Ben Johnson, publicysta Life Site News uważa, że bijący rekordy popularności drugi sezon serialu „House of Cards” ma niebezpieczny proaborcyjny wydźwięk. Twierdzi, że występujący w filmie zwolennicy aborcji wierzą, że gwałt można usprawiedliwić tak długo, jak długo podnosi się tym przy tym argumenty za aborcją na życzenie.

Redaktor prolajferskiego portalu wskazuje na wywiad, jakiego filmowa żona kongresmena Franka Underwooda, Claire, w jednym z odcinków udziela CNN. W rozmowie przyznaje się, że miała aborcję. Johnson zwraca uwagę na nienaturalny język, a właściwie karykaturę ruchu pro-life, jaką można zobaczyć w serialu stworzonym przez hollywoodzkie elity. Zamiast sformułowania aborcja z ust dziennikarki pada oczywiście pytanie o „przerwanie (terminację) ciąży”.

Claire (w tej roli, skądinąd wybitna Robin Wright) z gracją przechodzi do krytyki ruchu pro-life. Wyznaje jednak: „Gdybym powiedziała tak, polityczna kariera mojego męża byłaby zagrożona, moja wiara byłaby kwestionowana, moje życie było zagrożone, ale nie będę się wstydzić. Tak, byłam w ciąży. Tak, miałam aborcję”. Jej deklaracja staje się niejako feministycznym triumfem.

Johnson przypomina, że serialowa żona kongresmena Underwooda (w tej roli Kevin Spacey) w swoim serialowym żywocie miała de facto trzy aborcje – dwie jeszcze jako nastolatka i jedną już w trakcie kampanii wyborczej. Wszystkim trzem poddawała się za zgodą męża.

By uchronić się przed krytyką Amerykanów za aborcję, której głównymi przyczynami było wygodnictwo, serialowa Claire utrzymuje, że w czasach college’u została zgwałcona. To wyznanie przenosi ciężar dyskusji na problem gwałcicieli.

Publicysta Life Site News zauważa, że Claire kreowana jest raczej jako postać mroczna, która snuje intrygi, ale po wyznaniu, że padła ofiarą gwałtu może liczyć na sympatię widzów. Johnson zauważa ponadto oburzenie, jakie wywołała wzmianka o aborcji w kontekście obecnych problemów Claire z niepłodnością.

Konkludując, Johnson dochodzi do wniosku, że nie pierwszy raz zwolennicy aborcji posługują się kłamstwem dla wzmocnienia swojej argumentacji. Przypomina, że przecież aborcję zalegalizowano w USA właśnie w wyniku kłamstwa (słynna sprawa Roe vs. Wade). Kłamstwa to jest to, co pro-aborcjoniści potrafią najlepiej, zwłaszcza w kontekście gwałtu – konstatuje publicysta LSN.

Beb/Lifesitenews.com