Na nagraniu widać czarno na białym, że w zamian za poparcie Jacka Protasiewicza obiecywano Pawłowi Froście stanowisko w państwowej spółce.

Newsweek pokazuje całe nagranie. Na filmie widać, że Michał Jaros kilkakrotnie przedstawia się jako tzw. posłaniec Protasiewicza. Film zaczyna się od monologu Tomasza Borkowskiego, delegata który narzeka na złe zarobki: "Po pięć tys. km jeżdżę miesięcznie i już mam dość (…) Od rana do nocy w samochodzie za średnie pieniądze, naprawdę za średnie". Newsweek od razu dodaje, że średnio miesięcznie Borkowski zarabia około 10,6 tys zł.

Radny Borkowski mówi na filmie, że popierając Protasiewicza poparawi swoją sytuację materialną: "Ta opcja (Protasiewicz - dop. red.)ma wejścia jakieś, dla mnie to jest istotne, bo też bym chciał w końcu jakąś pracę bliżej domu (…). Umówmy się, sprawy materialne są tak samo istotne, jak wszystkie inne i wiem na pewno, że tu jest jakaś tam szansa. (…) Tamta strona (Schetyna – red.) nic, żadnego wejścia, wszystko zamknięte (…). Będę próbował. To będzie jakiś warunek, bo już mam dość jeżdżenia po Polsce".

W czasie tego monologu, Borkowski w pewnym momencie zaczyna kusić Pawła Frosta: "Zawsze mógłbyś w jakieś radzie nadzorczej być". W rozmowie poruszany jest wątek rodzinny. Frost mówi, że ma krewnych na Ukrainie i chciałby ich ściągnąć do Polski. W tym momencie wkracza Michał Jaros, który twierdzi, że Jacek Protasiewicz ma dobre układy w MSZ: "W MSZ Jacek ma przecież bardzo dobre relacje z Radkiem Sikorskim. Przecież on go popierał w kampanii" - przekonuje Jaros.

Na koniec spotkania Jaros dodaje jeszcze: "Jeżeli przystąpisz do naszej kampanii, to nie stracisz".

A my pytamy Premiera Donalda Tuska: jest to afera czy nie ma żadnej afery? Proszę o odpowiedź ale nie a`la Bareja.
 
sm/dziennik.pl/Newsweek