Malik z BBC, który wskazuje, że choć autorom tekstu być może nie chodziło o wezwanie do rzezi dzieci, to nie ulega wątpliwości, że ich tekst miał zmieniać myślenie społeczeństwa w dłuższej perspektywie, tak jak teksty Petera Singera o obronie praw zwierząt czy o aborcji i eutanazji już ją zmieniły.

 

W debacie zabrał zresztą głos także Peter Singer. „Moralny status noworodków jest realnym problemem, a miejscem do prezentowania artykułów na ten temat są akademickie magazyny” - oznajmia Singer. „Ludzie, którzy chcą bronić tradycyjnego spojrzenia na świętość każdego ludzkiego życia powinni odpowiedzieć autorom argumentami, a nie groźbami. Jest pewną ironią, że niektórzy chcą bronić świętość życia grożąc śmiercią, tym, którzy ją kwestionują” - oznajmia Singer. A dalej wskazuje, że obrońcy życia powinni docenić, że pojawiają się artykuły, które przyznają im rację w kwestii tego, że nie ma różnicy między moralnym statusem noworodka a zarodka czy embrionu. „Ich problemem jest to, że większość z nich nie wie, jak argumentować przeciwko tym, którzy zgadzają się z nimi, że płód i noworodek mają ten same status moralny, ale odrzucają wniosek, że samo istnienie niewinnej istoty ludzkiej daje mu prawo do życia” - oznajmia Singer.

 

TPT/BioEdge.org/blogs.bmj.com